5.05. 2015

Temat: Pokój Jezusowy

Teksty: Dz 14,19 – 28; Ps 145,10-11.12-13ab.13cd i 21; J14,27-31a

       Kochani, na początku naszego rozważania proszę byśmy na chwilę tak zastanowili się, jakie to ostatnie, może dzisiaj było doświadczenie w naszym sercu prawdziwego, głębokiego ukojenia, takiego absolutnego poczucia bezpieczeństwa, oparcia, szczęścia niezakłóconego. Taką jedną chwilę sobie przypomnijmy z ostatniego czasu. Tę chwilę zachowajmy teraz w pamięci na ten czas dzisiejszego rozważania, dzisiejszego spotkania z Jezusem zmartwychwstałym, z Jezusem, który mówi: „pokój mój, daję wam”.

       Oto Jezus przekazuje dar szczególny, dar pokoju. Przekazuje go swoim uczniom, przekazuje go mnie i tobie, przekazuje go każdemu z tu obecnych. Od razu jednak mówi – to nie jest taki pokój, jaki daje wam świat. – Jaki pokój daje świat?, jaki może dać, jaki może obiecać? To może być pokój pomiędzy wojnami, albo po jednej wojnie, pomiędzy jakimiś walkami. To może być obietnica zaspokajania jakichś naszych aspiracji, zaspokajania w pędzie do kariery, do wiecznej młodości, zdrowia, do przyjemności, obietnica uwolnienia od jakichś niedostatków, od nieszczęść, od nudy. Widzimy, ile w tych obietnicach od razu okazji do tego, co jest zaprzeczeniem pokoju, do zawiści, zazdrości, jakiegoś braku zaufania.

       A Jezus mówi: ci, którzy będą żyli moją nauką, zaznają pokoju, innego pokoju, mojego pokoju, pokoju serca, pokoju życia. Te słowa, zauważmy padły w wieczerniku tuż przed męką, którą podjął Pan Jezus. Mówi Pan Jezus: „pokój daję” teraz, właśnie teraz. To nie jest obietnica, to jest wręczenie tego daru – zostawiam ten dar mimo, a może właśnie dlatego, że za chwilę będziecie widzieć jego chwilowe zaprzeczenie, będziecie widzieć, że teraz, na tę chwilę wchodzi tutaj władca tego świata - Ale mimo, że Jezus nie usunął zagrożenia, to już teraz uczniów wyposaża w  moc swojej obecności, że uczniowie będą mogli stanąć bez lęku wobec tych i następnych zagrożeń. 

       Pierwsze czytanie dzisiejsze z Dziejów apostolskich, to świadectwo tego, że choć apostołowie nie rozumieli jeszcze tej nauki przed zesłaniem Ducha Świętego, to Pan Jezus łączy tę obietnice pokoju z obietnicą Ducha Świętego bo teraz już te owoce pokoju serca są wspaniałe. Słyszymy o Pawle, który wędruje z ogromną niezłomnością, gorliwością głosi ewangelię mimo trudów, mimo prześladowań. Popatrzmy, jaka jest jego postawa i jak to jest opisane. Św. Łukasz pisze jakby to było coś normalnego - podburzyli ludzie z Antiochii tłum i po prostu Pawła ukamienowali - tak jakby to było coś naturalnego. Narrator tego opisu mówi o tym tylko w jednym zdaniu, ale także czymś naturalnym jest, że Paweł został uratowany i co robi? Od razu idzie do tych miejsc skąd przyszli ci, którzy byli jego niedoszłymi zabójcami. Tak czyni człowiek pełen pokoju, czyli czymś naturalnym dla człowieka pokoju jest doświadczenie krzyża, ale także to, że nie dziwi się, iż ciągle odczuwa Bożą obecność, Bożą pomoc. 

       Widzimy tu też wspaniałą rolę uczniów. To właśnie wtedy, kiedy podeszli uczniowie do ukamienowanego Pawła, ten się podnosi, ten na nowo rozpoczyna swoją działalność, swoją ewangelizację. To także doświadczenie tego, jak ważna jest wspólnota uczniów, wspólnota Kościoła. W fakcie krzyża i w fakcie zmartwychwstania Pana Jezusa ten pokój, pokój serca staje się takim prostym, zwyczajnym owocem w życiu, przyjętym od Pana Boga. W tym darze pokoju jest całe bogactwo, jest cała pełnia łask, łask zmartwychwstałego, który również dla mnie i dla ciebie, tutaj w tym miejscu, w tym naszym wieczerniku pragnie ofiarować te dary, jeśli na nie się otworzysz. 

       Jakie treści mieszczą się w tym jednym słowie „pokój”, „pokój Jezusowy”. To pokój czystego sumienia, czystych rąk, to jest to poczucie dziecka Bożego, którego Ojciec nie pozwoli doświadczyć ponad twoje siły, to jest ta świadomość, że kto miłuje Boga, nie może niczego stracić. Największą stratę Pan Jezus przemieni w swoje błogosławieństwo. Dalej, to pokój pojednania z Bogiem, z ludźmi, to ten wspaniały czas, gdy można zacząć wszystko od nowa, to świadomość przebaczenia winy, to cudowne doświadczenie zaufania na nowo. Tak wiele to znaczy w trudzie człowieka grzesznego, w jego powstawaniu z kolejnych upadków. To jest doświadczenie, że miłosierdzie Boga jest dostępne, jest dostępne dla mnie i dla ciebie, właśnie w tej chwili, dla człowieka o dobrej woli, dla człowieka poszukującego, ciągle zmagającego się, ale ufającego Panu Bogu. Tylko Ewangelia Jezusa wyjaśnia nam także fakt doczesności, naszych ograniczeń, że wszystko jest do czasu. Ileż uspokojenia może wnieść ta pewność - gdy z troską myślimy o cierpieniu, o naszych bliskich, o możliwości rozstania, śmierci kochanych osób - że życie zaczyna się, wypełnia jakąś drogę określoną i nie przerywając swojego trwania rodzi się w innej postaci, żyje dalej. To właśnie pokój Jezusowy przekreśla poczucie bezsensu, bezcelowości, znikomości, niszczenia, rozpadu. Pokój przemijania mojego własnego, tych realiów śmierci własnej, która bez tej nadziei ewangelicznej byłaby jakimś ogromnym zabójstwem całego mojego jestestwa. Pokój Jezusa to pokój także tego dobra, które się pełni i które zostaje wartością cenną na wieczność. To ten pokój przekreśla różne niewdzięczności doświadczane przez nas, różne nieuznania, niesprawiedliwości, jakże to ważne dla ludzi oddanych jakimś wielkim sprawom, ale także i dla rodziców, wychowawców narażonych też na pewne ryzyko dla dobra innych, ponoszących różne koszty, spalających się dla lepszego życia swoich bliskich. 

       Pokój to podejmowanie powołania, które nawet nie jest wyjaśnione tutaj, ale zyskuje swój wymiar wieczny, bo jesteśmy pewni, że to powołanie jest zadaniem, które ustanawia ten, który je rozdziela. Jakże to ważne dla spełnienia tego wszystkiego, co jest zaplanowane w oczach Bożych, zaplanowane w konkretnej wspólnocie, społeczeństwie, w całych dziejach. Dla wielu taki właśnie pokój staje się natchnieniem wytrwania w małżeństwie, w rodzinie nawet nieudanej, jakby się wydawało, w pracy w tej nawet ponad siły, we wspólnotach, które prowadzą jakieś wyjątkowo trudne dzieła. 

       Dlatego drogi bracie i siostro, wsłuchując się w Jezusa przynoszącego tobie pokój zawierzaj wciąż na nowo Jemu swoje życie, swoje plany, zbliżaj się do Niego, wpatruj się w tego, który przychodzi mimo drzwi zamkniętych, właśnie teraz, ten zmartwychwstały wchodzi do serca z tymi darami, które są ci najbardziej potrzebne.

       Pomyśl, jaki rodzaj pokoju jest ci dzisiaj najbardziej potrzebny? Oddawaj Panu Jezusowi dzisiaj kolejne źródła niepokoju, które cię jeszcze trapią, które się jeszcze pojawiają przez jakieś podejmowane przez ciebie trudy, doświadczenia, wobec niewysłuchanych może jeszcze dotąd próśb, a raczej wobec tych nieodkrytych jeszcze odpowiedzi Bożych na twoje wołanie. Odkrywaj także drogi bracie, siostro to wezwanie do dzielenia się tym darem, żeby być narzędziem Bożego pokoju. Bo także dzisiaj mówi do ciebie Pan Jezus – Niech świat się dowie, że miłuję Ojca, że wypełniam Jego wolę. – Niech świat się dowie przez ciebie, przez twoje życie, przez twoją postawę, bo wyposażeni tymi Jego darami, tym Jego pokojem możemy iść z odwagą – „Niech się nie trwoży twoje serce” mówi dzisiaj Pan Jezus. Idź do tych niespokojnych tylu wokół nas ludzi noszących w sobie trudy, z którymi nie umieją sobie poradzić, Jakieś rany dawno niezabliźnione i zbliżaj ich do dawcy pokoju, aby oni doświadczyli Jego mocy uzdrawiającej, uwalniającej. Idź do tych zamkniętych na łaskę, do tych, którzy są krzywdzicielami, żeby budzić także zdrowy niepokój ich sumień.

       Zapytaj się drogi bracie, siostro, czy ja sam dziękuję za ten Jezusowy dar pokoju tyle razy już otrzymywany, doświadczany, za ten dar, który sobie właśnie dzisiaj przypomniałem na początku tego rozważania. Dla kogo jestem pomocą, dla kogo jestem dawcą pokoju, z kim łączą mnie więzi braterskie, które jeszcze bardziej chce pogłębiać, stać się pomocą, jak ci uczniowie dla Pawła. Zawsze, drogi bracie siostro, gdy przyjmujesz z wiarą dary Zmartwychwstałego to pogłębiasz z Nim swoje więzi, pogłębiasz z Nim swoją przyjaźń, a także umacniasz swoją miłość do wspólnoty, do Kościoła, który tutaj, dzisiaj także tworzymy. 

       Niech słowa podczas każdej Mszy świętej, które słyszymy „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami” nich to będzie przez nas traktowane, jako wspaniałe, piękne życzenia. Życzenia Pana Jezusa spełniające się, jako dar, który otrzymujemy na co dzień. Daj Panie Boże pokój Ewangelii, pokój twój, pokój do naszych serc. Daj pokój Ewangelii ludziom, tym osobom tej wspólnoty tutaj zgromadzonej i całemu Kościołowi. Amen


23.05.2015

Homilia w zesłanie Ducha Świętego 

Homilia: ks. Zbyszek

        Teraz po odejściu ks. Piotra przeżywamy pewnego rodzaju rekolekcje z ks. Piotrem. Dlatego od klikunastu dni mamy różne wspomnienia, które myślę, że również u wielu z was się rodzą. Także już tu w czasie czuwania słyszeliśmy trochę o nim i pewnie on powie teraz – a tam, patrzcie na krzyż, na Pana Jezusa, mnie nie wspominajcie – ale tak patrząc teraz na tych „przedszkolaków”, których tu przyjmowaliśmy do wspólnoty, przewijało mi się w pamięci takie jedno zdanie, które ks. Piotr wypowiedział, kiedy był u nas kurs „Nowe Życie z Bogiem”. Było to przed modlitwą o wylanie Ducha Świętego na zakończenie kursu. Byłem tu, w tej parafii wtedy drugi tydzień, wiele się działo i też tak wszystko było z marszu, a on wtedy zaczął od tego zdania – pewnie wszyscy tu obecni przeżywaliście kiedyś taką chwilę nowego życia, taką chwilę, kiedy Duch Święty odmienił coś w was - Wówczas pomyślałem, genialnie proste od tego trzeba było zacząć, miałem to powiedzieć.

       Często jest tak, że ktoś przypomina pewne oczywiste sprawy, które właśnie wydobywają się w danej chwili. Dlatego dzisiaj, jakby ponaglony tamtym wezwaniem, chciałbym od tego zacząć.

       Moi kochani, przecież każdy, nie wiem, czy każdy, mówię teraz za siebie, ja miałem taką chwilę, kiedy wszystko się odmieniło właśnie dzięki działaniu Ducha Świętego, poczułem się wolnym, dzieckiem Bożym, synem umiłowanego. Jeszcze tak tego wtedy nie nazywałem, bo jeszcze może tak do końca nie byłem świadomym tego, co się stało. To wszystko trwało, to był proces uświadamiania sobie tego, co naprawdę się wydarzyło, ale owocem tych zmagań, gdzie walczy Duch Święty, w każdym człowieku jest właśnie wolność. I kiedy krystalizował się temat tegorocznego czuwania „Gdzie Duch Pana jest obecny tam wolność” (to słowa św. Pawła z listu do Koryntian), to właśnie uświadomiłem sobie, że sam powinienem o tym zmaganiu się Ducha Świętego we mnie choćby parę słów powiedzieć.

       Otóż parę lat temu doświadczyłem uwolnienia (uwolnienia dosłownie) od nałogu palenia, kiedy wreszcie zdecydowałem się na powiedzenie Panu Jezusowi: „tak, teraz Ty działaj, to już koniec z tym zniewoleniem”. W tym jednym momencie poczułem niesamowite działanie uwalniające. Wiedziałem, że to się skończyło, po prostu tego nie ma. To, z czym sobie nie umiałem poradzić, czego się wstydziłem tak bardzo przez tyle lat, w tym momencie już tego nie ma. Jeszcze nie byłem do końca pewny, ale czułem, że coś się niezwykłego stało.

       Potem dopiero po jakimś czasie zacząłem doświadczać coraz więcej łask właśnie w tej wolności, którą już miałem. Takich łask, które wypływały wprost już później, byłem tego pewny, z Bożej miłości, a więc doświadczenie ogromnej radości w służbie kapłańskiej, w sprawowaniu tego, co przedtem sprawowałem też, ale jeszcze nie było takiego otwarcia, takiej radości. Miałem także nowe spojrzenie na powierzone mi osoby, spojrzenie z większą miłością, z większą troską, pasterską, ojcowską, i wtedy zacząłem doświadczać, że te osoby też inaczej na mnie patrzą. To było niesamowite doświadczenie tego, jak Pan Bóg działa, kiedy człowiek przyjmuje, kiedy wreszcie zdecyduje się powiedzieć „tak”, kiedy zdecyduje się odpowiedzieć na Jego wezwanie. On wtedy zaczyna działać i dawać takie dary, takie łaski, o które nawet człowiek wtedy nie prosił, bo ja nie prosiłem o to, nawet nie wiedziałem o co mogę prosić. Może nawet zazdrościłem na spotkaniach modlitewnych tych nadzwyczajnych darów, charyzmatów, a otrzymywałem takie można powiedzieć prozaiczne, ale bardzo potrzebne dla mnie, dla mojej posługi.

       Dzisiaj, w tym kontekście pragnę to mocno podkreślić, jak ważne jest doświadczenie wolności dziecka Bożego, jak ważne jest to, żeby nauczyć się żyć tą świadomością na co dzień, że jestem umiłowanym dzieckiem Bożym, że jestem synem, córką Najwyższego, że Duch Święty daje mi tą łaskę przybrania za dzieci Boże. To On sprawia, że wypełniamy Boże przykazania, nie dlatego, że tak jest nakazane, ale dlatego, że kochamy Boga, że ufamy Mu, bo tak bardzo doświadczyliśmy Jego łaski. Bardziej ufamy Jemu niż sobie i to przekonanie, że wolność, którą nam daje Pan Bóg nie jest wolnością od czegoś, ale do… do daru jeszcze większego, daru z siebie, do jeszcze większego obdarowywanie sobą innych, czyli do daru miłości.

       Jedną z łask, które doświadczałem w ostatnich latach to mocne przeżywanie wielkiego czwartku, kiedy w postawę służby Jezusa mogę wcielać się tak bardzo dosłownie właśnie w czasie obrzędu umywania nóg. To jest ten dar miłości z samego siebie wprost, kiedy mogę stanąć jako Pan Jezus wobec osób powierzonych mojej trosce to wtedy tak bardzo mocno działa Duch Święty obdarowując pasterską miłością mnie, obdarowując także niesamowitym doświadczeniem te osoby, które przyjmują ten znak, ten gest mówiący o tym, że są kochane za darmo, że nie muszą w ogóle zasługiwać na ten gest, nie muszą zasługiwać na to, że ktoś, że Bóg w tej osobie kapłana zniża się do nich, klęka, że właśnie jest to Bóg z miednicą i z ręcznikiem w ręku, który po prostu chce służyć, chce tą osobę dotykać z czułością i przyjmować, jako swoje ukochane dziecko.

       Dlatego dziś, za chwilę chciałbym zaproponować ten gest wam wszystkim, którzy chcecie go przyjąć, jako dar potwierdzenia, że jesteście umiłowanymi dziećmi i że w tym darze przychodzi do was Duch Święty, przychodzi do was z wolnością. Będzie tutaj ławka ustawiona w środku nawy głównej, na tą ławeczkę może oczywiście usiąść dwie, trzy osoby i później się wymieniać. Nie musi to być taki oczywiście gest dosłowny. Będzie miska, będzie dzban, natomiast jeśli są problemy tekstylno obuwnicze to może to być tylko taki gest symboliczny, pozwolić się dotknąć dłonią, czy ręcznikiem, ale ważne jest, żeby pomyśleć w tym momencie od czego chcę być tak do końca uwolniony, w jaki sposób jeszcze Pan Bóg musi tutaj zadziałać, żebym ja Boży dar przyjął do końca, żebym rzeczywiście otworzył się na działanie Ducha Świętego, który woła, abym szedł i głosił miłość, żebym szedł do drugiego człowieka, żebym budował wspólnotę Kościoła, bo to jest zadanie Ducha Świętego, który pragnie nie tylko mnie obdarować, ale chce przeze mnie obdarować całą wspólnotę Kościoła w mojej rodzinie, tam, gdzie mam głosić, przekazywać wiarę, gdzie mam modlić się, w domu, wśród swoich bliskich, rozmawiać też na temat wiary, troszczyć się o jedność z Bogiem, z człowiekiem w moim najbliższym otoczeniu. 

       Ten gest umycia nóg łamie bariery. Najpierw trzeba pokonać barierę wstydu, jakiegoś skrępowania i to jest  piękny gest, w którym uczymy się obalać mury, obalać to wszystko, co jeszcze nas odgradza od Boga, od drugiego człowieka. Dlatego w tym geście tak bardzo mocno działa Duch Święty. Otwórzmy się więc na ten gest, otwórzmy się na modlitwę do Ducha Świętego, aby właśnie teraz w tę noc, w tę świętą noc Duch Święty zaczął działać w każdym z nas, byśmy teraz Jego mocą obalali te mury w naszym życiu i szli z mocą Ducha świętego, z Jego światłem, z Jego pokojem w sercu do tych, którzy są najbardziej potrzebni tutaj dla nas, którzy najbardziej potrzebują pomocy, naszego świadectwa.

       Dziś mówi nam Pan Jezus „Pokój wam” posyłam was, weźmijcie Ducha Świętego. Pomyślmy drodzy bracia, jakiego Ducha pragnę przekazywać innym, czy rzeczywiście idę do każdego człowieka z Bożym pokojem, czy buduję swoim przykładem, czy pragnę kształtować życie w oparciu o dobro o pokój, o miłość? Czy naprawdę przez moje życie, ktoś wokół mnie uwierzy bardziej, usłyszy przeze mnie wielkie dzieła Boże? To jest cel naszego przyjęcia daru Ducha Świętego. Dlatego już teraz otwierajmy się na to działanie.


5.06.2015

Temat: Owoce Ducha Świętego - wierność

Teksty: Tb 2,10-23; Ps 112, 1- 2. 7- 8. 9; Mk 12, 13 - 17

Homilia ks. Zbyszek

        Kochani, spotykamy się tutaj, jako jedna wielka rodzina. Przeważnie te osoby, które tu chodzą powtarzają się, ale są też osoby nowe. Zapytam, więc kto był tu na mszy miesiąc temu? Sporo osób. Kto zatem pamięta jaki był temat rozważenia na poprzedniej mszy. To chyba jest za trudne pytanie, ale może chociaż jedna osoba pamięta? Było o darach Zmartwychwstałego, to był jeszcze okres wielkanocny i była mowa o pokoju. "Pokój daję wam" mówi Pan Jezus do uczniów w wieczerniku. A kto pamięta zesłanie Ducha Świętego? Kto był tutaj na czuwaniu? Myślę, że jeśli nie większość to przynajmniej połowa, a kto pamięta temat? Na pewno coś o Duchu Świętym. Tak w skrócie to brzmiało "Gdzie Duch Święty tam wolność".  Te trzy tematy razem z dzisiejszymi czytaniami łączą się w początek pewnego cyklu i dlatego chciałem zaproponować, żeby (jak już było zapowiedziane na slajdzie) omówić sobie po kolei w comiesięcznych spotkaniach owoce Ducha Świętego.

        "Pokój" , o którym była mowa ostatnio to także owoc Ducha Świętego. „Miłość” oczywiście także, jest ponad wszystkimi i taką klamrą zamyka owoce Ducha Świętego.

        A dzisiejszy temat "wierność" nasuwają te czytania, które przed chwilą słyszeliśmy, do tego jeszcze pragnę nawiązać. Był już na pewno tutaj cykl takich tematów, ale czego tu jeszcze nie było to też trudno powiedzieć. Ja myślę, że warto do niektórych spraw wracać, umacniać się w tym, co Pan Bóg chce zaszczepić w naszych sercach.

        Każdy koniec jest początkiem, o czym mówiłem w niedziele podczas Mszy Świętej. Jesteśmy niejako na rozdrożu i to doświadczenie, które mieliśmy przez ostatni miesiąc na pewno większość z nas w jakiś sposób także zmuszało, czy nasuwało pewne myśli, o tym jak dalej kierować tą naszą wspólnotę, to zgromadzenie. Dzisiaj, kiedy rozpoczynam tę Msze świętą, to także przychodzi mi do głowy to, że Boża miłość, o której mówiliśmy w Zesłanie Ducha Świętego, ta miłość, która w sercu dziecka godnego, obdarowanego ma z natury swojej owocować, ma owocować bez względu na to, w jakich jesteśmy warunkach, okolicznościach  naszego życia. Mamy owocować, mamy przynosić dar ze swojego życia . I dzisiejsze czytania tak pięknie korespondują z tym wewnętrznym przekonaniem. Oto przed nami te słowa z Ewangelii bardzo proste i mocne, mówiące o tym, co się należy, co jest naszą sprawiedliwością, co należy do Boga, a co do cezara, czyli każdemu wg sprawiedliwości. To jest tak wprost powiedzenie, co jest fundamentem naszego życia, tu i teraz w naszych okolicznościach, naszych wszystkich relacjach. Oddać Bogu, to, co należy do Boga.

        To jest pierwsze. I popatrzmy na Tobiasza z pierwszego czytania, który pokazuje w praktyce, co należy do Boga, w jaki sposób trzeba na co dzień zmagać się z różnymi trudnościami, żeby być wiernym właśnie temu prostemu nakazowi. Wrażliwe sumienie Tobiasza, który widząc niesprawiedliwość, widząc, jak wiele zła, krzywdy dzieje się jego rodakom, których nawet nie wolno było grzebać, jak zwykłych ludzi tylko porzucano gdzieś na śmietnikach nie pozwala mu być obojętnym wobec tej sytuacji. On narażając swoje życie, bo postępował wbrew prawu królewskiemu, okazywał cześć ciałom tych zmarłych, przekonany o tym, że to wynika z jego powołania bycia dzieckiem Bożym, jako potomkowi narodu wybranego. I to jest po prostu czymś naturalnym.

        Widzimy, że życie mu się nie układa, że jeszcze dalsze nieszczęścia na niego przychodzą, słyszymy o ślepocie, która go dotyka, a do tego dochodzą jeszcze szykany, wyśmiewanie nawet przez najbliższych, bo przecież żona go nie oszczędza – po co ci to wszystko było, po co te twoje jałmużny, dobre czyny, gdzie jest teraz twoja nadzieja – A Tobiasz odpowiada – Jak to, przecież jesteśmy dziećmi ludzi świętych, czyli narodu świętego, wybranego. My oczekujemy życia, które Bóg da tym, którzy dla Niego nie zmienią wiary. Ja będę wierny, mimo wszystko, mimo nawet najtrudniejszych doświadczeń będę wypełniał to, co do mnie należy.

        Sprawiedliwość i wierność bardzo się tutaj łączą w oddawaniu czci Bogu, w oddawaniu każdemu tego, co do niego należy.

        Jak się później okazało (zachęcam do przeczytania całej księgi Tobiasza), to doświadczenie, ta ślepota, czyli jeszcze jakby dołożenie kolejnych nieszczęść, stało się początkiem uzdrowienia.  Nie tylko jego uzdrowienia, bo kiedy później syn Tobiasza wyrusza w długą podróż wraca nie tylko z lekarstwem na jego ślepotę, wraca także z żoną Sarą, która również zostaje w tym czasie uzdrowiona. I ten splot wydarzeń jest doświadczeniem, jest potwierdzeniem, że wierność Panu Bogu, wierność przykazaniu, wierność prawu jest zawsze przez Boga nagradzana, jest doświadczana, jest zauważona.

        Na podstawie tego doświadczenia wierności Tobiasza możemy powiedzieć, że wierność ludzka to odpowiedź na wierność Pana Boga, to jest odbicie Jego wierności, bo to On jest Bogiem wiernym. To w tak wielu tekstach Pisma Świętego mamy wołanie w modlitwach: „On Bogiem wiernym (…)” (Pwt 32,4);

        „Ty mnie wybawiłeś, Panie Boże wierny” (Ps 31,6); „Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach” Ps145,13);  „Boże nasz, jesteś łaskawy i wierny” (Mdr 3,9) „Ja będę ich Bogiem wiernym i sprawiedliwym” (Za 8,8);  „Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty ze swoim Synem (1Kor 1,9); „Wierny jest Bóg i nie pozwoli was kusić ponad to co potraficie znieść” (1Kor10,13); „Wierny jest Ten, który was wzywa” (1Tes5,24); „Wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego” (2Tes3,3); „poślubię cię sobie przez wierność” (Oz 2,22); Mesjasz – wierność przepasaniem jego lędźwi (Iz 11,5); „(…) dochować wierności jest Jego upodobaniem” (Syr 15,15).  On ukochał wierność. Jakie piękne zapewnienia, jakie też trudne dla nas wszystkich zadanie w naśladowaniu takiej wierności, która jest absolutnie podstawową i taką, którą Pan Bóg uważa za coś naturalnego, coś, co nie tylko jest podstawą , ale także Jego miłością.

        Teraz przypomina mi się pewne wydarzenie ma początku mojej drogi kapłańskiej, kiedy pierwszy raz miałem potwierdzić, albo weryfikować moją wierność powołaniu. To było zaraz na początku, kiedy po zgłoszeniu się do seminarium stanąłem na pierwszej rozmowie przed przełożonym, w ogóle nie wiedząc czego się mam spodziewać. Przyjechałem z tatą i z moim ojcem chrzestnym. Zrobiliśmy sobie taką wycieczkę, ale oczywiście przed przełożonym musiałem stanąć sam. Kiedy więc przełożony ze mną rozmawiał, w pewnym momencie zapytał – a dlaczego właściwie chcesz być księdzem? – Pamiętam, że bardzo mnie zaskoczyło to pytanie, nie spodziewałem się go, myślałem, że to jest coś normalnego, naturalnego, idzie się, zgłasza się człowiek do seminarium i teraz takie zaskakujące pytanie. Pamiętam tę odpowiedź, która wtedy gdzieś mi się nasunęła – żeby pomóc ludziom do zbawienia – tak mniej więcej odpowiedziałem. Ta odpowiedź później została ze mną, jako takie potwierdzenie, sprawdzanie, weryfikacja  mojej wierności. Dlaczego, właśnie ten kierunek, dlaczego ta droga i później w chwilach jakichś rozterek, wątpliwości to słowo do mnie wracało. Pamiętam, że umocnieniem, dla mnie było, gdy kiedyś przeczytałem rozważania ojca Roztworowskiego, który mówi o wierności w taki sposób: „przyłożyłeś rękę do pługa, idź wiernie aż do końca skiby”. To było takie bardzo proste, ale bardzo mocne doświadczenie tego fundamentu, który ja miałem mieć, jako ten, który wybiera konkretne powołanie, konkretną drogę życiową. I na pewno wiele przykładów wierności, czy w mojej rodzinie, czy w kapłanach, katechetach, którzy mnie formowali też pomagało mi, żebym dalej w tej wierności trwał.

        Jakie są cechy wierności? Cechy tej ludzkiej wierności, która ma naśladować wierność samego Boga. Kto to jest człowiek wierny:

  1. Wierny jest ten, który nie zdradza, który nie łamie przyrzeczeń
  2. Wierny jest szczerze przywiązany do konkretnej osoby, do rzeczy, do jakiejś myśli
  3. Często wierność łączy się z prawdomównością. Tylko, że tu nie tylko chodzi o słowa, ale także za tymi słowami muszą iść czyny.
  4. Wierność to także wytrwałość, stałość woli i przez to wymaga i tworzy się zaufanie. Im głębsza relacja tym większa wierność.

        To jest istotna cecha prawdziwej miłości, bo w miłości musi być obietnica i ta obietnica to jest kluczowy termin w języku miłości, gwarancja udzielenia jakiegoś daru, jest to odpowiedzialność za dane słowo i zapewnienie, że jest się pewnym siebie co do tego, że tą obietnicę się wypełni. To dopiero rodzi zaufanie, to pomaga temu, któremu się coś obiecuje dostrzec dar serca.

        Myślę, że wielu z was, ci, którzy są w relacji małżeńskiej, to w takich kategoriach myślą o wierności, że jest tutaj obietnica, którą się powzięło i którą chcemy pełnić i jesteśmy pewni, że ją wypełnimy.

        „A sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności” (Ha 2,4); „Kto w drobnej rzeczy jest wierny (…)” (Łk 16,10); „Bądź wierny aż do śmierci” (Ap 2,10);  „Miłość i wierność gładzą winę” (Prz16,6);  „Wierność z ziemi wyrośnie, a sprawiedliwość wychyli się z nieba” (Ps 85,12)

        Moi kochani, przejawy tej wierności w naszym codziennym życiu mogą być różnorakie. Od tego zależy, w jakim jesteśmy powołaniu życiowym, ale także te codzienne obowiązki, najdrobniejsze zadania mamy traktować jako przejaw woli Bożej i w podejmowanych wciąż na nowo wysiłkach pracy nad sobą, nad swoim charakterem, w walce ze swoim grzechem, słabością wierność jest nieodzowna, żebyśmy jakikolwiek postęp dokonywali. Wierność Kościołowi, wierność wspólnocie wierzących to jest nieodzowne uzupełnienie naszej wierności Jezusowi. Wszyscy ochrzczeni, a najpierw kapłani, zakonnicy przez uroczyste poświęcenie tym większą, tym doskonalszą mają mieć więź z Bogiem, z Kościołem. Ale także wierność małżeńska, która jest uświęcona przez sakrament, wierność w różnych relacjach rodzinnych, przyjacielskich, narodowych.

        Obowiązek wierności zawsze rodzi się z przyjętego jakiegoś przyrzeczenia, ale także w słowach, znakach, czynnościach możemy taką obietnicę wierności składać i zwolnienie z obowiązku tej wierności jest tylko wtedy, gdy jakieś warunki tutaj ulegną zmianie, albo jest relacja, w której jest jakieś zło, niewierność, zdrada, porzucenie, jakieś postawy ideologiczne, czyli zdrada wiary, niedochowanie uroczystych przyrzeczeń, przejście do przeciwnej grupy społecznej, czyli np. zdrada ojczyzny to są akty, które się sprzeciwiają wprost wiernemu Bogu, niszczą podstawy zaufania wśród ludzi, fundament życia społecznego.

        Dzisiaj wsłuchując się w Boże Słowo, wpatrując się w Tobiasza niezłomnego, dającego podstawy wierności zapytajmy siebie, jak ja naśladuję tą wierną miłość Boga w swoim życiu, w swoim powołaniu, w swoich relacjach z innymi. Także w tych relacjach przyjacielskich, rodzinnych, zawodowych.

        Wczoraj jeszcze przygotowując to słowo akurat natknąłem się na film dokumentalny o księdzu Twardowskim. Pokazywano wspomnienia jego duchowych dzieci, wnucząt, bo tak ich nazywał i te duchowe dzieci, z takim ciepłem wspominają te wzajemne relacje, to jak ks. Jan mówił o potrzebie bliskiego kontaktu z nimi, mówił – będziecie pamiętać? Ja pamiętam, pamiętajcie, przyjdźcie – albo pod koniec życia mówił – a na pogrzeb na pewno przyjedziecie, przyjdziesz? Pięknym akcentem tych wspomnień były pokazywane listy, kartki, które podpisywał ks. Jan Twardowski po prostu „twój wierny dziad”. Takie miał swoje własne określenie dla swoich dzieci duchowych, ale to słowo „wierny” było tam szczególnie podkreślone.

       Mój kochany bracie, siostro jesteś obdarowany wolnością dziecka Bożego, jesteś dzieckiem ludu świętego także tego ludu kapłańskiego, ludu Kościoła, wiernych, jesteś obdarowany wolnością do miłowania do naśladowania miłości Boga, tej wiernej, łaskawej miłości, jesteś obdarowany nadzieją, spotkania, zjednoczenia się ze źródłem miłości, dlatego niech ta dzisiejsza Eucharystia, niech to dzisiejsze Słowo natchnie cię decyzją, aby żyć tak pięknie, żeby tak pokochać dochowywanie wierności, właśnie tej wierności bardzo prostej, tej wierności w naszym życiu, i wierności Panu Bogu, żeby z czystym, głębokim przekonaniem podpisywać pod każdą pracą, pod każdą naszą rozmową, pod każdą naszą modlitwą „twój wierny N.” (tu swoje własne imię dopisz). Niech to dzisiejsze spotkanie, ta dzisiejsza Eucharystia umacnia naszą wierność Bogu i ludziom. Amen


7.07.2015

Temat: Owoce Ducha Świętego - radość

Teksty: Rdz 32,23-33; Ps 17, 1. 2-3. 6-7. 8 i 15; Mt 9, 32-37

     Bardzo cieszymy się, że jesteście, że trwacie w uwielbieniu i pragniecie być jeszcze bliżej Pana Jezusa, umacniać się Jego obecnością.

     Wiem, że w taki upał trudno zebrać myśli, ale spróbujmy na chwilę się skupić na tym pięknym Słowie, które dzisiaj nam daje Kościół. Słowo, które w szczególny sposób nas ukierunkowuje na temat dzisiejszej modlitwy, mszy z modlitwą o uzdrowienie tj. „radość” kolejny owoc Ducha Świętego, który chcemy rozważyć.

     Popatrzmy na to pierwsze dzisiejsze czytanie. Z pielgrzymki do Włoch z Manopello, gdzie jest sanktuarium cudownego Boskiego oblicza, przywiozłem taki mały folder zatytułowany „penuel”. Myślę, że ci, którzy uważnie wczytywali się w to dzisiejsze Słowo zapamiętali, że dwukrotnie jest użyta w pierwszym czytaniu nazwa „penuel”. Jest to miejsce, które tak nazwał Jakub, miejsce w którym dokonało się jedno z najważniejszych wydarzeń w Starym Testamencie, o czym może mało pamiętamy, ale było to wydarzenie, które nadało imię całemu narodowi „Izrael”. Tam został nazwany przez anioła Izraelem i to był kolejny ważny etap w historii zbawienia, w historii przygotowania narodu wybranego, miejsce w którym Jakub walczył z Bogiem i ludźmi i zwyciężył. To dosłownie znaczy „Izrael”, a „penuel” znaczy „oblicze Boże”, bo tam, jak mówił Jakub, zobaczyłem Boga twarzą w twarz i nie umarłem, ocaliłem swoje życie. Dlatego nazwał to miejsce „penuel” – „Boskie oblicze”.  Dlatego też wystawa, w Manopello, tam gdzie czczone jest Boskie oblicze, czyli ta chusta, relikwia z grobu Pańskiego miała nazwę „penuel”. „Penuel” Boskie oblicze, czyli to spojrzenie miłości, to Jego pragnienie, aby nam błogosławić, jakże wspaniały przykład walki o błogosławieństwo pokazuje nam Jakub w dzisiejszym czytaniu – nie puszczę Cię, póki mi nie pobłogosławisz – mówi do anioła, tak bardzo ważne było to dla niego to boże błogosławieństwo. 

     Moi kochani, dzisiejsza msza święta, w której uczestniczymy i nasza modlitwa, jak każda z wiarą przygotowywana, jest takim miejscem gdzie wołamy z wiarą pośród naszych trosk, pośród naszych cierpień, naszych oczekiwań i zmagań „ nie puszczę Cię Panie Boże dopóki mi nie pobłogosławisz”. I Pan Bóg jest taki dobry, że pozwala nam zmagać się ze sobą, pozwala nam walczyć nawet o Jego łaskę, o Jego błogosławieństwo. Pan Jezus nam o tym też przypomina w Ewangelii: „proście, a będzie wam dane”, „kołaczcie, a otworzą wam” (Mt7,7). Jeśli to jest walka o jego łaskę, o jego dobroć, o jego błogosławieństwo to wręcz do takiej walki nas zachęca, bo On jest Bogiem dobrym i pragnie byśmy coraz bardziej poznawali jego dobroć.

     Popatrzmy, jak pięknie pokazuje nam Pan Jezus miłość Ojca w dzisiejszej Ewangelii. W tym krótki fragmencie jest bardzo dużo ruchu, bardzo dużo działania Pana Jezusa. Najpierw uzdrawia niemowę, a później idzie, przez miasta, wioski i wszędzie szuka porzuconych, ten tłum, który wygląda, jak owce bez pasterza i do nich mówi z miłością, mówi im o zbawieniu, mówi o Królestwie Bożym, pragnie ich szczęścia, lituje się nad nimi. To właśnie jest ta cecha Pana Boga, jakże piękna, jakże nas pociągająca. Bóg, który się pochyla nade mną, który chce mnie uwolnić, który patrzy z miłością, który opatruje mnie, leczy, podnosi, wciąż prowadzi do siebie. Widzimy, że tak samo, jak Jakub, który odchodzi z tego miejsca, z „Penuel” pobłogosławiony to podobnie, ten tłum z Ewangelii, który patrzy z podziwem na Jezusa, oni przeżywają ogromną radość, radość wtedy, kiedy spotykają się z Bogiem, kiedy spotykają się z jego mocą, kiedy spotykają się z jego miłością. Dlatego też tak pięknie nas te czytania wprowadzają do tematu o radości, jako owocu Ducha Świętego.

     My mamy różne radości, mniejsze i większe w naszym życiu, pewne poruszenia wewnętrzne naszych uczuć, kiedy odczuwamy choćby szczęście chwilowe, kiedy coś nam przynosi radość, czy to różne wydarzenia z naszego życia, czy to w rodzinie, czy w pracy, czy to z naszych wewnętrznych przeżyć, ale kiedy patrzymy z wiarą na wszystko co wokół nas jest dobre, piękne to widzimy, że w tym wszystkim zawsze jest Pan Bóg i to jest dopiero radość, o której mówi nam Pismo Święte. Radość w Duchu Świętym, kiedy potrafimy dostrzec, że źródłem tej radości, jest właśnie Bóg, jego obecność, jego bliskość, kiedy zobaczymy, że tak naprawdę radość czerpiemy z bliskości Pana Boga, z możliwości dotknięcia Go, wpatrywania się w jego oblicze pełne miłości. I tak był rozumiany już w Starym Testamencie ten owoc Ducha Świętego „radość”. Zawsze Bóg był niewyczerpanym źródłem niewyczerpanej radości. Pismo Święte mówi, że to człowiek sprawiedliwy może jej doświadczyć. 

     Wszystkie psalmy, te dziękczynne sławią przebaczenie, ocalenie, jako dobroć Pana Boga i skłaniają człowieka do radości. W Nowym Testamencie Jezus głosi tę radość, która pojawia się już teraz nie tylko, jako zapowiedź czegoś odległego, ale kiedy ktoś przyjmuje Królestwo Boże już tu i teraz to już jest przepełniony radością. Pan Jezus mówi, że ci, którzy się smucą, już teraz są błogosławieni, bo otrzymają wieczną pociechę. Często posługuje się Pan Jezus obrazami uczty weselnej, właśnie uczty, na której jest pełno radości, jako zapowiedź radości doskonałej, radości niekończącej się, a u św. Jana często radość jest ukazana, jako łączność z Jezusem. Tylko ten, który jest blisko Pana Jezusa tak naprawdę ma tą radość głęboką i pełną. Pan Jezus mówi, że zamienia smutki uczniów w trwałą radość, kiedy są oni wierni Jezusowi. Też często mamy w Ewangeliach takie piękne porównanie, kiedy Pan Jezus porównuje radość, taką Bożą radość do radości rodzącej matki, która pomimo jakichś trudności, mimo smutku, mimo cierpienia na końcu zawsze odczuwa ogromną radość z narodzin dziecka. To jest właśnie nasza zachęta, abyśmy tak podchodzili do naszego życia, byśmy odczuwali tę radość, radość, która jest nie tylko darem, jak mówi św. Paweł, ale jest także zadaniem. W każdej sytuacji, także w przeciwnościach radujcie się nadzieją –  mówi św. Paweł –  w ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie wytrwali. Pan Jezus dzisiaj nas zachęca do tego, żebyśmy radością się dzielili, kiedy mówi na końcu dzisiejszego fragmentu Ewangelii, że Pan żniwa prosi o to, abyśmy wybłagali, pośród nas tych, którzy będą dalej przekazywać, którzy będą dalej iść na jego żniwo, żebyśmy odpowiedzieli na jego dary także naszym współdziałaniem, naszym apostolstwem, także apostolstwem radości.

       Moi kochani, kiedy w sposób szczególny doświadczyłem także, że nie tylko wierność powołaniu, wierność Bożej służbie jest ważna, ale właśnie radość, to takim bezpośrednim owocem tego była radość błogosławieństwa, błogosławienia drugiej osoby, bezpośredniego błogosławienia.  Często, kiedy mam okazję błogosławić drugą osobę to odczuwam radość, kiedy mogę przekazywać, że ty jesteś dzieckiem naprawdę umiłowanym, ukochanym. Bóg pragnie tobie teraz dawać szczęście, dawać pokój, dawać radość serca, a więc chce cię błogosławić. To jest taki konkretny owoc tego daru, że nie tyko chcemy go zachować dla siebie, chcemy się nim dzielić.

       Ojciec Góra na spotkaniu młodych w Legnicy mówił do nich: „pchajcie się do błogosławieństwa, kiedy tylko macie okazje, kiedy zobaczycie kapłana, kiedy macie okazję podejść to proście o błogosławieństwo”. Można powiedzieć za nim, że nie tylko do kapłana, ale dzieci, żeby podchodziły do rodziców, całe szczęście, że teraz rodzice także chętnie błogosławią swoim dzieciom. To jest także pewna odpowiedź z pierwszego czytania, walczcie, walczcie o błogosławieństwo, nawet, kiedy się wydaje, że a tam, mama, tata gdzieś tam zajęci, albo żona zwłaszcza w stanie błogosławionym, jeśli jest niech walczy o to błogosławieństwo swojego męża, ojca rodziny, niech podchodzi i prosi, aby to błogosławieństwo trwało, aby ono umacniało więzi małżeńskie, więzi rodzinne. Prośmy o to, aby Bóg nam nieustannie błogosławił. 

        Niech takim obrazem tej radości pośród naszych trudności także, pośród naszych niedostatków będzie z pierwszego czytania dziś Jakub, który idzie kulejący, z kontuzją, ze zwichniętym stawem biodrowym, idzie z tej walki z aniołem, ale idzie szczęśliwy, idzie rozradowany, idzie pełen radości, bo jest pobłogosławiony. Wczoraj otrzymałem wiadomość z cytatem Josemaríi Escrivá de Balaguer, w którym były słowa: „Gdy istotnie poddasz się Bogu, nie będzie takiej trudności, która mogłaby podważyć twój optymizm”. Moi kochani to jest ogromnie pocieszające i zachęcające byśmy w naszych trudnościach, nawet w tych bardzo wielkich trudnościach, w których się tutaj gromadzimy, w tych intencjach naszych, różnych, niedostatków, cierpień, chorób poddali się woli Bożej, a wtedy nie złamie nas żadna trudność, nie złamie naszego optymizmu, nie złamie naszej radości.

     Na koniec jeszcze słowo jednej z moich ulubionych świętych, św. błogosławionej Urszuli Leduchowskiej, która jest nazwana apostołką uśmiechu, bo tak pięknie mówi o tym, żeby uśmiechem innych przybliżać do Pana Boga. Mówi: „uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęści wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, o pokoju czystego sumienia, o beztroskim oddaniu się w ręce Ojca Niebieskiego. Uśmiech pozwala też zbliżyć się do ciebie bez obaw, by cię o coś poprosić, by cię o coś zapytać, bo ten twój uśmiech z góry obiecuje chętne spełnienie prośby. A nieraz uśmiech można wlewać w nowe życie do duszy zniechęconej nadzieje, że nie wszystko stracone, że Bóg czuwa. Mieć stały uśmiech, gdy słońce świeci, gdy deszcze pada w zdrowiu i w chorobie, w powodzeniu i gdy wszystko idzie na opak. To jest niełatwe, ale świadczy, że dusza twoja czerpie z serca Bożego ciągłą pogodę duszy, że umiesz zapomnieć o sobie i coraz bardziej pragniesz dla innych być promykiem szczęścia” Amen


4.08.2015

Temat: Owoce Ducha Świętego - cierpliwość

Teksty: Lb 12,1-13; Ps 51,3-4.5-6.12-13; Mt 14,22 - 36

         Moi kochani, bardzo piękna jest dziś Ewangelia, ogromnie wzmacniająca naszą wiarę. Jeden z moich kolegów rocznikowych, z tej sceny z dzisiejszej Ewangelii uczynił motto swojego posługiwania. Sam ma na imię Piotr, więc te słowa Piotra umieścił w swoim motcie – „Panie każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Moc tych słów, tego zawierzenia odczułem jeszcze bardziej, kiedy byłem w Ziemi Świętej i w ramach tej pielgrzymki był krótki rejs po jeziorze Galilejskim. Przez cały czas tego rejsu miałem w oczach tę scenę i to zmierzenie się z tym, żeby zrobić, jak Piotr, nawet podejść do tej burty i rzeczywiście iść tak, jak Pan Jezus mówi – „przyjdź”.

        Ta scena - wydawałoby się, że absolutnie niemożliwa - ta postawa Piotra pokazuje ogromną jego odwagę, spontaniczność, a my dzisiaj mamy mówić o cierpliwości - taki jest temat dzisiejszego rozważania i to wbrew pozorom wcale się nie kłóci z tą sceną, co więcej wszyscy ojcowie Kościoła, kiedy mówią o owocach Ducha Świętego podkreślają to, że cierpliwość łączy się z męstwem, z wytrwałością, że cierpliwość jest źródłem i ochroną wszelkich cnót, a więc stoi bardzo wysoko w hierarchii naszego życia chrześcijańskiego. Widzimy również tutaj, że Pan Jezus wykorzystuje to męstwo, spontaniczność Piotra, żeby uczyć go cierpliwości, wytrwałości. Jeszcze wieli czasu musi upłynąć zanim Piotr zrozumiał, że  jego męstwo, odwaga powinna być zatopiona w cierpliwe trwanie przy Jezusie. Kiedy usłyszał, już po zmartwychwstaniu Jezusa, trzykrotnie słowa – czy kochasz mnie?, to dopiero przy tym trzecim pytaniu jego wytrwałość, cierpliwość zetknęła się na dobre z jego odwagą, z jego męstwem.

       Tymczasem widzimy jeszcze raz w tej scenie, że Pan Jezus najpierw wychodzi naprzeciw apostołów, naprzeciw tej burzy, która się wtedy wzmaga, tym falom, które wtedy uderzają w łódź i mówi – Ja tutaj jestem, nie bójcie się, odwagi, jestem mocniejszy od tego wszystkiego, Ja jestem Panem, Ja jestem zbawicielem –  i dlatego w tym wezwaniu do odwagi apostołowie już widzą sens zmagania się z tym wszystkim co jest tak trudne w ich życiu. Piotr był pierwszym, który chciał to sprawdzić, on już był po jednym spotkaniu z Jezusem, po cudownym połowie ryb, kiedy to nic nie mógł złowić przez całą noc, a Pan Jezus kazał mu później w dzień zarzucić sieci i on tak wiele ryb ułowił, że oczywiście nie mogło to być czymś naturalnym. To wtedy pierwszy raz Piotr spotkał się z Jezusem jako z tym, który może wszystko i teraz kiedy Jezus chodzi po wodzie, on chce jakby sprawdzić, nie mówi –  ucisz tę burzę –  tylko –  każ mi przyjść po wodzie – chce potwierdzić, że naprawdę to Ty jesteś, mój Pan, mój zbawca ten, który naprawdę może wszystko. I Piotr idzie po wodzie tak długo, dopóki patrzy na Jezusa, dopóki patrzy na niego, nic mu się złego nie może stać. Widzimy, że zaczął tonąć dopiero wtedy, kiedy zaczął zwracać uwagę na fale, kiedy pozwolił, żeby wystraszyły go morskie bałwany. Także te słowa o odwróceniu uwagi mówią nam, że odwrócenie oczu od Jezusa, zwrócenie uwagi na fale, bałwany morskie, czy cokolwiek innego jest pewnym bałwochwalstwem, a więc coś innego zasłania nam oczy. To mogą być najróżniejsze nasze troski, nasze sprawy także i te choroby, cierpienia, strapienia, które nosimy w naszych sercach. Jeśli one zasłonią nam Pana Jezusa, jeśli nie pozwolą nam patrzeć na Niego, tylko na Niego, wtedy nie możemy już iść po tym wzburzonym jeziorze naszego życia i zaczynamy tonąć. Dopóki my potrafimy patrzeć jakby nad tymi naszymi sprawami na Jezusa naszego zbawcę, dopóki jesteśmy na powierzchni, jesteśmy uratowani. Dlatego Piotr, który wtedy zwątpił jednak wyciągnął rękę i zaczął wołać – Jezu ratuj – pamiętał do końca, pamiętał do kogo iść po ratunek, już wiedział gdzie błagać o tę większą wiarę i już nigdy z tego obranego kierunku nie zawrócił.

       Tak uczył się Piotr cierpliwości, uczył się wytrwałości, uczył się kroczenia przez życie w stronę Boga pomimo najróżniejszych trudności, które także odczuwał, bo cierpliwość jest zawsze wtedy, kiedy chcemy poznawać Jezusa, kiedy chcemy poznawać naszego Pana zarówno przez udział w jego radości, w jego zwycięstwie, jak i przez udział w jego cierpieniach, jak mówi św. Paweł, kiedy chcemy okazywać się sługami Pana Boga znosząc najróżniejsze trudności przez wytrwałość, przez znaki, przez cuda. Św. Paweł także mówi „znoście jedni drugich z miłością” i „chlubimy się z ucisku wiedząc, że ucisk prowadzi do cierpliwości, cierpliwość do wytrwałości, wytrwałość zaś do nadziei, a nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boga wypełniła nasze serca przez Ducha Świętego, który jest nam dany”. A więc patrzeć na życie w taki sposób, żebyśmy wiedzieli, że to wszystko co jest trudem w naszym życiu prowadzi w końcu do samego Boga, jeśli idziemy w cierpliwości, wytrwałości, jeśli wzmacniamy naszą nadzieję. Takim pięknym przykładem wytrwałości i cierpliwości jest dzisiejszy patron św. Jan Vianney, który wytrwał w powołaniu mimo, że nie miał zdolności do nauki, mimo że ogromne miał trudności w studiowaniu. Wytrwał także w tej posłudze, kiedy na pierwszej parafii, do jakiej został posłany zastał całkowitą ruinę nie tylko gospodarczą w kościele, ale ruinę duchową swoich parafian i właśnie swoją cierpliwością, wytrwałością odbudował to życie, kiedy z początku musiał ściągać pajęczynę w kościele, żeby dotrzeć do ołtarza, bo nikt tam już nie chodził od wielu miesięcy, a za krótki czas zaczęły już ściągać pielgrzymki z bardzo daleka wiedząc, że tutaj jest tak gorliwy kapłan, gorliwy spowiednik, bo potrafił ciągle patrzeć na Jezusa. To właśnie była jego siła, siła jego posługi. On cały czas, tak jak Piotr na tym morzu rozszalałym jeziorze patrzył na Jezusa i wtedy żadne bałwany morskie, żadne fale nie mogły go strącić w przepaść, w otchłań. Dlatego to dzisiejsze nasze spotkanie niech także uczy i nas tego nieustannego przekraczania różnych barier. 

       Kiedy ja zastanawiałem się jakie to bariery, jaką burtę łodzi mam przekroczyć, kiedy patrzyłem w czasie tego rejsu po jeziorze, myślałem sobie: to przecież nie muszą być jakieś wielkie rzeczy, nawet kiedy tutaj w czasie Mszy świętej czasem obserwuje niektóre osoby ile one muszą przekraczać barier, dawać z siebie tak wiele, żeby tu wyjść i powiedzieć coś do mikrofonu. Dla mnie też to było kiedyś coś wyjątkowego.

       Moi kochani, patrzeć na Jezusa, gdy wokół szaleją bałwany, gdy nas dotykają choroby, nieszczęścia, zwątpienia jakaś rozpacz to właśnie wtedy mamy starać się tak patrzeć na Jezusa, by usłyszeć te jego słowa: odwagi to Ja jestem, żeby wtedy wykonać ten gest wiary, a więc zrobić ten krok, kiedy nie wiemy nawet w jakim kierunku co nas może spotkać, jakie może być podłoże pod tą naszą nogą. Właśnie to jest to przekroczenie tej naszej łodzi, do której już żeśmy się przyzwyczaili, sprawdzić: jeśli to Ty jesteś, to Panie, pozwól mi pójść po wodzie, pozwól mi pójść po tych trudnościach, których doświadczam, pozwól mi abym nie zwątpił, abym moje życie wiary było zawsze pewne, zawsze oparte na Twojej obecności. 

       Do czego dziś Pan Jezus mnie zachęca, żeby jeszcze głębiej wejść w Jego obecność, żeby z Nim iść przez życie iść przez te trudy, ale także i przez radości? Pomyślmy o tym w czasie tej Eucharystii, aby także i ta msza święta zaowocowała jeszcze większą cierpliwością, wytrwałością w pójściu za naszym Panem, za naszym Zbawicielem. Amen.


1.09.2015

Temat: Owoce Ducha Świętego - dobroć

Teksty: 1 Tes 5,1-6.9-11;  Ps 27,1.4.13-14; Łk 4,31-37

        Słowo „dobry”, „dobroć”, to jedno z najczęściej używanych słów. Mówimy o kimś: jest dobry w czymś, dobry człowiek. To słowo jest też mottem wielu świętych -  Być dobrym jak chleb (św. Albert), zło dobrem zwyciężaj (bł. Ks. Jerzy Popiełuszko), bł. Jan XXIII nazwany został papieżem dobroci…, 

     „Dlaczego nazywasz mnie dobrym – dobry jest tylko Bóg” – mówi Jezus do młodzieńca pytającego o sens życia. Dobroć to drugie imię miłości i Boga, który jest Miłością, a każdy owoc Ducha Św., które omawiamy od paru miesięcy to odzwierciedlenie którejś z cech Boga, Jego przymiotów, które możemy podziwiać i doświadczać.

      A czegóż, drogi bracie, siostro, bardziej pragniesz będąc na tej Mszy, jeśli nie doświadczyć dobroci Tego, który kocha cię miłością jedyną niepowtarzalną wszechmocną – taką, jakiej potrzebujesz tu i teraz?

      Św. Paweł przypomina dziś w Tes – „Bóg przeznaczył nas na osiągnięcie zbawienia przez Jezusa, który umarł, byśmy mogli żyć”. To Jego miłość i dobroć dała nam Jego Syna Zbawiciela. Święty Piotr w domu Korneliusza powiedział o Jezusie: „Wiecie, co się działo w całej Judei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On, dobrze czyniąc  uzdrawiając wszystkich”(Dz 10, 37-38). W dzisiejszej Ewangelii widzimy wycinek drogi Jezusa, który zawsze dobrze czyni, widzimy, jak zauważa, wychodzi z dobrocią do człowieka, który potrzebuje uwolnienia. 

      Wychodzi także tu, podczas tej Mszy św., by dotknąć cię mocą uzdrowienia, uwolnienia w taki sposób, jakiego dziś potrzebujesz, gdy otworzysz Mu serce na Jego działanie pełne dobroci.

       Doświadczając dobroci Boga, sami uczymy się dobroć praktykować. Dobroć to z pewnością wszystko, co nas łączy, a nie dzieli. Może to być dobre słowo pocieszenia, wsparcia, czasami nawet tylko wysłuchanie. Dobroć to także uśmiech, życzliwe spojrzenie, drobny prezent. Dobroć to czynić innym to, co chcielibyśmy, aby nam czyniono. Brat Roger z Taizé mówił: „dobroć serca jest bezcennym wsparciem we wszystkim, co człowiek robi”(por. Ga 6, 10). Święty Paweł powiedział: „dopóki mamy okazję, czyńmy dobrze wszystkim, zwłaszcza tym, którzy są nam bliscy”(por. Ga 6, 10). O apostolskim, misyjnym wymiarze dobroci mówi o. Faber: „dobroć dokonała więcej nawróceń grzeszników niż gorliwość, wymowa czy uczoność; a wszystkie razem wzięte nikogo nie nawróciły, jeśli im nie towarzyszyła dobroć”. 

       Jak poznać, że moja dobroć jest owocem Ducha, a nie przelotnym aktem uczuć? Autentyczna dobroć jest wtedy, gdy jest w niej pokora, gdy łamie uprzedzenia, buduje, czyni szczęśliwym obdarowanego, a jeszcze bardziej dawcę; gdy sięga w głąb i dotyka wiele osób. Bywa, że jakieś dobre słowo zapomniane już przez wypowiadającego je, wraca po latach do niego już z owocem jakiejś konkretnej przemiany u tego, który to słowo przyjął.

       Jak chętnie praktykujesz dobroć - słowem, życzliwością, darem z siebie – dobroć, którą doświadczasz, dobroć, której uczy cię także tu najlepszy Ojciec? Z Niego bierzmy wzór w czynieniu dobra, bo On jest dla nas największym Dobrem.

       Tomasz á Kempis mówił, że „marnością jest pragnąć długiego życia, a nie starać się o życie dobre”. „Czuwajcie, zachęcajcie się wzajemnie, budujcie jedni drugich” – wzywa św. Paweł - budujcie się owocem dobroci. Amen


 

6.10.2015

Temat: Owoce Ducha Świętego - uprzejmość

Teksty: Jon3,1-10; Ps 130,1-4.7-8; Łk 10,38-42 

           Kto i w jaki sposób zaprosił cię na taką jak ta - dzisiejszą modlitwę? Zapewne człowiek z darem, o którym dziś mamy sobie powiedzieć. Powiemy sobie o sprawności, bez której trudno byłoby rozmawiać, nawiązywać jakiekolwiek relacje, ani dążyć do wspólnych działań, a jednocześnie o tak prostym i powszechnym przymiocie, że rzadko kojarzony jest z czymś nadprzyrodzonym. A jednak uprzejmość św. Paweł umieścił w swoim katalogu owoców Ducha Św. Mimo iż słowa „uprzejmość”, „uprzejmy” są użyte tylko 4 razy w Piśmie św. i to nigdy na określenie Boga, to jednak ściśle łączy się ten owoc z Bożą dobrocią, łagodnością, cierpliwością. Słowo to w j. gr. chrestotes oznacza miły, łaskawy, szlachetny; i bliskie jest gr. Pomazańcowi, Mesjaszowi; w j. pol. uprzejmy pochodzi od szczery, otwarty, prosty. Te niuanse językowe zwracają uwagę na bogactwo znaczeniowe daru, do którego wzajemnie się dziś zachęcamy.

         Popatrzmy na owoc uprzejmości przez pryzmat dzisiejszych czytań: historia Jonasza i gościna w domu Łazarza. Przymuszony, ścigany przez głos Pana Jonasz wypełnia wreszcie misję (i to jak skutecznie!), ale ciągle jest niezadowolony – mówi: więc to tak, po to omal nie straciłem życia, bo taki jesteś litościwy, że chcesz ratować tak wielkich grzeszników; i obrażony siada i pragnie śmierci. Otrzymuje wtedy jeszcze jedną lekcję – krzew dający ulgę przed upałem, któremu Bóg daje szybki wzrost, a potem równie szybko usycha – i pyta Bóg Jonasza – płaczesz o drzewko, o które się nie starałeś, a ja nie miałbym się użalić nad tyloma ludźmi? Bóg w tej scenie nie tylko jest uprzedzająco miły, łaskawy, wytrwale dobry i łaskawy do grzesznych mieszkańców Niniwy, ale też i do samego proroka, któremu wciąż ufa, zachęca, prostuje myślenie, doprowadza do Bożej mądrości, pomaga mu patrzeć swoimi oczyma. Podobnie wobec Marty w Ewangelii, którą delikatnie naprowadza na to, co najistotniejsze, chroni przed zazdrością.

         Słowo to wzywa: Nie trać Bożego spojrzenia na ludzi, do których idziesz, z którymi się spotykasz, którym masz przekazywać Bożą miłość – wtedy gdy sam przeżywasz trudność, gdy uciekasz jak Jonasz przed trudnym zadaniem, gdy burze i fale, choroby, troski, samotność nie pomagają ci w uprzejmym patrzeniu na innych.

         Wskazówki Daniela-Ange do miłości braterskiej mogą być katalogiem możliwych zastosowań owocu uprzejmości: Nie niszcz nikogo, nikogo nie upokarzaj, nie wyszydzaj. Nie pogardzaj nikim.    Nie mów nigdy źle o jakiejś wspólnocie. Jeśli krytykujesz to tylko konstruktywnie. Nie mów nigdy o kimś nic takiego, czego byś nie śmiał powiedzieć w jego obecności. Nie obmawiaj nikogo „za plecami”. Zrezygnuj z wyrażeń, które mogą zranić, z pospiesznych uogólnień, przesadnych uproszczeń, interpretacji bez odcieni: z tego wszystkiego, co sprzeciwia się prostej prawdzie, a bywa tak upokarzające i bolesne. Porzuć na zawsze ostrą ironię i uszczypliwy sarkazm, które przeczą humorowi, a są formą dominacji nad innymi. Przeciwnie: promieniuj prostotą, bądź cichy i pokorny sercem i duchem, nieskończenie delikatny wobec każdego. Naprawiaj niezręczności, unikaj niedelikatności, domyślaj się zmartwień. Na tysiące subtelnych sposobów, mnożąc drobne uprzejmości. Bądź uprzedzająco grzeczny, zwłaszcza wobec chorych, staraj się ich odwiedzać i modlić się za nich.

          Ile jest we mnie pragnienia dobroci uprzedzającej; czy potrafię patrzeć na ludzi wokół mnie po Bożemu, ze wszystkim co dobre, szlachetne, łaskawe, Chrystusowe? Czego dziś pragnę wyrzec się, by te relacje z drugim człowiekiem były bardziej uprzejme – Boże?

          Troszczyć się o ten owoc Ducha – „uprzejmość”, to inaczej pragnąć życia prawdziwie chrześcijańskiego, być człowiekiem Chrystusa, Jego wiernym naśladowcą


 

 

3.11.2015 

Temat: Owoce Ducha Świętego - łagodność

Teksty: Rz 12, 5-16a; Ps 131 (130), 1. 2-3; Łk 14, 15-24

      „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe…”, to pełne miłości, uprzejme, łagodne, zaproszenie z Ewangelii, a właściwe usilne błaganie o skorzystanie z cudownego daru dającego szczęście wieczne. Przychodzimy, by ucztować razem z naszym Panem i Królem, by już tu na ziemi zakosztować szczęścia Jego królestwa. Jego stół zastawiony jest obficie – najpierw pokarmem Słowa – które przypomina nam, kim jesteśmy: „Wszyscy razem tworzymy jedno ciało w Chrystusie…”, dlatego – wg słów św. Pawła -  żyj miłością braterską, jak najlepiej i gorliwiej korzystaj z Bożych darów i charyzmatów, bądź płomiennego ducha; błogosławcie, a nie złorzeczcie. We fragmencie dzisiejszego czytania z Listu do Rzymian widzimy cały katalog cech i zadań człowieka duchowego, napełnionego darami Ducha Św., darami, które za natury swej powinny wydawać owoce.

      Dziś przybliżamy sobie owoc łagodności, cecha, sprawność, dyspozycja niezbyt dziś popularna, bo kojarzona z uległością, nieporadnością, co nie pasuje do dzisiejszego świata opartego na przebojowości, zwłaszcza do mężczyzny, który ma być twardy, nieustępliwy. Tymczasem istota postawy łagodności mieści się w dobrotliwym odnoszeniu się do otoczenia i samego siebie, w powstrzymywaniu gniewu, agresji ale też pomaga zwalczać obojętności i pobłażliwość; przejawia się wewnętrznym pokojem, spokojnym i konsekwentnym reagowaniem w trudnych sytuacjach, pozwala nawiązywać poprawne relacje z Bogiem, światem i z innymi ludźmi i z sobą samym. (W imieniu „Zbigniew”, „pozbywający gniewu” także zawarta jest istota tego owocu Ducha).

     Łagodność jest oznaką mądrości, która miłuje pokój, powoduje ustępliwość w sporach. Nasza łagodność ma wyrażać się w zdolności wybaczania urazów i bycia wyrozumiałym dla błędów naszych bliźnich, nawet wtedy, gdy w zamian nie możemy się tego spodziewać od nich. 

     Dostojewski napisał piękny utwór pt. „Łagodna”, w której Bohater - narrator, czuwający przy zwłokach swej żony - samobójczyni, opowiada historię ich małżeństwa. Poznał ukochaną w swym lombardzie, gdzie przychodziła, zastawiając pamiątki rodzinne. Zwróciła jego uwagę swą delikatnością i poczuciem dumy. Zaznajomiwszy się z jej sytuacją domową, postanowił się ożenić z szesnastoletnią panną. Kiedy został jej mężem, żądał całkowitego podporządkowania się i akceptacji dla jego stylu życia, sknerstwa, tłamsił ją psychicznie i doprowadził jej zdrowie fizyczne i psychiczne do ruiny; a jednak jej łagodność połączona z wiernością choć jej nie przywróciło szczęścia, jemu nie dawała spokoju i wreszcie otworzyła mu oczy, podczas choroby swej żony i długiej rekonwalescencji zrozumiał swój błąd i chciał go naprawić, choć jej to życia już nie uratowało. Wspominamy w pierwszych dniach listopada znanych nam zmarłych. Wielu z nich także swą łagodnością zjednywały serca bliskich sobie osób, przybliżając ich do Boga. Łagodność jest niezbędną cechą człowieka głoszącego Ewangelię.

      Łagodność (tak jak inne owoce Ducha) by stała się dyspozycją trwałą musi być wynikiem pracy nad sobą i działania łaski Bożej. Dlatego najpierw wpatrujemy się w Tego, który jest wzorem łagodności, który przyszedł na świat, jako Dzieciątko w żłobie, milczał wobec Piłata, został obnażony na krzyżu, był pokorny i łagodny nawet w swej chwale. Jezus mówi: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”. Takim tylko sercem pełnym łagodności możesz ze Mną dokonywać cudów przemiany serc innych i będziesz ze mną zbawiał świat.

      Łagodność jest pełna miłosierdzia, a jednocześnie nie jest stronnicza i obłudna. Łagodność nie broni się, nie szuka własnych racji. Posiada ona coś z Bożego spojrzenia na człowieka, pozwala dostrzec godność człowieka, jego osobowość, wartości, które są dla niego ważne i istotne, pozwala niejako wejrzeć w głąb duszy drugiego człowieka i właściwie go zrozumieć. Człowiek posiadający ten dar potrafi zawierzyć swoje życie Bogu ufając, że Bóg go zawsze dostrzeże i sprawiedliwie osądzi. Można powiedzieć, że łagodność, podobnie jak wierność, jest cechą, która określa, kim rzeczywiście jesteśmy.

      Z pewnością dziś potrzebujemy prorockiego świadectwa ludzi łagodnych i pokornych. Szczególnie w tym, co przyciągnie, uspokoi, skłoni do postawienia sobie ważnych pytań. Otwórzmy zatem nasze serca na Ducha Świętego, owocujmy łagodnością, która jest dobra i potrzebna każdemu człowiekowi. Nieśmy ten dar naszym bliźnim. I „niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność” (Flp 4, 4-5).