4.08.2015
Temat: Owoce Ducha Świętego - cierpliwość
Teksty: Lb 12,1-13; Ps 51,3-4.5-6.12-13; Mt 14,22 - 36
Moi kochani, bardzo piękna jest dziś Ewangelia, ogromnie wzmacniająca naszą wiarę. Jeden z moich kolegów rocznikowych, z tej sceny z dzisiejszej Ewangelii uczynił motto swojego posługiwania. Sam ma na imię Piotr, więc te słowa Piotra umieścił w swoim motcie – „Panie każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Moc tych słów, tego zawierzenia odczułem jeszcze bardziej, kiedy byłem w Ziemi Świętej i w ramach tej pielgrzymki był krótki rejs po jeziorze Galilejskim. Przez cały czas tego rejsu miałem w oczach tę scenę i to zmierzenie się z tym, żeby zrobić, jak Piotr, nawet podejść do tej burty i rzeczywiście iść tak, jak Pan Jezus mówi – „przyjdź”.
Ta scena - wydawałoby się, że absolutnie niemożliwa - ta postawa Piotra pokazuje ogromną jego odwagę, spontaniczność, a my dzisiaj mamy mówić o cierpliwości - taki jest temat dzisiejszego rozważania i to wbrew pozorom wcale się nie kłóci z tą sceną, co więcej wszyscy ojcowie Kościoła, kiedy mówią o owocach Ducha Świętego podkreślają to, że cierpliwość łączy się z męstwem, z wytrwałością, że cierpliwość jest źródłem i ochroną wszelkich cnót, a więc stoi bardzo wysoko w hierarchii naszego życia chrześcijańskiego. Widzimy również tutaj, że Pan Jezus wykorzystuje to męstwo, spontaniczność Piotra, żeby uczyć go cierpliwości, wytrwałości. Jeszcze wieli czasu musi upłynąć zanim Piotr zrozumiał, że jego męstwo, odwaga powinna być zatopiona w cierpliwe trwanie przy Jezusie. Kiedy usłyszał, już po zmartwychwstaniu Jezusa, trzykrotnie słowa – czy kochasz mnie?, to dopiero przy tym trzecim pytaniu jego wytrwałość, cierpliwość zetknęła się na dobre z jego odwagą, z jego męstwem.
Tymczasem widzimy jeszcze raz w tej scenie, że Pan Jezus najpierw wychodzi naprzeciw apostołów, naprzeciw tej burzy, która się wtedy wzmaga, tym falom, które wtedy uderzają w łódź i mówi – Ja tutaj jestem, nie bójcie się, odwagi, jestem mocniejszy od tego wszystkiego, Ja jestem Panem, Ja jestem zbawicielem – i dlatego w tym wezwaniu do odwagi apostołowie już widzą sens zmagania się z tym wszystkim co jest tak trudne w ich życiu. Piotr był pierwszym, który chciał to sprawdzić, on już był po jednym spotkaniu z Jezusem, po cudownym połowie ryb, kiedy to nic nie mógł złowić przez całą noc, a Pan Jezus kazał mu później w dzień zarzucić sieci i on tak wiele ryb ułowił, że oczywiście nie mogło to być czymś naturalnym. To wtedy pierwszy raz Piotr spotkał się z Jezusem jako z tym, który może wszystko i teraz kiedy Jezus chodzi po wodzie, on chce jakby sprawdzić, nie mówi – ucisz tę burzę – tylko – każ mi przyjść po wodzie – chce potwierdzić, że naprawdę to Ty jesteś, mój Pan, mój zbawca ten, który naprawdę może wszystko. I Piotr idzie po wodzie tak długo, dopóki patrzy na Jezusa, dopóki patrzy na niego, nic mu się złego nie może stać. Widzimy, że zaczął tonąć dopiero wtedy, kiedy zaczął zwracać uwagę na fale, kiedy pozwolił, żeby wystraszyły go morskie bałwany. Także te słowa o odwróceniu uwagi mówią nam, że odwrócenie oczu od Jezusa, zwrócenie uwagi na fale, bałwany morskie, czy cokolwiek innego jest pewnym bałwochwalstwem, a więc coś innego zasłania nam oczy. To mogą być najróżniejsze nasze troski, nasze sprawy także i te choroby, cierpienia, strapienia, które nosimy w naszych sercach. Jeśli one zasłonią nam Pana Jezusa, jeśli nie pozwolą nam patrzeć na Niego, tylko na Niego, wtedy nie możemy już iść po tym wzburzonym jeziorze naszego życia i zaczynamy tonąć. Dopóki my potrafimy patrzeć jakby nad tymi naszymi sprawami na Jezusa naszego zbawcę, dopóki jesteśmy na powierzchni, jesteśmy uratowani. Dlatego Piotr, który wtedy zwątpił jednak wyciągnął rękę i zaczął wołać – Jezu ratuj – pamiętał do końca, pamiętał do kogo iść po ratunek, już wiedział gdzie błagać o tę większą wiarę i już nigdy z tego obranego kierunku nie zawrócił.
Tak uczył się Piotr cierpliwości, uczył się wytrwałości, uczył się kroczenia przez życie w stronę Boga pomimo najróżniejszych trudności, które także odczuwał, bo cierpliwość jest zawsze wtedy, kiedy chcemy poznawać Jezusa, kiedy chcemy poznawać naszego Pana zarówno przez udział w jego radości, w jego zwycięstwie, jak i przez udział w jego cierpieniach, jak mówi św. Paweł, kiedy chcemy okazywać się sługami Pana Boga znosząc najróżniejsze trudności przez wytrwałość, przez znaki, przez cuda. Św. Paweł także mówi „znoście jedni drugich z miłością” i „chlubimy się z ucisku wiedząc, że ucisk prowadzi do cierpliwości, cierpliwość do wytrwałości, wytrwałość zaś do nadziei, a nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boga wypełniła nasze serca przez Ducha Świętego, który jest nam dany”. A więc patrzeć na życie w taki sposób, żebyśmy wiedzieli, że to wszystko co jest trudem w naszym życiu prowadzi w końcu do samego Boga, jeśli idziemy w cierpliwości, wytrwałości, jeśli wzmacniamy naszą nadzieję. Takim pięknym przykładem wytrwałości i cierpliwości jest dzisiejszy patron św. Jan Vianney, który wytrwał w powołaniu mimo, że nie miał zdolności do nauki, mimo że ogromne miał trudności w studiowaniu. Wytrwał także w tej posłudze, kiedy na pierwszej parafii, do jakiej został posłany zastał całkowitą ruinę nie tylko gospodarczą w kościele, ale ruinę duchową swoich parafian i właśnie swoją cierpliwością, wytrwałością odbudował to życie, kiedy z początku musiał ściągać pajęczynę w kościele, żeby dotrzeć do ołtarza, bo nikt tam już nie chodził od wielu miesięcy, a za krótki czas zaczęły już ściągać pielgrzymki z bardzo daleka wiedząc, że tutaj jest tak gorliwy kapłan, gorliwy spowiednik, bo potrafił ciągle patrzeć na Jezusa. To właśnie była jego siła, siła jego posługi. On cały czas, tak jak Piotr na tym morzu rozszalałym jeziorze patrzył na Jezusa i wtedy żadne bałwany morskie, żadne fale nie mogły go strącić w przepaść, w otchłań. Dlatego to dzisiejsze nasze spotkanie niech także uczy i nas tego nieustannego przekraczania różnych barier.
Kiedy ja zastanawiałem się jakie to bariery, jaką burtę łodzi mam przekroczyć, kiedy patrzyłem w czasie tego rejsu po jeziorze, myślałem sobie: to przecież nie muszą być jakieś wielkie rzeczy, nawet kiedy tutaj w czasie Mszy świętej czasem obserwuje niektóre osoby ile one muszą przekraczać barier, dawać z siebie tak wiele, żeby tu wyjść i powiedzieć coś do mikrofonu. Dla mnie też to było kiedyś coś wyjątkowego.
Moi kochani, patrzeć na Jezusa, gdy wokół szaleją bałwany, gdy nas dotykają choroby, nieszczęścia, zwątpienia jakaś rozpacz to właśnie wtedy mamy starać się tak patrzeć na Jezusa, by usłyszeć te jego słowa: odwagi to Ja jestem, żeby wtedy wykonać ten gest wiary, a więc zrobić ten krok, kiedy nie wiemy nawet w jakim kierunku co nas może spotkać, jakie może być podłoże pod tą naszą nogą. Właśnie to jest to przekroczenie tej naszej łodzi, do której już żeśmy się przyzwyczaili, sprawdzić: jeśli to Ty jesteś, to Panie, pozwól mi pójść po wodzie, pozwól mi pójść po tych trudnościach, których doświadczam, pozwól mi abym nie zwątpił, abym moje życie wiary było zawsze pewne, zawsze oparte na Twojej obecności.
Do czego dziś Pan Jezus mnie zachęca, żeby jeszcze głębiej wejść w Jego obecność, żeby z Nim iść przez życie iść przez te trudy, ale także i przez radości? Pomyślmy o tym w czasie tej Eucharystii, aby także i ta msza święta zaowocowała jeszcze większą cierpliwością, wytrwałością w pójściu za naszym Panem, za naszym Zbawicielem. Amen.