24.11.2003
Temat: Piąte przykazanie
Teksty: Mt 5,21 – 26; Ps 29 Chrystus mówi bardzo wyraźnie: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj!»; a kto by się dopuścił zabójstwa podlega sądowi”. Potwierdza, że stare prawo obowiązuje, czyli nikogo nie wolno zabijać nigdy. Zostaniesz osądzony zgodnie z prawem, czyli śmierć za śmierć.
Jednak Chrystus mówi więcej, pogłębia zrozumienie tego prawa. „Każdy, kto się gniewa na swojego brata, podlega sądowi”. Czyli poprzeczkę stawia nieporównywalnie wyżej niż samo przykazanie - nie zabijaj. Jeśli się ktoś gniewa, i tu jest mowa o gniewie nieuzasadnionym (fragment, w którym Jezus wyrzuca ze świątyni przekupniów, to jest gniew uzasadniony), wynikającym z nieuporządkowanego życia, niepokoju wewnętrznego itd., to taki gniew powoduje, że osoba gniewająca się musi być osądzona.
Dalej czytamy, że ten, który by powiedział bratu swemu „raka” podlega karze, po uprzednim wyroku sądu. Owo słowo „raka” oznacza osobę upośledzoną.
Gniew wewnętrzny, uzewnętrznia się wyzwiskami, bo ten, kto jest wewnętrznie nieopanowany, gniewliwy, poniża lub przeklina kogoś. Powiedzenie komuś „głupcze”, „jesteś ograniczony psychicznie”, podlega karze.
Kolejnym owocem gniewu jest powiedzenie komuś „bezbożniku”. W kulturze semicko-greckiej takie określenie dotyczy spraw religijnych, jest synonimem niegodziwości religijnej.
Podsumowując to – Jezus nie zmienia przykazania, ale poszerza jego rozumienie bardzo głęboko. Wchodzi jakby w źródło zabijania i pokazuje również, jak można zabić człowieka w białych rękawiczkach. Czyli najpierw się gniewam na kogoś, potem mam niekontrolowaną lawinę wyzwisk na tego człowieka i ostatecznie zabijam tego człowieka duchowo. Niestety z czymś takim spotykamy się dosyć często. Tego typu zabijanie duchowe prezentują rodzice, którzy od wczesnych lat życia swojego dziecka, kierują do niego różnego rodzaju wyzwiska i epitety tego typu: „jesteś nieukiem, do niczego się nie nadajesz, jesteś beznadziejny, jesteś do niczego” itd. Tacy ludzie zewnętrznie są żyjący, a wewnętrznie niestety martwi.
Chrystus w tym przykazaniu broni godności człowieka, broni jego delikatności i wrażliwości, którą posiada każdy w sobie i mówi nam: „Uważaj, nie wypowiadaj żadnych słów pochopnie, ponieważ możesz naprawdę przez słowo zabić człowieka”.
Następne wersety od 23 -26 zawierają inną myśl. Mówią one o pierwotnej wspólnocie, w której ludzie się doskonale znali.
Trwanie w złości, w gniewie jest niezgodne z wolą Bożą i niegodne Boga. Jest też niegodne człowieka wierzącego. Wówczas modlitwa takiego człowieka jest zupełnie bezowocna. To znaczy, że jeżeli przychodzisz na spotkanie i jesteś człowiekiem trwającym w gniewie, to nie masz prawa się modlić, bo to nie ma sensu, dlatego, że zaprzeczasz istocie tego, czym jest Bóg. W omawianym fragmencie jest pokazany przykład, który mówi, że jeżeli wiesz, że ktoś we wspólnocie ma coś przeciwko tobie, a nie pojednasz się z nim, powinieneś wrócić się i z nim pojednać. Jest to tylko możliwe we wspólnocie, która się dobrze zna. Poniekąd dotyczy to także i nas. W tekście jest powiedziane więcej, że jeżeli ktoś tobie nie przebaczył, ty powinieneś się z nim pojednać. W ten sposób uczymy się miłości rzeczywistej do drugiego człowieka. Ewangelista Łukasz w 12, 8-10 to samo mówi: „Nie odważ się wchodzić na spotkanie w gniewie, najpierw idź i pojednaj się, bo inaczej on cię oskarży i wsadzi do więzienia, aż nie oddasz ostatniego grosza”.
To jest bardzo jednoznaczne wymaganie Jezusa. Ja nie mam prawa mówić, że są w tej sytuacji wyjątki. Nie ma tu żadnej taryfy ulgowej. Dlaczego? Bóg nie ma wtedy do ciebie dostępu, dlatego, że jesteś zamknięty na drugiego człowieka, na którego się gniewałeś, czy którego obraziłeś w sposób taki, że go duchowo zabiłeś. Myślę, że te słowa, które Chrystus do nas powiedział są na tyle ważne, że nie możemy wobec nich być obojętni.
16.12.2003
Temat: Szóste przykazanie
Teksty: Ps 31; Mt 5, 27 – 32
Z szóstym przykazaniem wiąże się najwięcej dziwnych pojęć i najwięcej dewiacji różnego typu. Współcześnie uchodzą one za coś normalnego. Prawda jest jednak inna. Dlatego chcę przybliżyć to zagadnienie, aby pozostały w nas z tego duchowe korzyści.
Werset 27: „Słyszeliście, że powiedziano nie cudzołóż!” Niesprawiedliwe było to prawo, dlatego że więcej swobody dawało mężczyźnie, a kobieta była z góry pozbawiona prawa.
Werset 28: „A ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” To jest tekst, który budzi sprzeciw, bo jak można cudzołożyć w myślach? Tu nie tylko chodzi o myśli, ale również o serce, a serce to jest miejsce uczuć. Dlatego, jeżeli ktoś (dotyczy to mężczyzn i kobiet) wyobraża sobie jakikolwiek doznania związane z szóstym przykazaniem, to rzeczywiście popełnia grzech podobny do grzechu dokonanego w czynie. Oczywiście nie jest on takiej samej wielkości, ale jest to grzech, czasami nawet może być ciężki. Dlaczego jest to grzech? Chrystus tłumaczył nam to przy V przykazaniu, o czym mówiliśmy 2 tygodnie temu. Nikt nie popełnia cudzołóstwa bez pierwotnego wyobrażenia go sobie w myślach. To nie chodzi tylko o to, że ktoś planuje cudzołóstwo, a potem go popełnia, ale przede wszystkim o to, że przyzwyczaja się do takiej możliwości w wyobraźni. To doprowadza do tego, że łatwo nam przychodzi popełnić cudzołóstwo w czynie. Dlatego Chrystus tu bardzo wyraźnie i mocno podkreśla, że należy już myśli uznać za cudzołóstwo.
W następnym zdaniu Chrystus mówi, jak wyzwalać się z cudzołóstwa w myślach i czynach. Werset 29: „Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie...” i (w. 30) „I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie”. Musisz być jednoznaczny – mówi. Skoro możesz okiem, ręką popełnić cudzołóstwo, to bądź rygorystyczny – wyłup oko odetnij rękę. Tylko jednoznaczność jest ratunkiem. Niestety, jeśli nie będziesz zrywał jednoznacznie z tym grzechem – w myślach i w czynach – to będziesz w piekle. „Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła”. W wypadku grzechów nieczystych nie można iść na kompromis np.: nie będę oglądał filmów pornograficznych, ale będę sobie pozwalał na wyobrażenia seksualne. Nie można!
Werset 31: „Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy.” (por. Pwt 24, 1) To jest najgorsze, że nic więcej słowo Boże nie dodaje. Różne więc szkoły rabinistyczne to interpretowały, np.: jeżeli żona ci spali obiad, źle go ugotuje, to możesz jej wręczyć list rozwodowy, inne że tylko wtedy, gdy złapiesz ja na cudzołóstwie. Jezus tego prawa nie uznaje w ogóle powołując się na Rdz. 2, 24: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”.
Analizowany tekst jakby zaprzecza temu: w. 32: „Każdy kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo”. I tu jest problem, sami egzegeci nie potrafią jednoznacznie go rozwiązać. Ponieważ praktyka w Kościele Katolickim nigdy tej klauzuli nie wprowadziła w życie. Poza tym równoległe teksty z ewangelii Mk 10, 11; Łk 16, 18 oraz List św. Pawła 1 Kor 7, 10 nie dopuszczają takich wyjątków. Również temu wyjątkowi zaprzecza wcześniejszy rygoryzm Jezusa o cudzołóstwie w myślach. Jak to więc wytłumaczyć? Wielce prawdopodobna jest interpretacja taka, że można to małżeństwo unieważnić tylko w jednym względzie, ponieważ zostało zawarte jako nieważne. Chodzi np. o związek kazirodczy, zatajoną prostytucję, jakiś inny związek nawet tylko cywilny, itd.
Inne pytanie, które trzeba sobie tu postawić w kontekście tego tematu to: Kiedy jest grzech ciężki, a kiedy jest grzech lekki? Grzechem ciężkim na pewno są wszelkiego rodzaju zboczenia seksualne. Nieważne jak się na to zapatruje współczesna psychologia. Słowo Boże jest pod tym względem jednoznaczne. {Dygresja: Można w jakimś stopniu zrozumieć osobę, która urodziła się z deformacją psychiczną dotyczącą spraw seksualnych. Nie jest to jednak równoznaczne z tym, że może robić, co chce.} Następna rzecz – stricte cudzołóstwo jest grzechem ciężkim pod każdym względem czy uczynione sporadycznie czy stale. Na pewno jest nim również oglądanie pornografii, ponieważ filmy te poniżają godność osoby, sprowadzają seks do formy fizjologicznej, a przede wszystkim rozrywają miłość i seks. Akt seksualny jest ukoronowaniem miłości, a nie pożądliwości. Grzechem ciężkim również jest samo zaspakajanie seksualne, ponieważ jest to czysty egoizm, oderwanie miłości od seksualności, itd.
Grzech lekki występuje we wszystkich pozostałych sytuacjach. Jeżeli jednak jest popełniany często, przeradza się w ciężki. Jeżeli masz wyobrażenia erotyczne, a przychodzą one na każdego, nie są grzechem, jeżeli sporadycznie z nimi współpracujesz, są lekkim, jeśli robisz to systematycznie (nie masz ochoty na odsuwanie ich) jest to grzech ciężki. Np. jeżeli mówiąc z perspektywy mężczyzn, mnie się jakaś kobieta podoba, to nie jest to żaden grzech. Popęd seksualny jest czymś naturalnym i sam w sobie nie jest grzechem, ale jeżeli dodaje sobie do tego różnego typu wyobrażenia erotyczne, wchodzę w kategorię grzechu lekkiego, a później być może, w zależności od intensywności dochodzę do grzechu ciężkiego.
Co to jest seksualność człowieka?
Seksualność człowieka jest naprawdę wartością i rzeczą świętą. Ponieważ czy się nam to podoba, czy nie Bóg stworzył mężczyznę i kobietę na swój obraz, a nie tylko mężczyznę samego czy kobietę samą. Na tym polega nasze podobieństwo do Boga, że możemy tworzyć nową rzeczywistość przez płciowość. Przekazujemy życie przez seksualność, potem nowe życie ubogacamy miłością, inteligencją, moralnością i wiarą. Seksualność z natury swojej rzeczy jest czymś dobrym, jest wartością.
Dodatek dla małżonków. We wspólnocie małżeńskiej nie można powiedzieć, że ja nie mam ochoty na seks. Oczywiście, masz prawo nie mieć ochoty, ale nie może to być niechęć. Seksualność jest dopełnieniem miłości, a odmawianie pożycia jest czymś niewłaściwym, chyba że są uzasadnione racje, jak na przykład nie chce mieć już więcej dzieci, bo już mam ich sporo. Jeżeli ktoś mówi, że kocha męża, a nie pozwala mu współżyć i vice versa, to jest to nieporozumienie.
Miłość małżeńska wyrażona w seksie jest czymś naprawdę wartościowym. Seks to nie jest jakiś dodatek do miłości, a z drugiej strony nie jest to monstrum, który ma przykryć brak miłości. Musi być równowaga między miłością chrześcijańską a seksem. Płciowość jest wartością i dlatego Jezus staje w jej obronie, mówiąc wyraźnie, że nie ma rozwodów, ale też nie powinno być rozbujałej wyobraźni seksualnej, pożądliwości.
RACHUNEK SUMIENIA (zawężony)
pytania dotyczące małżeństw
- Jakie jest miejsce spraw seksualnych w twoim życiu? (Jak duży procent Twoich myśli i twojego związku z drugą osobą zajmują sprawy seksualne?)
- Czy jest to coś marginalnego, czy też coś przesadnie ważnego, a może jest to rzeczywiste dopełnienie miłości, ukoronowanie miłości?
- Czy dziękujesz Bogu za seks, za to że miłość swoją wyrażasz we współżyciu seksualnym?
- Czy prosisz o to, żeby to pożycie seksualne było jeszcze lepsze, jeszcze doskonalsze i podobające się Bogu?
pytania dotyczące wszystkich
- Czy dziękujesz Panu Bogu za swoją płeć?
- Czy popęd seksualny traktujesz jako zło, czy dobro?
- Czy w popędzie seksualnym widzisz Boga, który przecież dał Ci ten popęd?
- Czy jeżeli jesteś młodą osobą, czy uczysz się szanować swój popęd, ponieważ on jest wielka wartością, czy też traktujesz go jako coś, co należy używać, jako fizjologiczną część Twojego człowieczeństwa?
- Czy popełniasz cudzołóstwa, przez które niszczysz więź z Bogiem, przez które niszczysz więź z mężem, żoną i przez które mordujesz samego siebie?
- Czy oglądasz filmy pornograficzne, gazety pornograficzne i czy widzisz w tym zło?
- Widząc nagość w telewizji, prasie, gdziekolwiek jak ją traktujesz? Oburzasz się na nią, jest ci to obojętne?
- Trzeba umieć rozmawiać o sprawach seksualnych ze swoimi dziećmi, rówieśnikami, bo to jest konieczne, ale czy przypadkiem w tych rozmowach nie ma niszczenia seksualności człowieka, spłycenia jej np. przez kawały?
- Jak traktujesz strój swój? Czy może w ten sposób prowokujesz do doznań seksualnych?
- Czy Twoje myśli są zaprzątnięte sprawami seksualnymi, wyobrażeniami erotycznymi?
- Czy Twoje myśli, lub słowa, a może nawet konkretne czyny są lekceważeniem płci przeciwnej, poniżaniem jej, niedowartościowaniem tej płci?
- Jeśli przypadkiem Twoje dziecko ewidentnie żyje przeciwko szóstemu przykazaniu, lekceważy wszelki grzech w tym zakresie to jak się zachowujesz?
20.01.2004
Temat: Ósme przykazanie
Teksty: Mt 5, 33 – 37; Ps 34
Chrystus komentuje część ósmego przykazania, ponieważ Żydzi w tamtych czasach najczęściej w tym zakresie łamali to przykazanie. Chodzi o częste przysięgania na Boga i Jego dzieła, aby podkreślić w ten sposób swoją prawdomówność. Bardzo często podpierali się przysięgą na przykład stwierdzali. „To, co powiedziałem jest prawdą. Przysięgam na ołtarz Boga” lub „Na Boga w niebie przysięgam, że oni mnie skrzywdzili” Dlatego Jezus bardzo mocno krytykuje ich mówiąc, że podważają wiarygodność Boga i wciągają Go w ludzkie animozje. Dodaje: Nie wolno ci tego robić, bo nie ty uczyniłeś świat, a nawet nie możesz zmienić koloru swoich włosów.
Dodaje na końcu: „Niech twoja mowa będzie Tak, tak; nie, nie”, bo skoro one są tak, to są tak, a skoro są nie to są nie. Nie potrzebujesz przysięgi. O twojej wiarygodności nie decyduje przysięga, ale prawdomówność wynikająca z czystego serca. Prawdą jest relacja do Boga i bliźniego, nie przysięga.
Gdzie i kiedy my najczęściej łamiemy to przykazanie?
Rachunek sumienia:
1. Czy jesteś wierny prawdzie? (tzn. że masz zasady, którymi żyjesz i czy te zasady przekładają się na konkretne życie).
2. Czy zdarzają ci się pomówienia? (Są wtedy, kiedy nie sprawdzasz wiarygodności usłyszanej informacji, a ją powtarzasz.)
3. Czy lubisz plotkować (obmawiać)? (Nie znasz kogoś, wiesz o nim niewiele, a mówisz o nim, czyli dopisujesz mu pewne cechy, których on nie posiada. Niekoniecznie muszą to być zaraz bardzo złe, dramatyczne rzeczy o tym człowieku, ale mogą być tzw. półprawdy, ćwierćprawdy itd.)
4. Czy szkodzisz bliźniemu przez oszczerstwa? (Całkiem wyssane z palca, nieprawdziwe rzeczy mówisz o bliźnim)
5. Czy zdajesz sobie sprawę, że właśnie oszczerstwo, w mniejszym stopniu obmowy, a w jeszcze mniejszym plotki, ale wszystkie one równocześnie powodują, że podcinasz, niszczysz, deformujesz dobre imię danego człowieka, o którym te słowa wypowiedziałeś?
6. Czy dochowałeś tajemnicy, sekretu? Dla naszej wspólnoty: Czy wynosiłeś poza wspólnotę opinie o osobach ze wspólnoty?
7. Czy niszczyłeś więzy małżeńskie, rodzinne, koleżeńskie przez kłótnie, zniewagi i złości? W jakim stopniu ty byłeś przyczyną owej kłótni, zniewagi, czy złości, albo czy byłeś perfidny w tym zakresie?
8. Czy świadomie prowokowałeś słowem, czy postępowaniem innych ludzi, aby ich poróżnić ze sobą?
9. Jeśli kogoś obraziłeś plotką, oszczerstwem, obmową, czy miałeś odwagę odwołać to i przeprosić pokrzywdzoną osobę?
10. Czy byłeś naiwniakiem i przyjmowałeś bezmyślnie i bezkrytycznie opinie innych ludzi o kimś?
11. Czy miałeś odwagę przeciwstawić się kłamstwu w swoim środowisku i stanąć w obronie niesłusznie posądzanych
Żydzi to przykazanie łamali w taki sposób, że po prostu kłamali ewidentnie i na dodatek powoływali się na Boga, czyli było to podwójne kłamstwo. My żyjemy w czasach chyba trochę innych, gdzie kłamstwo jest czymś, bardzo powszechnym, szczególnie u osób piastujących ważne stanowiska publiczne. Kłamie się oficjalnie i wszyscy o tym wiedzą, a kiedy się komuś udowodni kłamstwo, to zawsze istnieje możliwość kolejnego kłamstwa dla podkreślenia swojej niewinności.
Każde kłamstwo ma potworny skutek. Raz, że zabija (w prawdzie powoli) człowieka, a dwa, że podważa naszą wiarygodność. Ile razy podważysz wiarygodność drugiego człowieka, to przestają tobie wierzyć inni.
Bagatelizowanie tego przykazania wynika między innymi z tego, że po jednym kłamstwie nie widzimy złych skutków. Prawda o łamiących to przykazanie jest brutalna, powoli rozcieńczamy siebie: „tak” już nie jest czystym „tak”; „nie” już nie jest klarownym „nie”. Prawda wiary moralności się rozmywa – umieramy.
2004 rokTemat: Czy naprawdę znam siebie?
Teksty: 1Kor 1,26-31; Ps 39; Mt 11,25 –30
Dzisiejsze słowo Boże jest bardzo dobrze nam znane i nacechowane jest pewnym istotnym elementem, którym jest nadzieja - nadzieja w Jezusie Chrystusie. Żeby doświadczyć tej nadziei i żeby te słowa - takie bardzo proste i bardzo dobrze nam znane stały się rzeczywistością, to musimy najpierw uświadomić sobie - kim naprawdę jestem jako człowiek?
Czy jesteś człowiekiem, który akceptuje siebie? Czy tym, który odrzuca siebie? Czy jesteś człowiekiem, który potrafi popatrzeć w normalne lustro i widzieć rzeczywiste swoje oblicze? Żeby umieć odkryć prawdę w zwierciadle, musisz przyjąć postawę, jaką psalmista wyśpiewał w dziś czytanym fragmencie: (w. 5) „O Panie, mój kres pozwól mi poznać i jaka jest miara dni moich, bym wiedział, jak jestem znikomy”.
Prosimy o różne rzeczy Pana Boga, szczególnie na tych Mszach Św., ale chyba za rzadko modlimy się o to, żeby Pan Bóg pozwolił mi dostrzec prawdziwe moje oblicze. Dostrzec również i moją nędzę, moje porażki, brak akceptacji przez samego siebie i przez innych, ale nie po to, żeby siebie nie dowartościować, tylko po to, żeby być człowiekiem prawdy. Dla przykładu: jeżeli stwierdzam, że jestem słaby, że mnie ktoś nie kocha. Trudno, taka jest prawda. Natomiast jeśli stwierdzam, okłamując siebie, że jestem dobry i niczego mi nie brakuje, to niestety jestem w bagnie. W tym momencie, kiedy nie ma rzeczywistego rozeznania siebie, to słowa Ewangelii, które dzisiaj słyszeliśmy nie pasują do nas. Chrystus mówi nam bardzo pełne ciepła i dobroci słowa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Nie pozna się Jezusa, jeżeli się nie dostrzeże prawdy o sobie. To jest pierwsza sprawa, a druga - nie posłuży się Chrystus tobą, jeżeli owej prawdy nie odkryjesz w sobie.
W Pierwszym Liście do Koryntian i w Ewangelii są prawie identyczne słowa: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11,25). Jezus wychwala Ojca, że właśnie przed tymi pseudomądrymi, (mówi tu głównie o faryzeuszach, o uczonych w piśmie) zakrył prawdę o królestwie Bożym, a objawił je prostaczkom. Słowo „prostaczek” w ekumenicznym Piśmie Świętym jest inaczej tłumaczone: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te sprawy przed mądrymi i roztropnymi, a odsłoniłeś je przed tymi, którzy są jak małe dzieci”. Ów prostak to nie jest prymitywny człowiek, to jest człowiek, który ufa Bogu, jak małe dziecko, które ma nadzieję tylko w rodzicach, bo w nich ma oparcie, nie w sobie samym, ponieważ sam jest bezradny. Dlatego Bóg chce się tobą posłużyć jako bezradnym dzieckiem, zagubionym, potrzebującym, ale tylko wtedy, kiedy tę prawdę uznasz.
Na koniec jeszcze jeden wymiar, który tu jest zawarty w jednym słowie: (Mt 11,27) „Wszystko przekazał mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”. W biblijnym języku słowo „znać” należałoby przetłumaczyć – „być w związku z”, czyli „znać” to nie tylko poznać intelektualne, ale dojść do zażyłości.
Kiedy ja mogę być w rzeczywistej jedności z Bogiem i być posłanym do innych? Kiedy poznam siebie, będę w jedności z sobą, z prawdą o sobie, kiedy będę tak jak Jezus. Jezus też był poznany przez Ojca, znał Go do końca i dlatego mógł być sługą wszystkich, wypełnił swoją misję. My mamy to poznanie na zupełnie innym poziomie, ale musimy mieć poznanie samego siebie, żeby zaistnieć w jedności z Bogiem. Dlatego dzisiaj na tej Mszy Świętej szczególnie o to będziemy się modlili, aby rzeczywiście nastąpiło poznanie siebie w Duchu Świętym i w tymże samym Duchu, Jezusa. Niektórzy mogą myśleć: „jestem ewangelizatorem, idę ku świętości lub jestem już na dobrym poziomie”. Lecz Bóg mówi: „Ja cię nie znam. Ty się jeszcze nie poznałeś na tyle, żeby stwierdzić prawdę, również o swoim przeznaczeniu”. Dlatego poznaj najpierw siebie, a potem idź ze Mną, tą właściwą drogą.
2.10.2007
Temat: Aniołowie - posłańcy Boży i nasi pomocnicy
Teksty: Dn 7, 9 – 14; Ps 138; J 1, 43 – 51
Dzisiaj jest Aniołów Stróżów toteż chcę się razem z wami zastanowić nad aniołami. Wydaje się, że o aniołach mówi się bardzo mało, a jeżeli się mówi, to tak na sposób magiczny, a co gorsze, bardzo rzadko korzysta się z ich pomocy.
Kto to jest anioł? Anioł to jest istnienie, którego nie możemy poznać, ponieważ jest to duch, który nie ma ciała, ale może czasami się „ucieleśniać”. Anioły wypełniają funkcje, które im Bóg przeznaczył. Anioł to posłaniec.
Jesteśmy podobni do aniołów w wymiarze posłannictwa - na inny sposób niż oni, do mniejszych zadań, ale też posłani do wypełnienia konkretnych zadań.
Śpiewaliśmy w Psalmie: „Hymn będę śpiewał wobec aniołów”. Posługa aniołów polega na oddawaniu czci Bogu, wielbieniu Go. „Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim” (Dn 7,10) i chociaż nie używa się tu słowa aniołowie, to z innych fragmentów Biblii wiemy, że o nich chodzi. Naszym zadaniem też jest posługa w uwielbianiu Boga tutaj na ziemi. Anioł jest naszym przyjacielem, który razem z nami wielbi Boga i wtedy kiedy my jesteśmy zmęczeni, chce nam się spać, wtedy kiedy brakuje sił, to należy wtedy powiedzieć – Aniele Boży teraz ty się módl za mnie – ta modlitwa uwielbienia będzie miała nadal właściwy wymiar.
Do czego nam jeszcze anioł jest potrzebny? Żeby oznajmiać prawdy Ewangelii, fundamentalne prawdy Ewangelii. Archanioł Gabriel został posłany, aby ogłosić najpiękniejszą prawdę dla Maryi: możesz być matką syna Bożego, Jezusa, a zarazem matką zbawiciela ludzi. My też mamy ogłaszać Dobrą Nowinę współczesnym – w tobie jest Jezus, który cię zbawił.
Istotą naszej wspólnoty jest Ewangelizacja. Wtedy, kiedy nie umiesz głosić, nie tylko wzywaj Ducha Św. ale zaproś Michała Archanioła i powiedz mu – teraz ty mów przeze mnie, teraz ty glos Dobrą Nowinę o Jezusie – i On będzie głosił, bo jest posłańcem tak jak i my.
Anioł przychodzi żeby nam pomagać, szczególnie tutaj mam na myśli Michała Archanioła. Jego imię oznacza „Któż jak Bóg”. Przychodzi, żeby nam pomóc, zwłaszcza wtedy, gdy przychodzą pokusy. Kto z nas jest wolny od pokus.? Wezwij wtedy Michała Archanioła i powiedz mu: „Ty walcz z moją pokusą, po to zostałeś posłany”.
Każdy z nas może być jak Michał archanioł. Kiedy spotykasz osoby, które są kuszone, powiedz Michałowi Archaniołowi – mów mną, mów przeze mnie do tego człowieka, który ma silne pokusy, chcę mu pomoc, ale nie umiem, Ty walcz z jego pokusami lub pomóż mi, abym wiedział jak mu pomóc.
Jeszcze jeden ważny element. Mianowicie zastanawialiśmy się w naszej grupie modlitewnej jak ewangelizować różne osoby. Ewangelizacja polega również na tym, żebyśmy towarzyszyli komuś. W tym kontekście warto spojrzeć na Anioła Stróża. On towarzyszy, ostrzega, ochrania, wspomaga, idzie z nami. I właśnie ewangelizator powinien to samo robić.
Na koniec jeszcze o jednym o archaniele, Rafale. Jego imię oznacza, „Bóg jest uzdrowicielem”. Kolejna msza wtorkowa właśnie temu jest poświęcona, aby Jezus dzisiaj uzdrawiał nasze choroby fizyczne i duchowe. Dlatego dzisiaj będziemy prosić archanioła Rafała, by wspierał nasze modlitwy błagalne o uzdrowienie.
Wpatrujmy się w aniołów i korzystajmy z ich posługi ucząc się od nich jak należy służyć innym.
4.09.2007
Temat: Warunki uzdrowienia
Teksty: Ef 3, 14 – 19; Ps 63; J 9, 35 – 41
Zacznę od Ewangelii (rozdz. 9). Do uzdrowionego niewidomego podchodzi Jezus i pyta: „Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?” (w 35) Dziwne pytanie, bo skąd niewidomy miałby Go znać? Odpowiada: Któż to jest, Panie, abym mógł w Niego uwierzyć? (w. 36) To pytanie potrzeba również sobie zadać, aby otrzymać łaskę uzdrowienia czy uwolnienia: „Kim jesteś Jezusie, abym mógł w Ciebie uwierzyć?” potrzebujemy zatem:
- Znać Jezusa.
Po czym możesz poznać w sobie, że znasz Jezusa? Po prawdzie. Prawda nas uzdrawia, a każdy fałsz powoduje deformację. W (w. 41) Jezus powiedział: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal”. Niewidomy jest symbolem nieświadomości. Ty znasz prawdę o Jezusie, dlatego nie ma w tobie nieświadomości. Znać prawdę, to znaczy umieć nazwać dobro dobrem, a zło złem. Ale nie tylko. To znaczy również rozpoznawać dotknięcia Boże, odkrywać dary w sobie. To też pragnąć posiadania darów, którymi możesz służyć innym.
- Zanurzyć się w miłości Jezusowej.
„Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości zakorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę” (Ef 3, 18). Wiedza o Jezusie doprowadza do miłości, która potrafi coraz głębiej poznać miłość Chrystusa, ukorzeniam się w Jezusie, jestem coraz bardziej pewny Jego miłości. Jestem coraz bardziej przekonany, że On oczyszcza i uzdrawia.
- Czy tego naprawdę pragniesz?
Uzdrowienie dokonuje się wtedy, gdy miłość do Jezusa będzie miała cechy wymienione w Psalmie: „Boże, mój Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęsknie, jak ziemia zeschła, spragniona bez wody. Wpatruję się w Ciebie, bo chce ujrzeć Twoją potęgę i chwałę”. (Ps 63,2 -3) Jeszcze raz wymienię te czasowniki: „Szukam Cię”, „pragnę Ciebie”, „tęsknię za Tobą”, „wpatruję się w Ciebie”. To są elementy, które ugruntowują nas w miłości do Jezusa i zanurzają nas w Nim.
Najpiękniejszą modlitwą, jaką możemy przeżywać, nie jest modlitwa uwielbienia, lecz modlitwa zanurzenia w Jezusie. Nic Tobie Jezu nie mogę dodać, nic nie mogę Tobie ciekawego powiedzieć, moje uwielbienie Ciebie jest niedoskonałe, ale za to pragnę się zanurzyć w Twojej miłości. To jest szczyt modlitwy chrześcijanina, kontemplacja Boga, bo to jest Niebo! Do takiej modlitwy prowadzi częsta praktyka modlitwy uwielbienia. Czy pragniesz takiej modlitwy? Czy taką modlitwą uwielbiasz Boga w domu, w kościele, gdziekolwiek jesteś?
Dzisiaj Słowo Boże pokazuje nam jasną drogę do uzdrowienia i uwolnienia od złego. Trzeba najpierw poznawać Jezusa, potem iść Jego drogą, ciągle się zanurzając w Jego miłości, a kiedy przyjdą trudności, trzeba prosić Ducha Świętego, a pragnąc Jego obecności, będziemy otwarci na wszelkie Jego łaski, również uzdrowienia naszych ciał i ducha. Otwórz Psalm 63 i na jego podstawie zatęsknij za Bogiem, by otworzyć Mu serce na zanurzenie się w Nim i otwarcie się na łaskę uzdrowienia.
7.08. 2007
Temat: Jezus oczyszcza trwających w Nim
Teksty: Kol 2,6-15; Ps 28; J 15,1-11
W Ewangelii, którą czytaliśmy dzisiaj jest zawarty obraz o winnym krzewie i latorośli. Jezus mówi tak: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia”. (J15, 1) i „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami”. (J15, 5)
Wczoraj otrzymaliśmy takie słowo poznania: „Przychodzę do was z darem oczyszczenia. Niech myśli wasze i wasze czyny są zgodne z waszym sumieniem”. Na czym polega oczyszczenie? Jezus w tym tekście mówi: będziecie ze mną razem, a gwarantuje wam, że Ojciec Niebieski zadba o to, żebyście zawsze byli czyści, bo On wie, w którym momencie grzech zaczyna się rodzić, wtedy przyjdzie jak dobry ogrodnik i przytnie chory fragment krzewu (czyli wypali grzech), żeby reszta mogła rosnąć. Ojciec niebieski tego pragnie, ale potrzebuje twojej współpracy.
Nie ma oczyszczenia bez słowa Bożego (w. 3). Np. te osoby, które nie czytają Pisma Świętego, nie zauważą grzechu i nie zgodzą się na ingerencję Boga. W 19-tym wersecie Jezus wskazuje na zachowywanie przykazań jako jasnego punku otwartości na wolę Bożą. Następnie podpowiada nam Bóg ważną prawdę, że mamy się nie buntować przeciwko Bogu, ale wybierać proces odwrotny, mamy trwać w Nim (w. 7), a św. Paweł mówi o zakorzenieniu się w Jezusie Kol 2,6. Dlaczego to jest takie ważne? Od grzechu pierworodnego mamy łatwość ulegania pokusie: ja jestem najważniejszy, nieomylny, samodzielny, najpiękniejszy. Wtedy jakby odcinamy się od winnego krzewu, przyozdabiamy się w różne upiększacze (jak przyozdabia się cięte kwiaty w kwiaciarni). W porównaniu do gałązki tkwiącej w winnym krzewie - wyglądamy korzystniej. Wracam do grzechu. Jak ktoś zaczyna grzeszyć, odczuwa większą wolność, dowartościowuje się, ma bogatsze życie, nie musi się przejmować czuje się luźny, wyzwolony i panem siebie. Wygląda lepiej niż starający się być wierny Bogu. To tylko jednak złudzenia. Co się tak naprawdę dzieje z takim człowiekiem? Ułuda pryska, jak najpiękniej przyozdobiony cięty kwiat nadaje się do wyrzucenia, tak człowiek zaczyna odczuwać pustkę, bezsens, samotność potrzebuje coraz więcej bodźców (tak jak kwiat używek, przyozdabiaczy), żeby jakoś funkcjonować. Ułuda znika i zostaje pustka. Dlatego nie ulegaj pokusie mówi św. Paweł w liście do Kolosan: „Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą czczym oszustwem” (w. 8). Rozeznawaj w Duchu Św. co jest ewentualnym lub realnym zafałszowaniem relacji do Boga? Natomiast moc, która zawsze cię będzie oczyszczać i wiązać z Jezusem wypływa z krzyża Jezusowego: „Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. Po rozbrojeniu Zwierzchności i Władz, jawnie wystawił je na widowisko, powiódłszy je dzięki Niemu w triumfie” (Kol 2, 14). To znaczy, że masz się wpatrywać w krzyż - znak pokory Jezusa i jego miłości dla nas, znak poniżenia Jezusa a dla nas - uwolnienia z grzechu. Właśnie na krzyżu Jezus zniszczył każdy grzech, bo przybił twój i mój grzech do krzyża. Nasza jedność z Jezusem tkwi w Jego krzyżu i nasze oczyszczenie płynie przez Jego krzyż. W chwili ciszy wpatruj się w ten znak nadziei.
6.01.2009
Temat: „Ofiarowali Mu złoto, kadzidło i mirrę", a ty z czym przychodzisz?
Teksty: Iz 60, 1-6; Ps 72; Ef 3, 2-6; Mt 2, 1-12
Istotą tej uroczystości jest nie do końca jasne wydarzenia. Bliżej nieokreśleni mędrcy, bliżej nieokreślona ich ilość, bo trzy to jest tylko wniosek, że skoro przynieśli trzy dary to jest ich trzech, a jeszcze w dodatku nie znający wiary mojżeszowej, doświadczają jakiejś duchowej świadomości, że mają iść za gwiazdą. Prawdopodobnie pochodzili z Mezopotamii, gdzie wierzono, że gwiazdy mówią prawdę i wpływają na życie człowieka. Z naszej perspektywy to są zabobony, a jest to grzech przeciwko samemu Bogu, bo wierzy się w astrologię, w bożki, horoskopy. Wniosek jest prosty, to poganie, którzy nie znali Boga prawdziwego, przez obserwację kosmosu doszli doświadczyli poznania, że idąc za gwiazdą dotrą do źródła życia. Nie wiemy, skąd wiedzą, że maja szukać króla żydowskiego, nie wiemy, czy coś wyczytali w gwiazdach, czy znali jakieś pogańskie zapowiedzi. Trudno powiedzieć, co się stało, wiemy, że szli za gwiazdą do króla żydowskiego.
Dotarli do Jerozolimy. Myśleli, że w Jerozolimie, stolicy Żydów, znajdą nowonarodzonego króla. Weszli do pałaców króla Heroda, bo gdzie jak gdzie, ale na dworze królewskim należy szukać nowego króla. Zdziwili się bardzo, bo król Herod nic nie wiedział. Zaniepokoiła go jednak misja mędrców i ich przekonanie, że istnieje król żydowski. Dlatego używając języka dyplomacji, pożegnał ich i poprosił, by mu tylko potwierdzili, gdzie znaleźli króla, bo ja też chcę Mu oddać pokłon. Chciał bowiem, jako zazdrosny o władzę monarcha, zabić swojego konkurenta.
Kiedy wychodzą od Heroda znowu widzą gwiazdę i idą za nią. Dochodzą do Betlejem i tam nie wiadomo w jakim miejscu, prawdopodobnie była to grota, gwiazda zatrzymuje się. Widzą w żłobie, wśród zwierząt, kogoś, kto nie przypomina króla, ale nowo narodzone małe Dziecię, którego rodzice nie są rodzina królewską. Kiedy zobaczyli coś, czego prawdopodobnie zupełnie nie rozumieli, ale wierzyli gwieździe, to oddali pokłon owemu Dziecku i złożyli Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. Dlaczego takie dary? Nie wiadomo. To są wnioski wtórne oparte na symbolice tych rzeczy: złoto, to symbol bogactwa; kadzidło symbol modlitwy; a mirra, to symbol spalania, ofiary z siebie. Oni dali Dziecięciu coś najcenniejszego, swoją modlitwę i poświęcenie, a równocześnie w tych darach zapowiadali, że Jezus jest najcenniejszym skarbem na świecie, najpełniej orędować będzie za nami i złoży najdoskonalszą ofiarę, bo z siebie samego. To jest krótko opisana historia mędrców, historia dzisiejszej uroczystości.
I teraz ty też dzisiaj możesz złożyć Jezusowi w ofierze coś, konkretnego. Popatrz jeszcze raz na kartkę, co napisałeś, co chcesz złożyć Jemu w darze. Może napisałeś daje Ci moje bogactwo, może daję Ci kadzidło tzn. składam Ci w ofierze moją modlitwę, może mirrę tzn. składam Ci w ofierze moje cierpienie, moją chorobę, mój smutek, moją nieporadność. Te dary, które będziesz składał, będą zanurzane w Bożej miłości, bo ofiary, które przyjmuje Jezus zawsze zanurza w swoją miłość i przemienia swoją miłością. Bogactwo materialne przemieni w jeszcze wspanialsze, bo nieprzemijające, które ani mól, ani rdza nie niszczą. Dar modlitwy dotknięty Jego miłością przemieni w kontemplację Bożego oblicza. Dając mu swoje cierpienie, swoje nieumiejętności, swoją bezradność i smutek Jezus zanurzając je w swojej miłości uzdolni cię do tego byś umiał je dźwigać jak On, by była to miła ofiara składana Ojcu niebieskiemu, by wydawała również dobre owoce w twoim życiu i w życiu tych, za których je ofiarujesz.
Dziecię Jezus ma wyciągnięte ręce, by przyjąć twoje dary. Czy zechcesz mu je dać?
7.06.2011
Temat: Jezus dzieli się z nami swoją chwałą
Teksty: Dz 20, 17-27; Ps 68; J 17, 1-11a
Nie wszyscy o tym pamiętają, że jest Bóg Ojciec, jest Bóg Jezus Chrystus i jest Bóg Duch Święty – Trójca Przenajświętsza, jeden jedyny Bóg. Syn Boży wyrzeka się chwały Bożej, majestatu Bożego i żeby zbawić człowieka, przyjmuje postać sługi, czyli staje się człowiekiem. Drugi krok, który robi, jako sługa Boży, Syn Człowieczy, czyli człowiek, przyjmuje wolę Bożą na ziemi i realizuje ją przyjmując wszelkie dolegliwości życia ludzkiego z wyjątkiem grzechu. Głosi Dobrą Nowinę, mówi, co to jest królestwo Boże, a wszystko potwierdza znakami i cudami. Ostatecznie - z miłości do ludzi - pozwala się ukrzyżować, umiera na krzyżu, ale zmartwychwstaje, czyli żyje pełnią chwały. Ukoronowaniem tego jest powrót do domu Ojca, by zasiąść po prawicy Boga Ojca.
Znaliście to? Trzy osoby potwierdziły, a więc teraz mówię do tych pozostałych. Mam to powtórzyć? Nie? Znam takiego księdza, który mówił to samo kazanie przez wszystkie niedziele. Na koniec pytał: Czy pamiętacie, o czym mówiłem? Nie! No, to jeszcze raz powtórzę w przyszłą niedzielę. Mam i wam powtórzyć? Żarty, po to, żebyście się trochę przebudzili, bo tu jest bardzo duszno.
Co się okazuje? Ci wszyscy, którzy uwierzyli w tę prawdę, o której powiedziałem przed chwileczką i przyjęli jako swoją, tak jak dzisiaj czytamy fragment Ewangelii: „Dałeś życie wieczne wszystkim, których mi dałeś” – tak mówi Jezus do Ojca swojego. „Dałeś życie wieczne wszystkim”. Apostołowie, później uczniowie apostołów, to samo przepowiadali i aż do dzisiaj głoszona jest ta sama Dobra Nowina. Bóg dał życie wieczne wszystkim przez wiarę. Przygotowując się do tej homilii, na nowo odkryłem (jest kolejny dowód na to, że warto czytać Ewangelie wielokrotnie) jednoznaczną podpowiedź Jezusa na pytanie: Co to jest życie wieczne? Pytam i was: Co to jest życie wieczne? Życie wieczne to „znać Boga”.
Co to znaczy znać Boga? Słowo poznać, znać w Biblii oznacza nie intelektualną wiedzę, ale wejście w relacje do kogoś, tzn. nawiązać z kimś relację przyjaźni, miłości, coś co tworzy trwałe więzi. Jezusowi chodzi, by nawiązać z Nim więź miłości, która doprowadza do tego, że nie chcę sam dla siebie zachwycać się Chrystusem, ale się z innymi dzielić tym bogactwem. Dlatego wam dzisiaj mówię: Poznałem Jezusa, On mnie kocha, On jest piękny, On jest wspaniały, On mnie zbawił, wszystko oddał, co miał z miłości do mnie. On również ciebie zbawił, On chce cię uzdrawiać, On i tobie chce dać szczęście. To samo - a słyszeliśmy to w pierwszym czytaniu - powiedział św. Paweł w Milecie, żegnając się z Efezjanami.
Czy ty znasz Jezusa?
Zachęcam cię do pogłębiania codziennej relacji do Jezusa, do życia na co dzień życiem wiecznym. Nie jest to łatwe, ale piękne i potrzebne. Jest to również warunek uzdrowienia, o które przyszedłeś prosić dla siebie czy innych.
Nasze życie duchowe częściej składa się z pragnienia poznania Jezusa. Pragnienie! Reszty dokona sam Bóg. Za kila dni będziemy przeżywali czuwanie przed wigilią Zesłania Ducha Świętego, właśnie wtedy On przeniknie nasze pragnienia i pogłębi poznanie Boga, życie wieczne w nas.
3.04 2012 Wielki tydzień
Temat: Oceń siebie
Teksty: Iz 49,1-6; Ps 71; J13,21-33.36-38
Zadam dzisiaj pytania takie wielkotygodniowe i wielkopostne:
Kto weryfikuje ciebie? Czy my sami? A może otoczenie? Wy, jako urobieni ludzie siedzący tu w kościele – nie, to Jezus nas weryfikuje i Jego słowo! Pozwólmy mu na to!
Nie jest dobrze człowiekowi, jeśli ma niską samoocenę. To człowiek, który mówi : Ja to się do niczego nie nadaje, nie akceptuję siebie, swojego wyglądu, swojego zachowania. W związku z tym taka osoba nie umie wykorzystać swoich zdolności, różnego rodzaju darów, które posiada. Ona również oczekuje, by ją doceniono, zauważono, pochwalono, itd. Za to mają innego rodzaju pewność, że są do niczego. Paradoksalne, ale prawdziwe.
W związku z tym chciałbym się przyjrzeć dwóm bohaterom dzisiaj czytanego fragmentu Ewangelii – Judaszowi i Piotrowi.
Być może Judasz był człowiekiem przesadnie poszukującym akceptacji siebie (nawiązuję do wstępu). Być może oczekiwał od Jezusa uznania, wyróżnienia, dostrzeżenia, wyeksponowania w grupie apostołów. Nie doczekał się tego. W Ewangeliach o nim nie mamy nic pozytywnego. Czy zdawał sobie sprawę z tego, co robi, kiedy pobiegł do arcykapłanów, by sprzedać Jezusa? Czy wiedział, że tak naprawdę skazuje Jezusa na śmierć i to śmierć na krzyżu? Może myślał: Aresztują Go, zamkną w więzieniu i nic więcej. Prawdopodobnie nie przewidział, jakie są konsekwencje jego decyzji. Może nawet myślał, że w ten sposób uratuje Jezusa. Może też miał inną wizję Jezusa i tego, co On ma zrobić dla społeczności żydowskiej. To tyle refleksji na temat Judasza.
Święty Piotr – też pielęgnował złudzenia. Nie musiał zabiegać o wyróżnienie u Jezusa Mistrza. W gronie apostołów był wyróżniany. To Jezus mu powiedział: Ty będziesz miał klucze Królestwa niebieskiego. Być może na tym zbudował przekonanie o nienaruszalnej wierności względem Boga, że to on i nic mnie nie ruszy, bo ja jestem tym pierwszym. Czy kłamał, kiedy mówił to, co usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, że jest gotów oddać życie za Jezusa? Myślę, że nie. Chyba tak myślał, zdawało mu się, że jest mocarzem ducha. Problemem jego było, że nigdy tej zadumy nad sobą samym nie miał okazji zweryfikować.
Mamy, więc te dwie osoby, które teraz króciutko przedstawiłem. Jak myślisz, do której kategorii osób ty się zaliczasz?
Może żyjesz złudnym przekonaniem, że jesteś dobry i chodzisz na te msze święte, modlisz się. Może masz w tym momencie nawet taką pewność, że nic ci nie grozi, regularnie praktykujesz swoją wiarę. Wyznajesz nawet często: Jezus jest Panem, moim zbawicielem - może nawet niektórzy z tu obecnych ewangelizują ze mną lub z kimkolwiek innym, może należą do jakichś wspólnot, przecież jest sporo różnych wspólnot. I masz taką pewność, jak Piotr, że dobrze jest, dobrze będzie, ale czy naprawdę?
A może masz coś z Judasza? Że nie akceptujesz siebie takim, jakim jesteś. Nie akceptujesz wspólnot w których żyjesz. To ci się nie udaje, tamto ci się nie udaje, życie masz cały czas w tzw. „powijakach”. Masz jakąś własną wizję rozwiązania problemów (swoich, otoczenia, wspólnot). Tak, jak Judasz, też był bardzo blisko Jezusa, a jednak miał własne pomysły na rozwiązanie problemów.
Kim, więc jesteś? Na pewno nie ma prostej odpowiedzi.
Jezus do Judasza, do Piotra i do ciebie, do mnie mówi ostrzeżenie. Judasza Jezus już nie ostrzegał, nawet mu nakazuje (przyzwala): Idź, załatw to, co masz załatwić. Piotra ostrzega: Uważaj, nie jest tak, jak mówisz i myślisz. A do Ciebie co mówi? Zastanów się.
Moi drodzy! Niech ten święty czas tej Eucharystii, jak i święty czas Wielkiego Tygodnia będzie takim - nie złudnym, nie poniżającym - postawieniem sobie znaku zapytania nad sobą – kim jesteśmy?
Bądźmy ludźmi prawdy. Na czym polega ta prawda? Wielokrotnie z tego miejsca mówiłem. Prawdzie na imię pokora. Spróbujmy stanąć w prawdzie o swojej grzeszności, ale również ułomności emocjonalnej, psychicznej, ułomności cielesnej. Stańmy w prawdzie! Pozwólmy Jezusowi zweryfikować nasze życie, nasze złudzenia…
27.05.2012 Zesłanie Ducha Świętego - czuwanie
Temat: "Oto Ja wam daję Ducha po to, abyście się stali żywi"
Teksty: Ez 37, 1-14; Ps 104; 1 Kor 12, 3b-7. 12-13; sekwencja; J 20, 19-23
Mimo, że jest pora bardzo późna i nie jest to czas na głęboko teologiczne rozważania, to jednak wypadałoby sprecyzować hasło czuwania, przypomnę: „Oto Ja wam daję ducha po to, abyście się stali żywi”.
W jaki sposób Bóg chce tego dzisiaj dokonać nad nami? Chce TCHNĄĆ w nas swoje życie.
Krótko przeanalizuje występowanie tego słowa w Biblii.
Jeden z najstarszych tekstów biblijnych tzw. drugi opis stworzenia człowieka (Rdz 2,7) stwierdza: „Pan Bóg ulepił człowieka i z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrze tchnienie życia, w skutek czego stał się człowiek istotą żywą”. Kiedy Pan Bóg ulepił człowieka, to wyglądał jak garnek - głuchy, tępy i do niczego się nie nadawał. Wtedy tchnął, czyli dmuchnął w jego wnętrze tchnienie życia. Z martwej rzeczy stał się żywą istotą podobną do stwórcy. Hiob, w jednym ze swoich wypowiedzi, potwierdził cytowany fragment Księgi Rodzaju: „Któżby z nich tego nie wiedział, że ręka Pana uczyniła wszystko. W jego ręku tchnienie życia i dusza każdego człowieka” (Hi 12, 9n). Tzn. Bóg jest dawcą życia z Jego ust pochodzi ożywiające tchnienie życia dla wszystkich istot żyjących.
Drugi wymiar Bożego tchnienia życia jest opisany w pierwszym czytaniu w liturgii słowa Bożego z proroka Ezechiela. Przypomnę: Duch Boży wyprowadza proroka nad dolinę pełną kości i nakazał mu, by prorokował na tymi kośćmi. Kiedy pod wpływem proroctwa kości zeszły się ze sobą i wróciło ciało, wtedy Bóg mówi do proroka: prorokuj do ducha i mów: „Z czterech wiatrów przybądź Duchu {W Biblii Tysiąclecia, którą przeczytał lektor było napisane „i powiej” w piątym wydaniu już pisze „tchnij”} tchnij po tych pobitych, aby ożyli”. I jak prorok Ezechiel komentuje: „Wtedy prorokowałem, jak mi nakazał” i Duch wstąpił w nich i powtórnie otrzymali życie.
Natomiast prorok Izajasz pisze o Duchu ożywiającym, który uzdalnia do czegoś: „Wtedy wspomnieli o dniach przeszłości, o słudze Jego, Mojżeszu. Gdzież Ten, który wydobył z wody pasterza swej trzody? Gdzież Ten, który tchnął w jego wnętrze swego Świętego Ducha?” (Iz 63,11) .
Ostatnie tchnienie, o którym słyszeliśmy w Ewangelii. Jezus w dzień zmartwychwstania znalazł się w Wieczerniku to jest napisana tak: „Po tych słowach tchnął w nich - dmuchnął do nich, powiał wiatr w ich wnętrza - „i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego!” (J 20,22).
Moi drodzy, nie bez przyczyny dzisiaj pierwsza część naszego czuwania dotyczyła oczyszczenia. Dlaczego? Bóg chce naszego oczyszczenia i chce, byśmy na nowo otrzymali Jego tchnienie! Niestety nasza katolicka rzeczywistość w naszej ojczyźnie przypomina pole kości z opisu proroka Ezechiela.
Dlatego dzisiaj chcę z wami modlić się o nowe tchnienie Ducha Świętego na polską martwą rzeczywistość i dla nas, aby sam Bóg jeszcze raz zaingerował i przywrócił życiu to, czego sami nie jesteśmy wstanie odbudować.
Kim ty jesteś? Jest jeszcze w tobie życie Boże, które jest coraz pełniejsze? Czy też już grzech, świat, zabieganie, doczesność zniszczyła w tobie żywą obecność Boga? Co zrobić, by na nowo otrzymać ożywiające tchnienie Ducha?
1. Dać się prowadzić Duchowi Świętemu.
Łukasz ewangelista (Łk, 2, 27) pisze o Symeonie tak: „Z natchnienia więc Ducha przyszedł do świątyni.” Gdyby nie natchnienie Ducha i otwartość Symeona na Niego, to nigdy by się nie spotkał z Mesjaszem, nigdy by nie potrafił Go rozpoznać i nie potrafiłby wypowiedzieć pięknych słów, którymi kapłani modlą się każdy wieczór: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały zbawienie”. Mówiąc inaczej: Teraz mogę umrzeć, bo zobaczyłem Tego, którego pragnąłem, Tego, którego Ty zapowiadałeś, Tego, który jest moim szczęściem....
2. Pozwalać Duchowi wyznawać wiarę moimi ustami.
„Otóż powiadam wam, że nikt, pozostając pod natchnieniem Ducha Bożego, nie może mówić: Niech Jezus będzie przeklęty! Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus.” (1 Kor 12, 3). Te słowa słyszeliśmy w drugim czytaniu. Duch Św. przypomina nam, że tylko w Jego mocy możemy wyznać całym sobą: Wierzę w Jezusa Pana i nie boję się tego głosić przed innymi.
3. W mocy Ducha Św. odmawiać każdą modlitwę.
„Gdy bowiem nie umiemy się modlić, tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach” (Rz 8, 26). Powinniśmy być świadomi tego, że żadna nasza modlitwa, nawet pompejańska nic nie zmieni w świecie, jeżeli nie będzie odmawiana z natchnienia Bożego. To będą tylko mantry buddyjskie, pusto słowie. Jeżeli będziesz każdej modlitwie prosił o Ducha Bożego o moc, to On sam będzie się sam pomnażał jakość (owocność) tej modlitwy.
Dlatego dzisiaj, moi drodzy, potrzeba twojej i mojej decyzji. Przypomnę (główne punkty naszego dotychczasowego czuwania) trzeba decyzji oczyszczenia, czyli świadomości, że jestem grzesznikiem, trzeba wyznania jeszcze raz, że Jezus jest Panem i trzeba Bożej miłości, o którą prosiliśmy, żeby na nowo rozlała się nad nami.
Spróbuj więc w tej chwili uświadomić sobie wewnętrzną pustkę. Spróbuj uświadomić sobie grzech, wewnętrzne zagubienie, lenistwo duchowe (zaniedbanie dobra) czyli, że potrzebujesz, by Duch Święty tchnął na nowo w twoje wnętrze swojego Ducha. Proś Ducha, by na nowo pobudził cię do żywej wiary, rozpalił ogniem Bożej miłości.
„A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8, 11).
Duchu Święty tchnij moc, abyśmy się stali żywi.
6.11.2012
Temat: Jak kontynuować dzisiaj głoszenie Dobrej Nowiny?
Teksty: Dz 8, 3-13; Ps 119, 41-48; Mk 6, 7-13
Dzisiaj usłyszeliśmy fragment z Dziejów Apostolskich opisujący Filipa, który ewangelizował w Samarii. W ten sposób życzenie Jezusa spełniło się. Za czasów ziemskiego życia Chrystusa, posyłał On Apostołów z nakazem: Idzie i głoście: Przybliżyło się królestwo Boże! Słyszeliśmy dzisiaj konkretne wskazówki Jezusa: Idźcie i głoście Ewangelię; uwalniajcie od duchów nieczystych, czyli chodziło o dar egzorcyzmowania; uzdrawiajcie chorych namaszczając ich olejem; uzdrawiajcie chorych i zachowujcie ubóstwo, czyli idźcie i nic nie bierzcie ze sobą.
Właśnie w duchu tego nakazu Apostołowie rozchodzą się po świecie i rzeczywiście dzięki mocy ducha Świętego głoszą słowo Boże, które jest potwierdzane znakami i cudami. Podobnie działa Filip. Kim jest Filip? Jest jednym z siedmiu, których apostołowie wybrali do posługi przy stołach czyli diakon.
Moi drodzy! Co cechuje nauczanie Filipa?
Po pierwsze mówi w mocy Ducha Świętego. Jakie mamy na to dowody? Ludzie słuchają go „z uwagą i skupieniem”. Cokolwiek mówi, cokolwiek robi na poziomie własnych zdolności, ale mocą Bożą, przyjmują naukę, którą ogłasza.
Drugi element nauczania to harmonia między słowem, a czynem. Łukasz Ewangelista, który napisał również Dzieje Apostolskie tak zanotował: „Z wielu bowiem opętanych wychodziły z donośnym krzykiem duchy nieczyste, wielu też sparaliżowanych i chromych zostało uzdrowionych”. Filip mówi, że Jezus żyje i jest Bogiem, to równocześnie Bóg czyni cuda w postaci uwolnień od złych duchów i uzdrowień chorych. Jaki jest owoc tej mowy Filipa i cudów, której jej towarzyszą? „Wielka zaś radość zapanowała w tym mieście”.
Kiedy czytamy dalszą część Dziejów Apostolskich, czy inne wczesnochrześcijańskie dokumenty, to widzimy harmonię miedzy nauczaniem w imię Jezusa a znakami, które mu towarzyszą.
Zasadnicze pytanie: Czy my czegoś potrafimy się nauczyć czytając te opisy z początków chrześcijaństwa? Czy potrafimy umocnić się tymi przykładami? Czy wierzymy, że dzisiaj może się dziać podobnie? Mam nadzieję, że my tu obecni, nie pozostaniemy obojętni wobec zachęty (bardziej rozkazu) Jezusa.
Dzieje ukazują dwa przykłady: pierwszy pozytywny i drugi negatywny.
Negatywny: To Szymon. Szymon zajmował się czarną magią, tak przynajmniej piszą Dzieje Apostolskie. Z opisu jego czynów wydaje się, że się wcale czarną magią nie zajmował. Czarna magia - przynajmniej w rozumieniu dzisiejszego języka - to jest całkowite oddanie się szatanowi i szatan posługuje się tym człowiekiem. Prawdopodobnie zajmował się tzw. białą magią, czyli zręcznością. Czasami owa zręczność może mieć podłoże demoniczne. Nieważne jaka jest prawda, ale Łukasz napisał tak: „wprawiał ich w podziw swoimi magicznymi sztukami” (Dz 8,11b). On również, jak inni mieszkańcy Samarii, uwierzył w Jezusa. Jego wiara była jednak dziwna. Owszem przyjął chrzest, chodził wszędzie za Filipem, ale prawdopodobnie podziwiał go bardziej, za to, że czynił większe znaki niż on sam, a prawda o jego nieczystych intencjach wyszła, kiedy chciał kupić od apostołów Piotra i Jana dar nakładania rąk, czyli wylewania Ducha Świętego na ochrzczonych. Czy to jest dobra wiara? A może ty, który tutaj siedzisz lub stoisz, może masz taką wiarę, że przychodzisz tutaj, dlatego że tak, jak Szymon mag czujesz, że tu jest jakaś inna siła, której gdzie indziej nie masz i przychodzisz tutaj, żeby tej nowej siły zakosztować. Czy to jest złe, czy dobre? Jeżeli byś budował wiarę na poziomie sensacji, uzyskania sławy czy tym podobne, to niestety nie będzie to droga prowadząca do szczęścia.
Drugi przykład pozytywny: To Filip. Z mocną wiarą głosi Ewangelię o Jezusie, czyni znaki i cuda, ale nic z tego nie ma. Nie robi tego dla sławy, robi to dla Jezusa, by Jego królestwo się rozrastało.
Następna cecha dojrzałej wiary u Filipa, znamienny szczegół. Zanim Filip rozpoczął nauczanie, co się wydarzyło? Popatrzcie jeszcze raz na tekst. Przeczytajmy pierwsze zdanie głośno: „A Szaweł niszczył Kościół, wchodząc do domów porywał mężczyzn i kobiety, i wtrącał do więzienia. Ci, którzy się rozproszyli, głosili w drodze słowo” (w. 8, 3-4). Moc ewangelizacji, moc świadectwa, czyli siła wiary jest połączona bardzo często z cierpieniem. Jeśli są pewne trudności zewnętrzne i wewnętrzne, to jest coś, co wystawia naszą wiarę na próbę. Jeśli się nie poddamy, to w mocy dojrzałej wiary będziemy w stanie lepiej głosić Jezusa.
Przed chwilą słyszeliśmy dwa świadectwa o cudach w życiu tych osób. Może nie tak spektakularne jak za czasów Filipa, ale są. Inny przykład: W czasie pobytu Filipa w Samarii złe duchy wychodziły jakby natychmiast, ja czasami muszę się modlić kilka miesięcy, by zły demon wyszedł. Jednak nie wolno ani mnie, ani tobie się zniechęcić.
Tu dochodzę do ostatniego elementu nauczania. Wiara musi być połączona z wytrwałością (obie są darami Ducha Świętego). To nie są synonimy tego samego słowa, one się wzajemnie uzupełniają. Jeżeli ktoś się modli o uzdrowienie wiele miesięcy, lat i nie zwątpi, będzie uzdrowiony, jeśli tylko taka wola Boża jest. Jeśli modlisz się z wiarą o uwolnienie od jakiegoś grzechu i nie zwątpisz, będziesz uwolniony, bo miłosierdzie Boże jest bez granic, itd.
Jak kontynuować dzisiaj głoszenie dobrej nowiny? Głosić z mocą Ducha Świętego orędzie o Jezusie zbawicielu, wierzyć, że Jezus będzie czynił znaki i cuda również dzisiaj i mimo trudności nie zniechęcać się.
5.08.2014
Temat: Jak rozumieć błogosławienie osób o rzeczy
Teksty: Hbr 7, 1-6; Ps 118, 24-29; Łk 2, 33-35
Dzisiejsze rozważanie dotyczy błogosławienia osób i rzeczy, które po każdej mszy św. robię. Niestety w naszej mentalności chrześcijańskiej mamy dwie skrajności: przenikająca do kościoła mentalność laicka że w ogóle nie błogosławimy niczego i przeciwna, że rzeczy pobłogosławione mają „magiczną” moc. Przejdę do szczegółów
1. Błogosławienie osób
W opisie dzieciństwa Jezusa św. Łukasz pokazał nam spotkanie sędziwego Symeona z Rodzicami Jezusa: „gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił” (Łk 2, 27-28). Tu jest pokazana istota błogosławieństwa osób. Symeon doświadczył dobrodziejstwa, bo doczekał się spotkania z oczekiwanym Mesjaszem, następnie wyraża wdzięczność Bogu, który jest źródłem tego dobrodziejstwa, błogosławieństwa, a na koniec Bóg pozwala Symeonowi uczestniczyć w swoim życiu, w swojej świętości.
Jeszcze wyraziściej strukturę błogosławienia dostrzegamy w Maryjnym Wielbi dusza moja Pana. Błogosławić - znaczy „dobrze mówić, uwielbiać”. Wolno i nawet trzeba przetłumaczyć to zdanie: „Moje życie uwielbia Boga; Bóg okazuje się wielkim w moim życiu”. Maryja „dobrze mówi” o Wszechmocnym, uwielbia Go, bo uczynił Jej wielkie rzeczy.
Podsumowując - błogosławiąc osoby życzymy im, aby weszły w źródło błogosławieństwa jakim jest Bóg, jakby „sprowadzamy” Boga w ich życie i wyrażamy naszą wiarę, że Bóg przez nas będzie również w nich działał.
2. Błogosławienie rzeczy
Pewne problemy mogą pojawić się przy błogosławieniu przedmiotów, rzeczy. Po Soborze Watykańskim II uporządkowano pewne postawy. Ks. Bogusław Nadolski w książce Liturgika cz. III wymienia następujące istotne elementy błogosławienia rzeczy:
2.1. Wyznajemy wiarę w Boga, który jest początkiem stworzenia świata i dlatego błogosławiąc przywracamy tym rzeczom pierwotną doskonałość, którą zniszczył człowiek.
2.2. Właściwym adresatem błogosławieństwa jest człowiek, ponieważ tylko on, a nie rzeczy, może osobiście Bogu odpowiedzieć na Jego zbawienie. Tu jest to, co powiedziałem wcześniej o błogosławieniu osób. Zacytuję tego autora: „Błogosławienie rzeczy wyraża przekonanie Kościoła, że i one mają dla człowieka zbawcze znaczenie, zbawienie człowieka stoi w nierozdzielnym związku z odkupieniem świata (czyli materii)”.
2.3. Jeszcze raz powołam się na tego liturgistę: „Ponieważ błogosławieństwa odgrywają wyjątkowo dużą rolę w naszym społeczeństwie, trzeba podkreślić, że pobłogosławienie rzeczy nie oznacza jej zmiany, sakralizowania. Nie jest także obdarzeniem jej nadprzyrodzoną, chroniącą człowieka mocą. Takie ujęcie byłoby zwykłą magią. Pobłogosławienie jest znakiem, który pogłębia wiarę człowieka, budzi ją. Rzecz pobłogosławiona jest tylko symbolem. Prawdziwe «wydarzenie» dokonuje się zawsze we wnętrzu człowieka. Taka próba wyjaśnienia sensu błogosławienia rzeczy równocześnie potwierdza prawdę, iż w związek osobowy pomiędzy Bogiem i człowiekiem włączone są rzeczy, w jakiś sposób «biorą w nim udział»”.
3. Posumowanie, praktyczne wnioski
3.1. Podstawowe rozróżnienie: Poświęcenie i błogosławienie. Niestety często z winy samych duchownych istnieje tu duże pomieszanie. Poświęca się rzeczy dla kultu, np. kościół, ołtarz, krzyż... i wtedy te rzeczy są wyłączone ze świeckości i przeznaczone, by oddawać cześć w nich Bogu, a błogosławienie rzeczy oznacza bardziej pomoc w oddawaniu czci, stworzenie „klimatu”, by człowiek łatwiej mógł się modlić.
3.2. Rzeczy z natury nie są złe, ale są skażone naszymi grzechami, niszczymy ich pierwotną doskonałość, tworzymy nowe rzeczy, które mają służyć wzbogaceniu, wyzyskowi, uzależnieniu, itd., dlatego należy błogosławić te rzeczy, by one wróciły na pierwotne miejsce, do Boga, by odzyskały pierwotne znaczenia obraz mądrości Bożej.
3.3. Modlitwa nad przedmiotami obejmuje nie tyle przedmiot ile ludzi, którzy będą się tym przedmiotem posługiwać. Przykład modlitwy błogosławienia różańca: „Prosimy Cię, pobłogosław ten różaniec i każdego, który na cześć Twojej Matki weźmie go do ręki. Spraw, aby wszyscy, którzy z Maryją rozważać będą tajemnice życia, męki i chwały Twojej coraz bardziej wnikali w głębię bogactw, mądrości i miłości Ojca”. Może będzie to ostro powiedziane, ale różaniec nie staje się święty sam w sobie, ja się uświęcam modląc się razem z Maryją na tym różańcu. Można też tak powiedzieć, a będzie to w duchu prawosławia, rzeczy, których się nie używa, by oddawać z nimi cześć Bogu, tracą świętość.
3.4. Poddając się błogosławieństwu przynosząc rzeczy do błogosławieństwa, a potem twoje życie się nie zmienia, to traktujesz błogosławieństwo jak magię rzeczy. Przykład: W Wielką Sobotę przynosić pokarmy do pobłogosławienia, a później nie dzielisz nimi z potrzebującymi, to uprawiasz magię albo przyjeżdżasz samochodem w dzień św. Jakuba, patrona podróżujących, a potem jeździsz nie zwracając uwagi na przepisy drogowe, traktujesz to jak magię itd. Żadna rzecz nie uchroni cię od zła.
3.5. Pobłogosławione rzeczy mają cię pobudzać do wiary. Kiedy spojrzysz na nie kiedykolwiek i gdziekolwiek powinna zabłysnąć w twojej świadomości iskierka wiary pobudzająca cię do modlitwy i dobrych uczynków. Taki jest również sens noszenia medalików na szyi, różańcy w kieszeni, wieszanie krzyży na ścianach domów, itd.
3.6. Przynoszenie hektolitrów wody, kilogramów soli i butelek oleju (nie wolno przynosić oleju) jest niedopuszczalne. Wyjaśnienie: Jeżeli pobłogosławiłeś tutaj sól, to potem modlisz się, aby przez tą sól i twoją wiarę Bóg związywał działanie złego ducha na miejscami i osobami zniewolonymi. Do tego nie potrzeba kilogramów soli i wielu litrów wody. Kropiąc wodą wierzysz, że Bóg zwycięży nad złem, uzdrowi, itd., a ty modląc się bierzesz współodpowiedzialność za danego człowieka.
4.11.2014
Temat: Robotnicy w winnicy
Teksty: Iz 5, 1-8; Ps 80, 9-16; Mt 20, 1-16
Sam obraz przypowieści był bliski słuchaczom Jezusa tak na podstawie ich codziennego doświadczenia, jak i znajomości Starego Testamentu, z którym temat winnicy nasuwał mnóstwo skojarzeń. Dzisiejszy czytelnik tej przypowieści potrzebuje kilku objaśnień:
- „Wczesnym rankiem”, bo ze wschodem słońca co ranka stoją na rynku bezrobotni.
- „Jeden denar” w tym wypadku srebrna rzymska moneta, była to dniówka najemnego robotnika.
- Godziny w przypowieści brzmią dla nas niezwykle, ale za pierwszą godzinę dnia uchodziła szósta rano, za trzecią - nasza dziewiąta, szósta zaś - to było samo południe. Jedenasta zatem z przypowieści - to nasza godzina 17, wówczas godzina przed zmierzchem rozpoczynającym noc.
- Gospodarz nam się może wydać dziwny, że tak często wychodzi po pracowników. W czasie winobrania trzeba było się śpieszyć z uprzątnięciem całego zbioru przed zimną porą.
- Wieczorna wypłata jest całkiem zrozumiała, ale nie jej sposób przeprowadzenia. Stąd szemranie i dialog, który wyjaśnia dziwne postępowanie gospodarza.
Wypłata jest zaskakująca. Stąd psychologicznie zrozumiała jest reakcja szemrzących, ale w rzeczy samej pretensja ich jest niesłuszna. Nie ma ze strony gospodarza niesprawiedliwości, skoro umowa dotyczyła jednego denara za dniówkę i tyle właśnie dostali.
Jak należy rozumieć zachowanie gospodarza?
Ci którzy pracowali dłużej, mieli pretensję do gospodarza, bo woleliby, żeby on dla nich był więcej niż sprawiedliwy, a nie pozwalają mu być dla innych szczodrym. Tymczasem on chce dla nich być sprawiedliwym, a dla ostatnich - hojnym - i nikt na to nic nie poradzi.
Jego hojność jest przede wszystkim wolna, co dobrze oddaje łacińskie określenie hojności - liberalitas, ma swoje źródło w słowie liber = wolny. Wolność ta jego jest czymś innym niż kaprys bogacza, który daje, bo taka była jego chwilowa zachcianka. On daje, bo jest dobry, jest samą dobrocią. W ten sposób Jezus ukazuje, że gospodarz - Bóg nie jest tylko sprawiedliwym sędzią, ale jest suwerenny w podejmowaniu decyzji i może być, bo jest również miłosierny. Głównym zatem rysem dziwnego gospodarza, Boga jest dobroć, która daje darmo.
Wnioski
1. Podobnie jak po dniu pracy, przy niejednakowym wszakże wkładzie trudu ze strony robotników, gospodarz kazał im wypłacić jednakowo kwotę pozwalającą im żyć przyzwoicie, przez co okazał ostatnim hojność, tak i Bóg zawsze sprawiedliwy, ma prawo według swego uznania zawsze okazywać hojność, a nikt nie ma prawa za to przeciw Niemu szemrać.
2. Żydowski punkt widzenia był taki: My „sprawiedliwości” (= Izrael) według sprawiedliwości Bożej będziemy nagrodzeni, a grzesznicy (a więc i poganie) słusznie ukarani. Jezus w tej przypowieści mówi inaczej: grzesznicy, poganie którzy się nawrócą oraz dobrowolnie ubodzy dzięki hojności Bożej wyprzedzą ludzi Starego Przymierza.
3. Przypowieść o robotnikach w winnicy nasuwa również myśl o powołaniu. Na końcu książki „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” Georges Bernanos umieszcza dialog: Bruce Marshall z księdzem Gastonem „Ale i oni wzięli po denarze”. „Jedną wszakże zaczynał, jak mu się zdawało, pojmować: dlaczego wszyscy robotnicy winnicy Pańskiej otrzymują po denarze, niezależnie od tego, czy znosili trud dnia i spiekotę, czy nie. Ksiądz Gaston myślał, że jest to sprawiedliwe, ponieważ praca w winnicy Pańskiej daje wiele pociech, a świat najczęściej karze tych, co mu się oddali. I nagle ksiądz Gaston uświadomił sobie, że był bardzo szczęśliwy w swoim kapłaństwie”. Georges Bernanos szepcącego do ucha będącego już w agonii: „Tak. Cała istota powołania, wszystko jest łaską”. Wszyscy jesteśmy powołani z „kaprysu Boga” Jego hojności, z łaski. To jest nasze wyróżnienie i przyczynek do wdzięczności.
6.01.2015
Temat: Poganie wzorem do naśladowania
Teksty: Iz 60,1- 6; Ps 72,1-2.7-8.10-13; Ef 3,2-3a.5-6; Mt 2,1-12
Uśmiechnijcie się do Boga! A dlaczego? Za przesłanie wynikające z treści dzisiejszego święta. Jaka to jest treść? Poganie też mogą być zbawieni. I na tej informacji kończy się radość. Niestety. Jeśli poganie będą zbawieni a my nie, to raczej jest smutna informacja. Do takich wniosków można dość przez analogię porównując postawę Mędrców (pogan), a Żydów (wierzących). Czytania dzisiejsze pokazują nam pewną prawdę, dla nas smutną, że słowo Boże stawia nam za wzór pogan.
Pierwsza osoba, to na pewno brzmi paradoksalnie, którą tu przedstawię to jest Herod. Nie wiem, czy wiecie, ale nazywano go Herod Wielki i Herod morderca, ponieważ zazdrość i podejrzliwość pobudzała go do zabijania wszelkiej „konkurencji”. Czy możemy się od niego czegoś nauczyć? No nie wiem, ale może? Skoro od Magów usłyszał, że ma się narodzić nowy przywódca, to przeraził się. Strach go jednak nie sparaliżował, tylko zwołał fachowców, by sprawdzili czy to jest tylko plotka, czy ma jakieś uzasadnienie w Pismach św. Oni mówią mu powiedzieli: „No, słuchaj królu, jest przepowiednia, że niedaleko nas, czyli w Betlejem może się urodzić kiedyś Mesjasz. Trzeba uważać”. To była luźna parafraza ich słów. Nie istotne, co dalej się wydarzyło. Myślę, że tylko ta jedna postawa jest godna do naśladowania. Konkretnie. Wielu ludzi wierzących uważa się za monopolistów prawdy, trzeba dodać, swojej prawdy na wiarę i zbawienie. Wypowiadają się autorytatywnie na temat zbawienia, prawd wiary i moralności, a nigdy lub prawie nigdy nie czytali Biblii, dokumentów kościelnych itd. Człowiek wierzący szuka autorytetów i ich słucha.
Drugi przykład to Magowie. Nowe tłumaczenia biblijne używają słowa Magowie nie Mędrcy. To byli fachowcy od magii. Owi magowie, byli naprawdę bardzo wykształconymi ludźmi w astrologii i astronomii. Ponieważ nie znali prawdy objawionej przez Boga, nie grzeszyli. Magowie odkryli, że gwiazdy wskazują, że w Palestynie urodził się nowy król. Skoro gwiazdy mówią prawdę, a w to przecież oni wierzyli, poszli złożyć nowemu królowi hołd. Ostatecznie znajdują Jezusa w Betlejem i składają Mu dary. Czego oni nas mogą nauczyć? Ciągłego szukania prawdy i pokory. Nam, jako chrześcijanom nie wystarczy chodzenie na mszę niedzielną, taka jak dzisiaj. Potrzebna jest stała formacja, pogłębianie wiedzy religijnej i rozwój duchowy. Bez tego nie dojdziemy do celu, Mędrcy doszli. Czy my dojdziemy?
Następna cecha, której możemy się nauczyć od pogan. Ona jest widoczna u Mędrców, ale lepiej u innego poganina, Setnika. On ma chorego sługę. U Jezusa jednak szuka pomocy. W duchu pokory jednak wyznaje: Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do mojego domu. Powiedz tylko słowo, a on wyzdrowieje. Ów Rzymianin, czyli poganin wierzy w moc uzdrowienia Jezusa, ma do Niego ogromny szacunek, a przede wszystkim jest pokorny. Jezus skomentował jego postawę: „U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i z Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim” (Mt 8, 10 - 11).
Jeszcze jedna cecha Magów. Tym razem zilustruję ją na przykładzie poganki Kananejki. Pamiętamy tą scenę, nie chcę szczegółowo opowiadać. Jej dziecko jest nękane przez złego ducha. Przychodzi do Jezusa. Jezus ją potraktował ostro, nawet mogłoby się wydawać poniżył ją. Kiedy się nie poddaje i nadal prosi Jezusa o pomoc, On stwierdza: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara” (Mt 15,28). Magowie i ona mieli wytrwałość.
Czy czegoś mogą nas nauczyć poganie? Tak! Warto popatrzyć na Magów, nawet Heroda, Setnika i Kananejkę i zapytać się siebie czy przypadkiem również inni poganie nie są bliżej Jezusa niż my?
7.04.2015
Temat: Narodziny wiary
Teksty: Dz 2,36 – 41; Ps 33,4-5. 18-19. 20 i 22; J 20, 11-18
Tak dobrze nam znany fragment Ewangelii dzisiaj czytany i pierwsze czytanie (orędzie św. Piotra w dzień zesłania Ducha Świętego) na pewno wielokrotnie i w różny sposób były tutaj analizowane. Pamiętam już kilka kazań na ten temat powiedzianych, ale dzisiaj chciałem na to popatrzeć troszeczkę inaczej, z perspektywy was tu obecnych.
Jeżeli zwróciliście uwagę na tytuł dzisiejszego dnia, tej mszy świętej, to było napisane „Narodziny wiary”. Dlaczego taki temat sobie zadałem w tekście, który wydaje się zupełnie nic z tym nie mający wspólnego.
Co tu widzimy: Maria Magdalena, która jako kobieta wrażliwa płacze przy grobie Jezusa, bo Jezusa zabito, ale płacze również, dlaczego? Dlatego, że jeszcze kolejna sytuacja się wydarzyła, której nie przewidywała, mianowicie grób jest pusty. Nie ma ciała Jezusa w tym miejscu, gdzie jak sama pamięta położyła Jezusa razem z innymi, którzy tam byli. I płacze, zachowuje się czysto po ludzku, bardzo naturalnie i Bóg w tą rzeczywistość wchodzi, posyła najpierw aniołów, którzy pytają: „dlaczego ty płaczesz?” doskonale przecież wiedzą, bo Jezus już zmartwychwstał i ona podaje przyczynę płaczu: „zabrano ciało Jezusa, gdzie mam teraz chodzić się modlić?” W tym momencie przychodzi sam Jezus. Zadaje dokładnie to samo pytanie co aniołowie - niewiasto, dlaczego płaczesz? - nie używa imienia Marii i w dodatku dodaje – kogo szukasz?.
Moi drodzy, ta sytuacja to jest coś, co powoduje pewnego rodzaju zaślepienie, zamknięcie się w tym, co jest ludzkie, zmysłowe, to coś jakby domaga się, żeby był jakiś dowód, dowód życia Jezusa. Kiedy Maria Magdalena spotkała Jezusa i dzięki Jego słowom i czynom nawróciła się, została uwolniona od siedmiu złych duchów i potem, kiedy doświadczyła dramatu, cierpienia Jezusa i śmierci, potem, kiedy zobaczyła pusty grób. To jest wszystko takie zmysłowe i nam potrzebne. Tylko do czego to prowadzi? Prowadzi do skupienia się na tym, co jest doczesne np. twojej chorobie, twoim problemie, tym który masz, i który może nawet bardzo długo się wlecze, twojej pracy, twoich radościach różnego rodzaju, twoim towarzystwie. My właśnie często zamykamy się na tym, co jest takie namacalne, takie zmysłowe, a z drugiej strony uważamy się za ludzi wiary. Zresztą tak, jak Maria Magdalena, ona wierzyła Jezusowi, że to jest ten, którego Bóg posłał, ale ciągle nie była osobą naprawdę wierzącą. Dlaczego? Dlatego, że była ciągle na poziomie dotyku i zmysłu.
Jezus więc wchodzi w rzeczywistość tej kobiety i widzi jej problem, widzi że ona się zamyka na pewne sprawy i co robi? Zadaje jej pytanie na poziomie takim, jakim ona przeżywała tą sytuacje – dlaczego płaczesz?, kogo szukasz?, jakby w podtekście, przecież pamiętasz, mówiłem, że będę cierpiał, mówiłem, że zmartwychwstanę. (Nie wiadomo ile razy Jezus to mówił, w Ewangeliach mamy trzykrotnie napisane te zapowiedzi Jezusa). Jezus mówi to z jakimś takim wyrzutem, czemu ty o to ciągle pytasz? Ale co się okazuje, że ten poziom dialogu do Marii Magdaleny nie dociera. Co do niej dotarło? Dopiero to, kiedy Jezus zwraca się do niej po imieniu i objawia kim naprawdę jest – Mario, to Ja jestem tym, który cię uwolnił od złych duchów, jestem tym, który cię pielęgnował żebyś nie zbłądziła, jestem tym, który dał ci nowe życie. – Dopiero wtedy dokonuje się pierwszy przebłysk jej wiary, pierwszy przebłysk – Rabbuni, nauczycielu, to Ty jesteś? Jezus dalej mówi takie zdanie bardzo charakterystyczne: „Nie zatrzymuj Mnie”, bo Maria Magdalena prawdopodobnie do Niego powiedziała – zostań, chcę być z Tobą, chcę się Tobą nacieszyć, bo Ty naprawdę żyjesz – i znowu była na poziomie zmysłu, tego dotyku takiego ludzkiego – chcę być z Tobą, bo Cię kocham, jesteś dla mnie wszystkim – a co Jezus robi? Nie, to nie jest dojrzała wiara, Ja nie umarłem i nie zmartwychwstałem tylko dla ciebie, Ja zmartwychwstałem dla wszystkich, i dopiero, kiedy Jezus jej mówi – idź, ewangelizuj, czyli ogłoś to, co się wydarzyło twoim braciom, czyli apostołom, z którymi chodziłaś i powiedz im, że Ja wstępuję do nieba – to dopiero dochodzi do dojrzałej wiary, dopiero wtedy. Wtedy ona zrozumiała, że z Jezusem nie będzie na co dzień, ale Jezus z nią będzie zawsze. To jest ten głęboki, dojrzały poziom wiary.
Dlatego wracam do was, do mnie, bo każdy z nas to przeżywa. Dopóki będziesz chciał Jezusa dla siebie zamknąć i doświadczać nie wiadomo jakich emocji na modlitwie, które tak, jak wielokrotnie mówiłem, są potrzebne, ale dopóki będziesz chciał doświadczyć, wielkich, błogich przeżyć, w wielkim uniesieniu, tak długo to nie jest poziom dojrzałej wiary.
Na czym polega poziom dojrzałej wiary? Jestem tutaj sam, ale z drugiej strony nie jestem sam, dlatego że Jezus zmartwychwstały jest ze mną, ale nie tylko dla mnie. Więc jeśli tu przyszedłeś po to, żeby doświadczyć jakichś emocji, masz prawo, ale tego nie doświadczysz, to nie znaczy, ze jesteś zły. Bóg nadal ćwiczy cię w umocnieniu twojej wiary, ubogaceniu tej wiary, która dopiero przerodzi się w dojrzałą wiarę.
Powtórzę jeszcze raz, na czym polega dojrzała wiara, na tym, że pozwolisz, aby Jezus cię wykorzystał, ale w sensie pozytywnym do tego, byś ewangelizował. I tak, jak to mamy w pierwszym czytaniu dzisiejszym Piotr ewangelizuje, ogłasza i dlatego dzięki mocy Ducha Świętego jego nauczanie jest tak mocne, że Ewangelia zaczyna się rozchodzić. Trzy tysiące osób uwierzyło w ciągu jednego nauczania. Nie dlatego, że Piotr był takim genialnym mówcą, tylko dlatego, że Duch Święty działał przez niego.
Podsumowując to, co chciałem wam tu przekazać. Pan Jezus Chrystus żyje i każdy z nas powinien Go szukać na drodze wiary z przekonaniem, że jeśli uczyni to, co do niego należy, czyli będzie ewangelizował, będzie głosił Jezusa, to Jezus jest z nim i będzie mu pomagał w tym dziele. Nie zatrzymuj Jezusa dla siebie, ale Go przekaż innym. A tych, którzy są potrzebujący i którzy być może przyjmą naszą ewangelię jest tak dużo, że więcej niż wierzących.