18.05.2013 wigilia zesłania Ducha Świętego
Temat: Duch Święty sprawcą jedności
„Miłość Boga Ojca, łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!”.
homilia (ks. Piotr)
Jak rozpocząłem Mszę świętą od wezwania do Trójcy Świętej tak i czynię teraz: „Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym nich będą z wami wszystkimi”. I jako motto do kazania wybieram: „Dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami”. Na czym polega rola Ducha Świętego zjednoczeniu wierzących?
Posłużę się dwoma tekstami: „Jeden jest Bóg, jeden Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich” (Ef 4,6) i werset wcześniej: „Jeden jest Pan”. Ponieważ jest jedno źródło, bo jest jeden Bóg, który jest naszym Ojcem i jest jeden Pan, Jezus Chrystus, zbawiciel, to i my jesteśmy jednością. I dodaje, że ową jedność „uzupełnia”, bo wtedy jeszcze nie do końca uświadomiona była rola Ducha Świętego: „Wszyscyśmy, bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napełnieni jednym Duchem” (Kor 12,13). Duch Święty, mimo, iż zstępuje na różnych ludzi, stanowi fundament jedności. Przykład nie do końca dobry. Przykład z fontanną. Woda wypływająca mocnym strumieniem rozpryskuje się i swoim zasięgiem obejmuje wszystkie elementy fontanny. Każdy ochrzczony, niezależnie od tego, kim jest, co do koloru skóry, pochodzenia, języka, jeśli został zanurzony w jednym Duchu i wyznał wiarę w Trójjedynego Boga, stanowi realną jedność. Potem, dzięki łasce Ducha Świętego może wyznać, że Panem jest Jezus! (1 Kor 12,3).
Jak to jest możliwe, że każdy jest z nas inny, a jednak jesteśmy zjednoczeni? „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich” (1 Kor 12,4). Nie ma dwóch takich samych ludzi, nawet bliźnięta, możemy mieć te same funkcje, ale wykonamy je inaczej. Z drugiej strony mamy tak różne talenty, więc jakbyśmy otrzymali te same zdolności, wykonamy je inaczej. Poza tym najczęściej Bóg dzieli łaskami, aby nas zróżnicowanie ubogacić. Ta różnorodność nie przeszkadza jedności, ważne jest źródło, a nim jest jedyny Bóg. Tak można powiedzieć, że jak promienie słońca spotykając się z kroplami deszczu, tworzą piękną tęczę, podobnie jest z rolą Ducha Świętego. On swoją łaską zstępując na różnych ludzi tworzy harmonię z różnorodności.
Jaki jest cel działania Ducha Świętego? „Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,7). W Liście do Efezjan św. Paweł pisze: „Jedno jest Ciało, jeden Duch - i dalej - bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie”. (Ef4,4) Więc, jaki jest cel? Budowanie Królestwa Bożego tu i teraz, a ono jest naszym wspólnym dobrem.
Pytanie: Czy ty umożliwiasz Duchowi Świętemu budowanie Królestwa Jezusa tu na ziemi? Tu dochodzimy do najtrudniejszego momentu. Skoro mamy element jednoczący - jednego Ducha, mamy jeden cel - chcemy realizować testament Jezusa, aby Królestwo Boże było w nas i pośród nas, to dlatego tej jedności nie widać?
Często ta owa świadomość jest przytłoczona przez nasz drobny i większy egoizm, partykularyzm, świadomość niepowtarzalnej ważności w realizacji Bożego planu. Mówiąc bardziej jasno: Tylko my wiemy najlepiej jak doprowadzić ludzi do zbawienia! Nie szukamy źródła jedności w Bogu, chociaż się na niego powołujemy, ale w nas mamy monopol na prawdę i zjednoczenie.
Słuchajcie tego, co mówię. (Muzycy grają głośno i każdy, co innego). Co ja powiedziałem teraz do was? Tak jest ze wspólnotami i poszczególnymi ludźmi wierzącymi. Każdy na swój sposób robi coś dobrze (ja mówię kazanie, oni świetnie grają), ale tak naprawdę robimy coś przeciw sobie. Siebie i swoje dzieło niszczymy. Jak to naprawić?
Dalej, brakuje nam bardzo istotnego elementu. Św. Paweł w Liście do Efezjan pisze: „Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój” (Ef 4, 3). Usiłujcie zachować jedność! Moi drodzy! Usiłujcie! To jest praca, wysiłek. Jednoczenie nie jest gotowcem, jest celem. Trzeba, więc najpierw wejść, a potem się angażować w głębokie zjednoczenie najpierw z Duchem Świętym, a potem w z pokorą pracować nad jednoczeniem się z współwyznawcami w budowaniu Królestwa Bożego. W jaki sposób?
To jest najtrudniejsza i najważniejsza droga. Św. Paweł w Liście do Koryntian pisze: „Lecz wy starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą” (1 Kor 12,31). Sami tego nie zrealizujemy. Z pomocą przychodzi nam Duch Święty ponieważ On rozlewa w nas miłość.
*/Jesteś świadom, że w tej drodze ku zjednoczeniu jest ci potrzebny Duch Święty? Czy chcesz, aby On wypalił z ciebie wszystko, co niszczy zjednoczenie z Bogiem i bliźnimi? Czy chcesz iść z nową Mocą ku prawdziwej jedności?
4.06.2013
Temat: Konieczność intensywnej modlitwy za pasterzy
Teksty: Jk 5, 13-18; Ps 119 169-176; J 17, 11-19
Homilia (ks. Piotr)
Będę kontynuował temat z czuwania na Zesłanie Ducha Świętego: „Zjednoczeni w Duchu Świętym budujemy królestwo Boże”. Istotnym elementem budowania Królestwa jest współodpowiedzialność. Jednym z wymiarów owej współodpowiedzialności jest modlitwa jednych za drugich. Na podstawie modlitwy arcykapłańskiej Jezusa zapisanej w Ewangelii św. Jana (J 17, 11-19) wydobyć kilka wątków, do których zachęca nas Jezus.
1. Jezus modli się do Ojca Niebieskiego tak: „Zachowaj ich w twoim imieniu” (J 17, 11).
Z chwilą, kiedy Jezus rozpoczął jakby finalizować dzieło zbawienia, świat zaczął Go jeszcze bardziej nienawidzić. Ta nienawiść będzie kontynuowana względem Apostołów i ich następców. Chrystus wie jak trudne będzie wytrwanie Jego następców przy Nim i dlatego cała troska, odchodzącego ze świata Mistrza, kieruje się ku tej wybranej trzodzie Bożej: by wytrwała w wierności, jedności i świętości. Jedność, o którą prosi Ojca Jezus, ma podwójny charakter: najpierw chodzi o jedność wewnętrzną owczarni Chrystusowej, następnie o rzecz najistotniejszą: trwałe ich zjednoczenie z Ojcem i Synem. Skoro istnieje absolutna jedność Osób Trójcy Świętej, to i konieczne jest trwanie a nawet rozwój jednolitej społeczności chrześcijańskiej.
Niestety tu na Śląsku Cieszyńskim mamy namacalny dowód braku podstawowej jedności uczniów Jezusa. Co nam pozostało? Modlić się za Jezusem, abym ja, ty, wszyscy chrześcijanie byli uwolnieni nawet od pokusy rozbicia jedności z Bogiem i między sobą.
2. Dalej Jezus modli się do Ojca Niebieskiego: „Aby moją radość mieli w sobie w całej pełni” (J 17, 13).
Prawdziwa radość wyraża się w definitywnym zwycięstwie Jezusa nad światem. Prawdziwy chrześcijanin żyjący w świecie uczestniczy w radości Jezusowej, dlatego też nie przeraża go wszelki ucisk ze strony świata; uważa go nie tylko za udział w losie Mistrza i Jego uczniów, ma również nadzieję na rychłą i pełną nagrodę wieczną.
Posłuchajmy innego fragmentu, niemal identyczne o radości uczniów: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11). Chodzi tu o radość, która wypływa z doświadcza miłości Boga. Warunkiem doświadczenia radości jest trwanie w miłości Jezusa, którą rozlewa na uczniów Duch Święty. Jest to uczestnictwo w radości Syna kochanego przez Ojca.
Niestety pacząc na współczesnych chrześcijan ma się wrażenie, jakby żyli bez żadnych radości, z dnia na dzień w smutku.
Jezus błaga Ojca: Rozlej w nich moją radość, jaką mam w sobie, by doświadczyli pełni. My dodamy: Niech Duch Święty rozgrzeje serca chrześcijan płomieniem Bożej miłości, aby zapanowała w nich trwała radość.
3. Kolejna prośba Jezusa: „Ale byś ich ustrzegł od złego” (J 17, 15).
Zerwanie ze światem nie oznacza odejścia uczniów ze świata. Mają oni zostać na świecie, aby kontynuować misję Jezusa, której celem jest zbawienie całego świata. Istnieje jednak niebezpieczeństwo przystosowania się uczniów do świata, przyjęcia mentalności świata, „wartości” światowych. Dlatego Jezus prosi Ojca, aby ich ustrzegł od złego. Istnieje trudność dokładnego określenia, o jakiego rodzaju „zło” chodzi w tej wypowiedzi: czy zło w sensie moralnym, czy o „złego” w znaczeniu osobowym. Za osobowym złem przemawiają inne fragmenty z tej Ewangelii (J 12, 31; 14, 30; 16, 11). Jezus prosi Ojca, aby zły duch nie zwiódł ani Apostołów, ani ich następców pokusami i złudnymi wartościami. My również musimy modlić się o to samo, by nie było pasterzy kościoła, którzy żyją amoralnie owładnięci przez szatana.
I na koniec wybieram jeszcze taki fragment modlitwy Jezusa: „Uświęć ich w prawdzie” (J 17, 17.19).
Uświęcenie wiernych polega na ich komunii z Synem i Ojcem (por. 1 J 1, 3). Ono dokonuje się w prawdzie. Tą prawdą jest wiara w Jezusa, przyjęcie Go w całej rozciągłości, otwarcie na całość Jego nauki, na świadectwa życia. Kiedy uczeń Jezusa przyjmuje to wszystko, jest uświęcany przez działanie w nim prawdy Chrystusowej.
Niestety współczesny chrześcijanin żyje według wielu prawd, a niestety rozmywa się ta najistotniejsza, o Jezusie. Dlatego aktualne są słowa Jego modlitwy: Uświęć ich w prawdzie i dodam w mojej prawdzie.
A teraz powstańmy i ukoronujmy zachętę Jezusa włączając się intensywnie w modlitwę w tych intencjach, które polecił nam Jezus.
2.07.2015
Temat: Lud kapłański
Teksty: 1 P 2, 4-5, 9-10; Ps 66, 13-20; Mt 16, 24-27
Homilia: ks. Piotr
Dzisiaj o kapłaństwie powszechnym. Temat ten niestety w Kościele katolickim jest niedoceniany, albo nawet zaniedbany. Dlatego? W Kościele polskim przyzwyczailiśmy się do tego, że ksiądz wszystko sam załatwi: np. zbuduje kościół, zorganizuje zespół charytatywny, pozałatwia to i owo. Wierni łaskawie przychodzą do kościoła i uczestniczą w liturgii. W ten sposób żyjemy w niezrozumieniu istoty powszechnego kapłaństwa i jego roli w Kościele. O co więc chodzi?
1. Zacznę od Jezusa. Jezus nigdy o sobie nie powiedział - jestem kapłanem. Do ludzi też nie mówi - jesteście kapłanami. To po co mówić o kapłaństwie powszechnym? Lecz wszystko, co robi Jezus świadczy o tym, że On się czuje kapłanem. On występuje w roli kapłana: składa siebie w ofierze w ciągu całego ziemskiego życia, a ukoronowaniem tego jest śmierć na krzyżu, również spełnia posługę słowa, tłumaczy, że Bóg Ojciec posłał Go, by złożył ofiarę z siebie za grzeszny lud Boży. Co ciekawe, że Jezus zachęca nas, abyśmy byli też kapłanami. Usłyszeliśmy dzisiaj w Ewangelii: Niech każdy weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Czy to nie jest funkcja kapłańska wziąć swój krzyż i naśladować Jezusa? Chrystus jakby sprawdza Apostołów czy rozumieją, o czym mówi: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Odpowiedzieli Mu: Możemy” (Mt 20,22). Dalej, funkcją kapłana jest głoszenie Słowa Bożego. „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie” (Mt 10, 7) - zachęca Jezus swoich uczniów.
Czy w takim razie jesteś kapłanem? Powtórzę: Niesiesz krzyż Jezusa? Pijesz kielich Jezusowy? Idziesz i ogłaszasz o królestwie Bożym? Jesteś świadkiem wśród współczesnych pogan?
2. Jak Apostołowie podchodzili do kapłaństwa powszechnego?
2.1. Święty Paweł uważa wiarę chrześcijan za „ofiarę i dar”. „A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary” (Flp 2, 17); dalej pomoc materialną, której mu udzielają Filipianie, nazywa „wdzięczną wonią, ofiarą przyjętą, miłą Bogu” (Flp 4, 18). Dla niego całe życie chrześcijanina jest jednym czynem kapłańskim; zachęca wiernych, ażeby ofiarowali swoje ciała „na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1).
2.2. List św. Jakuba wymienia szczegółowo konkretne uczynki, które składają się na służbę Bożą: „Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata” (Jk 1, 26 n). Czyli są to opanowanie języka, nawiedzanie sierot i wdów, wystrzeganie się zmazy tego świata.
2.3. Pierwszy List Piotra i Apokalipsa są już zupełnie wyraźne: przypisują one ludowi chrześcijańskiemu „królewskie kapłaństwo” Izraela. „Niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa” i „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym” (1P2,5.9). Tu już nic nie trzeba dodawać, jest to oczywiste.
Jesteście tego świadomi? Ja zawsze miałem takie pragnienie, aby moi parafianie wzięli współodpowiedzialność za parafię jako, że są tak jak i ja kapłanami.
Wspólnota SNE z naszej parafii, która pomaga przy tej Eucharystii, realizuje kapłaństwo powszechne przez posługę w ewangelizacji i modlitwie za potrzebujących. Nie wiem, czy jesteście tego świadomi, ale gdyby nie ich posługa, ta Eucharystia byłaby dużo uboższa. Czy mają pełną świadomość ważności tego kapłaństwa? Na pewno nie!
Udział w tym kapłaństwie mamy wszyscy od chrztu św. Wydaje się jednak ważniejszy następny krok - nauka, uczenia się współodpowiedzialności za cały Kościół. Kościół to ja i ty, to odpowiedzialność za zbawienie każdego człowieka (ochrzczonego i poganina), to dbałość o rozwój Królestwa Bożego na ziemi, itd.
Jak to osiągnąć? Odkrywać tę prawdę w Piśmie św. i w historii Kościoła, to proszenie Ducha Świętego o pomoc, to również przynależność do wspólnoty ludzi o podobnych poglądach.
Chcesz iść tą drogą. Zacznijmy więc modlitwę w tej intencji.
3.09.2015
Temat: Szukajcie królestwa Bożego
Teksty: Iz 5,1-7; Ps 105,1-10; Mt 6, 25 - 34
Homilia ks. Piotr
Ostatnio mówiłem o tym, że jesteśmy ludem Bożym, ale również i królewskim kapłaństwem, narodem wybranym. Dzisiaj warto przemyśleć sobie kolejną rzecz dotyczącą tego tematu, a która już jest zapowiedziana w Starym Testamencie:
W pieśni o winnicy, proroka Izajasza, mamy bardzo wyraźnie powiedziane, że ową winnicą jest dom Izraela, czyli królestwo Boga. Izrael był wybranym narodem, w którym zamieszkał Bóg i dlatego to jest Jego królestwo.
W psalmie usłyszeliśmy bardzo znamienne słowa, które są zapowiedzią dzisiaj czytanego fragmentu Ewangelii: „Rozmyślajcie o Panu i Jego potędze, szukajcie zawsze Jego oblicza!” (Ps 105,4). Właśnie to oblicze jest w narodzie wybranym, a ludzie mają go szukać. I to samo do nas mówi Jezus. Jezus mówi taką prawdę - Szukajcie najpierw królestwa Bożego, bo jesteście ludem wybranym i w związku z tym nie możemy szukać czegoś, co jest nie związane z królestwem Bożym.
Moi drodzy, człowiek ma taką naturę, że musi dążyć do jakiegoś celu, bo jeśli nie ma celu w swoim życiu to ma problem, psychiczny, duchowy. Dlatego mamy cel i dzisiaj Jezus nam go pokazuje. Nie mamy naśladować pogan w ich pożądaniu przedmiotu, nie mamy naśladować tych, którzy widzą cel w tym, co jest tu i teraz, co jest przyjemnie, co oglądnąłem, co kupiłem, co zjadłem, ale Jezus mówi coś innego. Najpierw szukajcie królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, to jest podstawowy cel ludu Bożego, szukać królestwa Bożego. W jaki sposób chrześcijanin szuka Królestwa Bożego?
1. Chrześcijanin to człowiek, który szuka królestwa Bożego w radości i z radością, bo wie, że jest ono prawdziwą wartością. Uczeń Chrystusa z radością poszukuje królestwa Bożego, co wcale nie znaczy, że nie cierpi, że nie jest mu trudno, że nie ma problemów, ale szuka z radością, bo to jest jego, nasz cel osiągnięcia szczęścia.
2. Bardzo istotnym elementem w poszukiwaniu królestwa Bożego jest pokładanie ufności w Bogu. Jeżeli ja nie ufam Bogu to nie będę szukał królestwa Bożego. Dlatego tak wielu ludzi dzisiaj nie robi problemu z tego, że np. w Niedzielę nie poszedł do kościoła, że nie pomodlił się itp., nie ma problemu, dlaczego? Bo nie pokładają ufności w Bogu. Oni nie mają takiego jasnego przeświadczenia, że jeżeli ja się powierzę Bogu, to moje życie się zmieni, moja perspektywa się zmieni. Jezus mówi wyraźnie, odrzućcie troski, zaufajcie Mi, popatrzcie na te lilie, popatrzcie na przyrodę Bóg ją stworzył, Bóg się nią opiekuje, a wy o te wszystkie sprawy zabiegacie, takie zwykłe, przyziemne, martwicie się. Zaufajcie Bogu!
3. Szukanie królestwa Bożego to jest jakby przywołanie idei eschatologicznej. Mówiąc bardziej po polsku przywołanie tego, co mnie czeka po śmierci, życia wiecznego. Jeżeli ja wiem i wierzę głęboko, że królestwo Boże to nie tylko jest to, co tu i teraz, (chociaż Jezus mówi, że królestwo Boże jest pośród was), ale że jest to również pewna perspektywa, to wówczas wszystko się zmienia. Podam przykład, przepraszam, że negatywny, ale jest tu dużo ludzi chorych, dlatego powołam się właśnie na taki przykład. Jeżeli ktoś zachoruje ciężko, to okazuje się, że całe jego życie jest nastawione na perspektywę tej choroby. Zmienia się rodzina, zmienia się praca, zmienia się myślenie, bo myślę o chorobie i człowiek jest zajęty tym jednym wątkiem. To jest negatywny przykład. A jak jest z królestwem Bożym? Jeśli mam perspektywę, że chcę żyć w Królestwie Jezusa Chrystusa, w niebie to zmienia moje nastawienie do życia, mój sposób życia tu na ziemi. Nie ma lęku, nie ma niepokoju, nie ma bezsensu, nie ma przegranej. Dlaczego? Bo człowiek, który ma eschatologiczne, czyli dalekosiężne spojrzenie i spodziewa się żyć w królestwie Bożym jest człowiekiem, który potrafi tak, jak powiedziałem wcześniej lęk, niepokój, troski i problemy i zanurzyć w Bogu wierząc, że jeżeli Bóg tego tu nie rozwiąże to rozwiąże w niebie.
Dlaczego tyle się mówi np. o eutanazji, o zabijaniu dzieci chorych, upośledzonych itd. Ponieważ ci ludzie nie mają perspektywy, oni mają tylko tu i teraz i związku z tym jeśli tu i teraz jest człowiek niepotrzebny, upośledzony, stary to po co ma się męczyć i kogoś męczyć, trzeba go zabić jest niepotrzebny.
Jednak to, że żyję perspektywą nieba, nie oznacza, że nie żyję tym, co jest tutaj, ale mam głęboką świadomość pozornego dobra, czyli tego, co ma tylko chwilowy charakter i wydaje mi się, że jest ważne. Ja nie chcę teraz mówić o moim doświadczeniu duchowym, ale chcę tylko powiedzieć, że przez lata musiałem się wielu rzeczy uczyć, także w rozwoju duchowym, że jednak można zrezygnować z pewnego pozornego dobra, które mi daje szczęście i że nic nie stracę. To samo dotyczy spraw materialnych np., że wcale nie muszę mieć czegoś najlepszego, mogę mieć przeciętny telefon, mogę mieć przeciętny telewizor, średniej klasy komputer i też będę tak samo szczęśliwy. Umiem nazwać i rozróżnić pozorne dobra i dlatego to, co jest tu i teraz, zawsze jest oceniane z tej perspektywy, która dotyczy przyszłości.
4. Jezus dzisiaj uczy nas, że królestwa Bożego trzeba szukać, czyli mówi nam bardzo wyraźnie, musisz się oduczyć bierności.
Mam teraz pytanie do was: Czy wy przychodzicie tu dlatego, że jesteście aktywni, czyli chcecie być zaangażowani w szukanie królestwa Bożego? Czy raczej przychodzicie tu, jako bierni ludzie, którzy mówią - Panie Boże, Ty załatw, bo słyszeliśmy, że dzieją się tu cuda - i jako ludzie bierni oczekujecie, że Pan Bóg coś załatwi. Tak nigdy nie może być, ten który szuka królestwa Bożego musi podjąć wysiłek. Szukanie jest wysiłkiem, nauczenie się czegoś to jest wysiłek, kochanie kogoś to jest wysiłek. Przecież np. małżeństwo nie jest gotowe w momencie zawarcia ślubu, to jest wysiłek przez wiele lat wspólnego pożycia małżeńskiego. Tak samo jest z wiarą to, że zostałeś ochrzczony, bierzmowany to jest początek, a reszta to jest wysiłek. Dlatego Jezus mówi, nie ma bierności, to jest praca, wysiłek, to jest zaangażowanie.
Na koniec chcę wam powiedzieć, że nie zawsze możemy szukać królestwa Bożego i traktować sprawy doczesne na podobieństwo św. Franciszka, który totalnie i do końca przyjmował ubóstwo traktując je, jako całkowite zawierzenie Bogu np. nie mam nic do jedzenia, trudno takie jest życie. Owszem św. Franciszek jest potrzebny i oby tacy ludzie byli, ale nie wszyscy tacy mogą być. Proszę popatrzeć, czego uczy nas Jezus w dzisiejszym czytaniu. On mówi do nas mówi: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33). Charakterystyczna jest też modlitwa „Ojcze nasz”, która jakby zupełnie odwraca kolejność. Mamy w niej tak: prośba o przyjście królestwa Bożego, o wypełnienie się woli Bożej na ziemi również, a dopiero na końcu jest powiedziane „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Czyli jeśli zabiegam o to, co jest duchowe to później też zabiegam o to, co jest doczesne. Chodzi o to, żeby nie myśleć, że mam zabiegać wyłącznie o to, co duchowe, a sprawy doczesne są w ogóle nie ważne i niech się dzieje jak chce, będę żebrakiem na ulicy. Oczywiście ważna jest hierarchia i umiar.
Dlatego dzisiejszy temat mówiący o ludzie Bożym, który wędruje szukając królestwa Bożego tu na ziemi i w niebie jest tematem, który ma zmobilizować nas, abyśmy naprawdę na nowo popatrzyli na siebie, czy ja idę tą drogą, czy też po prostu jej zaprzeczam. Ale odpowiedź na to pytanie leży już tylko w tobie i w przemyśleniu sobie swojego życia i swoich decyzji.
1.10.2013
Temat: Budowanie królestwa Bożego - naśladowanie św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Teksty: Rz 2, 1-11; Ps 62; Mk 10, 13-16
Homilia (ks. Piotr)
Kontynuuję temat Królestwa Bożego i budowania go w naszym życiu. Miesiąc temu mówiłem o szukaniu Królestwa Bożego. Dzisiaj o tym, jak to Królestwo Boże budują niektóre osoby, a za wzór stawiam sobie patronkę dnia dzisiejszego. Kto to jest? Tak, św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
Czego nas może ona nauczyć? Jak ona budowała królestwo Boże?
1. Jak przeżywamy nasze słabości?
Różne problemy rodzinne, konflikty powodują narastanie problemów. Jeśli dzieje się tak dzień w dzień, to w końcu brak cierpliwości wobec najbliższych będzie się przenosił na jej relację z Bogiem. Co wtedy się dzieje? Zniechęcenie do praktykowania postawy cierpliwości, bo sytuacja zupełnie kogoś przerasta. Będzie czuł się też winny przed sobą, innymi, przed Bogiem, że nie umie dobrze kochać. Będzie chodził smutny i przygnębiony. Częste okazywanie gniewu. Ideały zostawia się w niepamięci.
2. Jak Teresa przeżywała podobne problemy?
2.1. Życie w prawdzie.
Prawda to jest powiedzenie sobie jasno: Nie mam dość sił, by postępować według ideałów Ewangelii. Nie mam cierpliwości, nie potrafię zapanować nad swoim popędami, itd. Nie jest tak łatwo przyznać się do swojej słabości. Potrafimy być mistrzami w ukrywaniu prawdy o sobie. Z drugiej strony lubimy się chwalić ze swoich słabości, przynajmniej niektórych
Rozwiązaniem tych problemów jest wytrwałe dążenie do swoich dobrych ideałów. Ciągle motywuję się, by kochać Boga coraz bardziej, pragnę świętości, co oczywiste unikam za wszelką cenę grzechu. Teresa doświadczając swoich słabości, nigdy nie wycofała się z tego, do czego czuła się powołana. Nawet mówiła, że trzeba być orłem w swoich pragnieniach. To znaczy, trzeba mierzyć wysoko. Nigdy nie hołdowała minimalizmowi.
Jak zatem pogodzić tak wielkie pragnienie kochania Boga z prawdą o nas samych?
2.2. Teresa uczy nas bycia małymi przed Bogiem. U podstaw naszych porażek jest nasza pycha, która nakazuje nam pokładać nadzieję w sobie; polegać na naszych zdolnościach i czyni nas wielkimi przed Bogiem. Niestety każdy człowiek grzeszy. Jest pychą powiedzieć Bogu na podstawie własnych uczynków: jestem dobry, dlatego zasługuję na niebo. Przecież Bóg zbawia za darmo. Nasze dobre uczynki są potwierdzeniem naszej wiary i miłości do Boga.
Teresa zmierzała taką drogą. Żadne uczynki nie są w stanie nam wyjednać u Boga zbawienia. Dlatego też wolała stać przed Bogiem z pustymi rękami.
2.3. Teresa nie marnowała żadnej okazji, aby pokazać Bogu, że Go kocha. Nie dlatego, by się tym chwalić. W świetle miłości Bożej zupełnie inaczej będziemy przeżywać nasze upadki. One niczego nie zmieniają w naszej sytuacji przed Bogiem, bo On zawsze nas kocha. Istota polega na tym, by nie zwątpić w miłość Boga, ale ciągle jej szukać.
3. Co należy czynić, gdy nie potrafimy spełniać wymagań Ewangelii? Nie potrafimy żyć w całej prawdzie, być pokornymi i kochać Boga właściwie? Trzeba pogodzić się z prawdą, że Ewangelia nas przerasta. Teresa pokazywała, że jako dzieci mamy stać przed Ojcem. „Jeżeli kto jest maluczki, niech przyjdzie do mnie” (Prz 9,4) oraz „Jak matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać będę, przy piersiach was poniosę i będę was kołysać na mych kolanach” (por. Iz 66,12-13). Ogólna jej zasada brzmiała: Bądźmy przed Bogiem jak dzieci, które mają prawo do błędów, do braku sił, do zniechęcenia.
4. Teresa pragnęła całe życie być najmniejszą z sióstr. Nie jest to takie proste, jak by się mogło wydawać. Napisała: „Bogu podoba się w mojej małej duszy właśnie to, że kocham moją małość i me ubóstwo oraz że ślepo ufam Jego Miłosierdziu... To zaufanie i tylko zaufanie ma prowadzić nas do Miłości”. Świadomie wybierana małość, czyli pokora, prowadzi do zaufania Bogu. W tym momencie dochodzi do prawdziwego spotkania człowieka z kochającym Bogiem.
Taką drogę - w wielkim skrócie - pokazuje nam św. Teresa od Dzieciątka Jezus, drogę realną, bo ona nią szła. Czy ty pragniesz podobną drogą iść? Nie będzie ci łatwo. Mamy jednak gwarancję, na tej drodze wspierać nas będzie Duch Święty.
5.11.2013
Temat: „Świętych obcowanie" - współodpowiedzialność wierzących w Jezusa.
Budowanie królestwa Bożego nie jest skierowane tylko do żyjących na ziemi.
Teksty: Rz 14, 7-9; Ps 148; Mt 25, 31-46
Homilia: ks Piotr
Kontynuuje temat Królestwa Bożego pośród nas. Inspiracji do tej refleksji dodał mi miesiąc listopad oraz wywiad z Robertem Wyszyńskim doktorem socjologii kultury na Uniwersytecie Warszawskim. Cytuje jego wypowiedź: „Myślenie, że cmentarz to powinny być aleje, po których chodzimy z zadumą, a ludzie powinni wchodzić w obieg natury, jest bardzo oświeceniowe i nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Dziś, kiedy palimy zmarłych, wysypujemy prochy, jest to rozważanie w kategoriach utylizacji. Panuje przekonanie, że umarli nie powinni zajmować miejsca w naszym życiu”. Dwiema rękami mogę się podpisać pod wypowiedzią tego pana doktora. Świecki człowiek, ale myśli całkowicie w kategoriach chrześcijańskich. Przez wiele lat kazano nam chodzić z zadumą po cmentarzach. To nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, to był trend oświeceniowy, prąd w kulturze. Teraz zachęca się nas do palenia zmarłych, bo po co zmarli mają zajmować kolejne cmentarze, przecież dla żyjących potrzeba miejsca. Nie daje się w centrum miast nowych cmentarzy, bo zatruwają środowisko i mogą zaszkodzić żyjącym.
Ta świecka mentalność wchodzi w naszą świadomość i zaczyna deformować chrześcijański sposób życia. Na przykład dotyczy to prawdy o „świętych obcowaniu”. Krótko tę prawdę wam przedstawię.
Jezus jest głową Kościoła, zarówno tych, jak my, modlących się tutaj, jak i tych, którzy cierpią w czyśćcu, jak i tych, którzy są w niebie. Jeden Jezus Chrystus jest głową wszystkich. On początkiem a równocześnie ukoronowaniem wspólnoty Kościoła. Dlatego na początku zapraszałem do wspólnej modlitwy naszych bliskich zmarłych, by się razem z nami modlili. Chrześcijaństwo, to nie jest tylko przypominanie sobie, jaki był mój tata, moja mama, moje rodzeństwo. Wiara nasza, to wspólnota życia tych, którzy umarli w ciele z nami, którzy jeszcze żyjemy w ludzkim ciele.
Budowanie Królestwa polega m. in. na tym, że jesteśmy świadomi tego i to „obcowanie świętych” pogłębiamy. W jaki sposób?
W 1 Kor 12, 26 mamy: „Gdy cierpi jeden członek (Kościoła) współcierpią wszystkie inne członki”. Czyli mówiąc inaczej, jeśli ja nie myślę o zmarłych, są dla mnie abstrakcją to cierpię ja. Jeżeli święty jest kimś dla mnie abstrakcyjnym, niepotrzebnym, to jestem uboższy, czegoś mi brakuje. My, jako Kościół pielgrzymujący tu na ziemi jesteśmy wspólnotą wiary tych dóbr duchowych, które nas np. jednoczą. Jesteśmy wspólnotą sakramentów, bo uczestniczymy w Eucharystii, jesteśmy wspólnotą łaski - wszyscy wierzymy, że Bóg nas zbawia, jesteśmy również wspólnotą charyzmatów, którymi tu się posługujemy, żeby ta liturgia była bogatsza. Ale jeśli ich zapraszamy na nasze zgromadzenia, by razem z nami chwalili Boga, stajemy się bogatsi. Jeżeli nie zapraszamy zapominamy o nich, to tracimy mówiąc dosadnie stajemy się inwalidami.
Kościół zadośćcierpiący, czyli Kościół w czyśćcu też cierpi, bo przebywający w nim z powodu z byt wielu grzechów popełnionych na ziemi, nie potrafią kochać Boga w pełni. Oni dzięki miłości Bożej oczyszczają swoją miłość, by byli godni stanąć przed Bogiem w pełni radości. My możemy im pomóc - Druga Księga Machabejska w 12 rozdziale nam to wyjaśnia. Dlatego jeśli my im nie pomagamy (przez modlitwę, odpusty, itd.) czyli zapominamy o nich, to oni cierpią dłużej.
Jest jeszcze Kościół w niebie, tzw. Kościół chwalebny. Tam jest pełna komunia Boga z ludźmi doświadczającymi pełni zbawienia Jest tam pełnia życia i miłości, tam wszyscy ze wszystkimi współpracują, tam „kipi” miłością. Nie ma tam nudy. Niewierzący lub słabo wierzący nam wmawiają, że w niebie nie ma co robić, sama nuda, natomiast w piekle to jest ciekawiej. Prawda jest taka, że dzięki zbawieniu w Jezusie Chrystusie, w którym jest pełnia miłości, zbawieni żyją również pełnią życia i mogą doświadczać pełni miłości w Bogu i względem siebie. Dlatego oni nie zamykają się w miłości wzajemnej, ale rozlewają ją również na tych, którzy pozostali w wędrówce do nieba. Miłość małżeńska, rodzinna, przyjaźń nie kończą się, gdy człowiek umiera. Ona w miłości Bożej się uszlachetnia i okazywana jest w formie doskonalszej na nas pielgrzymujących. Tak na marginesie - jak najczęściej Bogu dziękujmy, że mieliśmy świętych rodziców, rodzeństwo, przyjaciół. Dzięki nim, ich doskonałej miłości Bożej nie idziemy sami tu na ziemi, ale mamy wspaniałych pomocników, którym zależy, byśmy się spotkali wszyscy przed Bogiem w niebie.
Jeżeli natomiast umiera twój bliski w grzechu to niestety jesteś osamotniony, upośledzony, co nie znaczy, że przegrany. Gdy jednak masz świadomość tego, co przed chwilą powiedziałem, to zintensyfikuj relacje do nich, wykorzystaj „świętych obcowanie”, aby im pomóc.
Budowanie Królestwa tu na ziemi dokonuje się przy współudziale Kościoła cierpiącego w czyśćcu i tryumfującego w niebie.
3.12.2013
Temat: Królestwu Jego nie będzie końca
Teksty: 1Kor 6, 9 - 11; Ps 72; Łk 13, 25 - 31
Homilia: ks. Piotr
„Przyjdą z zachodu i ze wschodu, z północy i z południa i siądą za stołem w królestwie Bożym.” Od kilku miesięcy poruszam temat królestwa Bożego. I dzisiaj ten temat chciałbym poruszyć z perspektywy okresu, który przeżywmy, okresu adwentu.
Będzie taki czas, że zasiądą zbawieni w królestwie niebieskim razem z Jezusem, Duchem Świętym, Bogiem Ojcem i wszystkimi świętymi. To jest prawda, tylko czy wszyscy zasiądą? Jezus mówi, że królestwo Jego nie będzie miało końca, ale dzisiaj jeszcze nie doświadczamy pełni królestwa Bożego, na razie doświadczamy na świecie jakby ułomności tego królestwa. Doświadczamy grzechu, tak, jak było powiedziane w liście św. Pawła do Koryntian. Doświadczamy ułomności również w sobie, taka jest prawda, ale mamy nadzieję, że kiedyś zasiądziemy tam w królestwie Bożym razem ze wszystkimi świętymi, bo dopiero powtórne przyjście Jezusa tą nadzieję zrealizuje.
Czy w związku z tym skoro pełni nie ma, a mamy tylko nadzieję, którą jeszcze często ludzie źle rozumieją to, czy w takim razie królestwo Boże jest w nas, tak naprawdę? A przecież to jest cel naszej wiary.
Moi drodzy, do czego doprowadzić ma nasze wiara? Św. Paweł w liście do Efezjan 1,10 pisze tak: „aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi” To jest cel zbawienia człowieka dokonany w Jezusie Chrystusie - wszystko na nowo w Jezusie będzie zjednoczone w niebiosach i na ziemi. Czy to się będzie działo automatycznie?
W dzisiejszej Ewangelii widzimy, jak mocne słowa usłyszeli Żydzi w przypowieści, którą Jezus im mówił, o tym, że nie wszyscy wejdą do królestwa, że będą pukać i wołać – otwórzcie nam, a z wewnątrz gospodarz Bóg powie im – nie wiem skąd jesteście. Wtedy oni zawołają – przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą i na naszych ulicach nauczałeś – a Jezus odpowie – odejdźcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się nieprawości.
Być może Ty, i ja powiem w ten sposób – Panie Boże, przecież chodziłem na mszę świętą, nawet byłem na takich mszach z modlitwą o uzdrowienie, wołałem do Ciebie Panie, Panie, a tu naraz mam usłyszeć – nie znam ciebie? Czy to właśnie powie Jezus, kiedy ja Mu powiem – wiesz Panie Jezu, ja naprawdę starałem się Ciebie tu wyznawać i mówiłem jesteś moim Panem, a naraz usłyszę nie znam ciebie?
Wejście do królestwa Bożego nie będzie ani automatyczne, dlatego że jesteśmy ochrzczeni, ani też nie będziemy niesprawiedliwie odrzuceni. Co zatem trzeba zrobić, aby mieć udział w królestwie Jezusa tam w niebie? Ja wybrałem tylko kilka (na pewno nie wszystkie), ale kilka ważnych argumentów, które uważam za warte przytoczenia w tej chwili.
1. Po pierwsze najważniejszym moim i Twoim dążeniem powinno być pragnienie osiągnięcia królestwa niebieskiego. Na tym powinno nam naprawdę zależeć. To, że teraz Boga nie widzimy, nie może być dla nas ani przeszkodą, ani argumentem na to, że Go nie ma i że nie ma w nas tego pragnienia. Św. Paweł w swoim słynnym hymnie o miłości (1Koryntian 13, 12) mówi tak, parafrazuję – Teraz widzimy Boga jakby w zwierciadle, niejasno; kiedyś zobaczymy Go twarzą w twarz, teraz poznaję częściowo, kiedyś będę poznawał tak, jak zostałem poznany. – Św. Paweł mówi wyraźnie, teraz jest coś częściowego, ale potem zobaczę twarzą w twarz, teraz poznaję tylko częściowo, ale to ja poznam Go w pełni, ponieważ Bóg pierwszy mnie poznał. Masz podobne pragnienia w sobie? To jest największe pragnienie naszego życia.
2. Jeżeli to pragnienie chcemy realizować to nie ma innej opcji, jak żyć w stałej relacji z Bogiem – STAŁEJ! Nie tylko na mszy świętej np. takiej, jak ta, czy w wypadku naszej wspólnoty nie tylko na cotygodniowym, wtorkowym spotkaniu, czy cotygodniowej mszy świętej, czy rano i wieczorem, kiedy się modlę, ale żyć w stałej relacji do Boga. Kilka dni temu właśnie skończyłem rekolekcje dla katechetów i katechetek, gdzie tematem tych rekolekcji była stała relacja do Boga. To naprawdę jest ważny temat. Stała relacja tzn. wszędzie i zawsze myślę o Bogu. Nie znaczy to, że jestem nawiedzony, nienormalny, i nic innego nie widzę, ale oznacza to, że całe swoje życie oddaje Jezusowi: moją pracę, mój wypoczynek, moją rodzinę, moje myśli, moje pragnienia, moje oglądanie telewizora – wszystko oddaję Jezusowi. To jest ta stała relacja do Niego.
3. Następnie chcę powiedzieć o czymś, co myślę, że przeżywali chyba wszyscy. Mianowicie, kiedy ktoś był zakochany to tęsknił za osobą, którą kocha. Warto sobie to przypomnieć, ponieważ i my mamy też tęsknić za Bogiem, tęsknić za królestwem, na które oczekujemy, tęsknić. Problem jest wtedy, gdy nie kocham Boga tak, jak trzeba, bo wówczas tej tęsknoty nie będzie.
4. Kolejny argument. Dzisiaj usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu katalog grzechów. Św. Paweł mówi, że tacy do królestwa Bożego nie wejdą. (1Kor). Dlatego odwrotnością tego wszystkiego jest wierność Bogu, czyli robienie wszystkiego, żeby jakikolwiek grzech nie panował nade mną. To jest oczywiście trudne zadanie, ale wierność to jest cnota Boża i również nasze pragnienie. Tak bardzo wiernie Bogu chce służyć i tak za Nim tęsknię, że robię wszystko, żeby od tej jedności z Bogiem nie odejść.
Jeszcze jedno, każdemu z nas zdarzają się upadki, mimo że chcemy być Bogu wierni, mimo że chcemy żyć z Nim w przyjaźni i jedności, tęsknić za Nim itd., to jednak zdarza się, że upadniemy. Ale właśnie cechą adwentu jest to, aby nie ustawać w drodze, prostować drogę do Boga, nigdy się nie poddawać i nigdy nie wątpić. Mówię tu do wszystkich i tych, którzy lekkie grzechy popełniają i tych, którzy popełniają ciężkie grzechy. Nigdy nie pozwól sobie na to, że zejdziesz z drogi Bożej i powiesz – już nie dam rady. Nigdy nie możesz sobie powiedzieć, nawet przy grzechach lekkich, że tego grzechu lekkiego już nigdy nie zmienię. Dasz radę, bo Bóg może wszystko i jeżeli w Niego wierzymy to On nam pomoże. Dlatego nie ustawajmy w drodze do Boga.
Na koniec krzyczmy jedno zdanie, które kończy Pismo Święte – Maranatha, przyjdź Panie Jezu, módlmy się o to, żeby Jego królestwo przyszło, jak najszybciej i żebym ja w tym królestwie mógł zasiąść. To jest modlitwa, która powinna być naszą cechą i ona teraz poprowadzi nas dalej w tej mszy świętej, żebyśmy dobrze ten czas mogli przeżyć
7.01.2014
Temat: Bliskie jest Królestwo Niebieskie
Teksty: 1J 3, 22 - 4, 6; Ps 2; Mt 4, 12 - 25
Homilia ks. Piotr
W dzisiejszym temacie kluczowym zdaniem, które jednocześnie jest esencją ewangelii św. Mateusza, są następujące słowa Jezusa: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie.
Pragnę kontynuować tematykę królestwa Bożego. Myślę, że mamy o tym wiedzę, ale może niedoceniamy jej lub jej nie realizujemy. Przykłady.
Gdzie Jan Chrzciciel działał? Mieszkał na pustyni, a pustynia – ci, którzy mieli okazję być w Ziemi Świętej wiedzą - jakby wchodzi w rzekę Jordan. Czyli domyślamy się, że mieszkał w jednym miejscu. Ewangelia mówi „Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem” (Mt 3, 5). On, mówiąc bardzo obrazowo, był jak magnez - jego zachowanie, nauczanie, sposób życia - przyciągał ludzi. A jak jest z Jezusem? Jezus przyszedł, owszem nad jezioro Galilejskie i tam zamieszkał, ale wcale nie osiadł. Przeczytaliśmy z ewangelii św. Mateusza: „i obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie (…)” Mt4,23. Jaka więc jest różnica między Janem, a Jezusem? Jan był w miejscu, a Jezus wychodził do ludzi. Jan umarł, skończyło się jego życie, pozostała pamiątka po człowieku, który robił bardzo dużo, który wskazał na mesjasza, że to jest Jezus. A Jezus? Po Nim została Ewangelia, która była przez Niego głoszona i ta Ewangelia dotarła również do Polski, do nas, do Ciebie.
Warto pamiętać o tym, że budowanie Królestwa Bożego to nie jest tylko przychodzenie do Kościoła, tylko do Jezusa! Nie wiem czy rozumiecie, o czym mówię, to nie jest tylko przychodzenie. Jezus wychodził z domu, przychodził do ludzi, głosił i znowu szedł dalej, by głosić. Owszem my mamy przyjść do Jezusa, choćby na taką msze. Jeżeli jednak zamkniesz się w domu i to, co otrzymałeś od Jezusa, zostawiasz dla siebie - nie budujesz królestwa Bożego.
Jezus nas dzisiaj wyraźnie uczy - budujmy królestwo Boże w sposób dynamiczny, wychodźmy, angażujmy się w coś, co jest dalej kontynuacją tej fundamentalnej Jezusowej prawdy „nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4,17).
Kiedy będziemy potrafili tak działać?
1. List św. Jana stwierdza tak: Musi się ten człowiek narodzić z Boga (por. 1 J 4,7). Boże Narodzenie to nie jest tylko stwierdzenie faktu, że Jezus się urodził w Betlejem jako człowiek. Święta Bożego Narodzenia przypominają nam również, że my mamy się kolejny raz narodzić się z Boga. W budowaniu królestwa Bożego potrzebna nam jest zmiana mentalności. Na pasterce głosiłem takie kazanie o rewolucji, dwóch rewolucjach, które wprowadza Boże Narodzenie. Jeżeli dziecko się rodzi w domu, to cała rodzina jest inna, bo jest ktoś nowy, wszystko na nim się koncentruje. Nasze nowe narodzenie polega na tym, że tu zmieniam moją mentalność. To nie są tylko przepiękne choinki, atmosfera wigilii, prezenty, życzenia, ale to jest rewolucyjne nowe narodzenie w Bogu. W takim duchu i z taką mentalnością jesteś dobrym narzędziem w ręku Boga do głoszenia królestwa Bożego.
2. W wersecie 7 i również 8 mowa jest o poznaniu Boga. Co znaczy poznanie Boga. To nie chodzi tylko o wiedzę intelektualną, raczej zrozumienie Bożego planu zbawienia i przylgnięcie do Boga całą wolą a nawet emocjonalnie. Kiedy będę Boga poznawał, to będę miał zdrowy fundament i motyw do autentycznego budowania i głoszenia słowa Bożego.
3. Trzeci element, który też dzisiaj w Słowie Bożym był zawarty, to rozpoznawanie duchów. Polega ono na tym, że pragnę daru prawdy, rozeznawania co jest prawdą, a co kłamstwem, co prawdą Bożą, a co kłamstwem szatana. Również poznania kim jest Jezus? co uczynił dla naszego zbawienia. Niemniej istotnym jest rozeznawanie prawdy o nas samych, np.: czy potrafię przebaczać bliźniemu? czy jestem wolny od przywiązania do grzechu? czy jest we mnie duch fałszu?
Dlatego chciejmy dzisiaj jeszcze raz tak bardzo głęboko popatrzeć w siebie i poznać, czy to, co Jezus ogłosił, jako fundament swojego nauczania: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie jest treścią mojego duchowego życia. Bez ciągłego rodzenia się w Bogu, bez poznania Boga i bez Ducha rozeznania nie będzie w nas królestwa Bożego. A kiedy go nie będzie, nie będziemy autentycznymi głosicielami Dobrej Nowiny.
4.02.2014
Temat: Znaczenie cudów w głoszeniu o Królestwie Bożym
Teksty: Dz 5, 12-16; Ps 62; Mt 4, 23-25
Homilia: ks. Piotr
Treść dzisiejszych czytań obu jest dosyć jednoznaczna. Przypomnę, Ewangelia mówi: Jezus głosząc Ewangelię o królestwie Bożym leczył choroby i wszelkie słabości wśród ludu (Mt 4, 23-25). Słyszeliśmy również przed chwilą z Dziejów Apostolskich: „Coraz bardziej rosła liczb mężczyzn i kobiet przyjmujących wiarę w Pana. Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich” (Dz 5,15). Jak można oba teksty podsumować? Tam, gdzie jest głoszona Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie Zbawicielu, czyli Dobra Nowina o królestwie Bożym, tam się dzieją znaki i cuda.
Dlaczego dzieją się cuda. Po pierwsze jest to znak potwierdzający, że Jezus jest Bogiem, a nie dla własnej chwały. Bardzo często słyszymy takie stwierdzenia w Ewangeliach, które mówią, Jezus mówi do chorego, którego uzdrowił, opętanego, którego uwolnił: „Idź, ale nie mów tego nikomu” i tłumaczy „bo jeszcze nie nadeszła moja godzina”. Jezus czyni cuda nie po to, żeby był sławny, tylko po to, żeby było jasne, kim On jest.
Pamiętacie takie wydarzenie z życia Jana Chrzciciela? Siedzi w więzieniu, słyszy o Jezusie różne rzeczy. Zastanawia się czy On jest naprawdę Mesjaszem, czyli pomazańcem Bożym, czyli wysłanym przez Boga? Czy też mają innego oczekiwać. I co Jezus im odpowiada, tym uczniom, których on posłał, którzy od Jana Chrzciciela przyszli? „Idźcie i donieście Janowi to, co żeście widzieli i słyszeli niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię”. (Mt 11,4 - 5) Cuda są potwierdzeniem, że przybliżyło się królestwo Boże.
Posłuchajmy fragmentu Ewangelii św. Jana: „I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego”(J 20, 30 - 31). Po co więc jeszcze Jezus czyni znaki? Abyśmy uwierzyli w Niego.
Podsumuję to wszystko wypowiedzią papież Jana Pawła II: „Cuda i znaki, które Jezus czynił, aby potwierdzić swoje mesjańskie posłannictwo, oraz przyjście królestwa Bożego, łączą się ściśle z wezwaniem do wiary. To wezwanie zachodzi w podwójnym znaczeniu. Wiara uprzedza cud, co więcej jest warunkiem jego spełnienia. Z kolei wiara stanowi następstwo cudu, niejako rodzi się z niego w duszy tych, którzy cudu doznali, albo też byli jego świadkami. Wiadomo, iż wiara jest odpowiedzią człowieka na słowo Bożego objawienia. Cudu dokonuje się w ograniczonym związku z tym objawionym słowem Boga”.
A teraz pytanie: Czy u nas się dzieją cuda? Jeśli nie, to znaczy, że nie głosimy królestwa Bożego! Lub brakuje nam wiary w realne życie Jezusa pośród nas.
Jeżeli przychodzisz tutaj, by usłyszeć Słowo Boże, przyjąć je, potem te treści ogłaszasz z mocą Ducha Świętego, to prędzej czy później cuda się będą działy. Fundamentem jest jednak wiara, że Jezus jak kiedyś tak i dzisiaj, pragnie się posłużyć nami jako narzędziami w ogłaszaniu prawdy o królestwie Bożym, które jest w nas i pośród nas.
4.03.2014
Temat: Królestwo = Siewca
Teksty: Iz 55, 10n; Ps 72; Mt 13, 1-9
Homilia: ks.Piotr
Kontynuuję cykl kazań dotyczących królestwa Bożego. Dzisiaj usłyszeliśmy przypowieść o siewcy. Co ma wspólnego siewca z królestwem Bożym? Albo, jakie jest główne pouczenie tej przypowieści? Chodzi losy „Ewangelii o Królestwie” w ludziach słuchających jej z ust tak Jezusa Chrystusa historycznego, jak i Jego przedłużenia w Kościele. Owa „Ewangelia o Królestwie” - to Dobra Nowina o Jezusie, jako Zbawcy przynoszącym ostateczną fazę Królestwa Bożego. Może nas nieco zaskakiwać utożsamianie owego Królestwa ze słowem. Czy wolno te obie rzeczywistości identyfikować?
Niezawodną skuteczność Bożego słowa głosili już prorocy, dziś słyszeliśmy: „Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55, l0n) oraz „Czy moje słowo nie jest jak ogień - wyrocznia Pana - czy nie jest jak młot kruszący skałę?” (Jr 23, 29) Po Ewangelii historycznego Jezusa stwierdza św. Paweł tożsamość głosu Chrystusa z głosem nauczającego Kościoła: „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10, 17). Dlatego Orygenes wymyśla słowo autobasileia, który można by przetłumaczyć, że sam Chrystus jest Królestwem. Ta przypowieść mówi nam na pierwszym miejscu kim jest Słowo. Królestwo jest darem Boga ofiarowanym człowiekowi w Chrystusie.
Czego domaga się Bóg w tej przypowieści od ludzi? By współpracowali świadomie, ciągle pogłębiali treść o Królestwie i wytrwali w nim do końca. Żydom współczesnym Jezusowi wydawało się niekiedy, że są „synami Królestwa” (Mt 8, 12). Jezus im przypomniał warunki osiągnięcia Królestwa. Jest ono istotnie darmowym darem, ale należy go przyjąć chętnie z ufnością.
W dalszym ciągu Ewangelii łukaszowej można znaleźć dwie ilustracje właściwego przyjęcia „słowa”. „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je” (8, 21). Trzy rozdziały dalej podobna odpowiedź, ale już tylko o Matce, pada w dialogu z jakąś nieznaną kobietą z tłumu; gdy ta zawołała do Niego: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” usłyszała swoistą poprawkę swej myśli: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (11, 27n). Królestwo Boże, czyli panowanie Jezusa przyjmujemy słuchając słowa Bożego i zachowując je.
Królestwo jest darem Boga ofiarowanym człowiekowi w Chrystusie. Co z tym darem może człowiek zrobić?
Przykładem drogi, na którą padło ziarno, są prarodzice, Adam i Ewa. Bóg ofiarował im wszystko i to w obfitości: życie fizyczne, wspólnotę ze sobą, wewnętrzne szczęście, .... Kluczem do zachowania tego stanu było wzajemne zaufanie, wierzyć słowu Bożemu. Niestety pierwsi rodzice podważyli wiarygodność Boga i królowanie Boże w nich. Co zostało przez Boga zasiane w ich sercu, zostało porwane.
Jako przykład ziarna padającego na grunt skalisty można dać osobę bogatego młodzieńca, który przychodzi do Jezusa będąc przekonany, że w sposób doskonały i pełny realizuje słowa Boże. Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje? - pyta. Idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim - mówi Jezus. Potem przyjdź i chodź za Mną! Królestwo Boże nie zakorzeniło się w nim i dlatego odchodzi od Jezusowego Królestwa.
Troski doczesne i ułuda bogactwa to powód, dla którego słowo posiane między ciernie nie jest w stanie wydać owocu. Wcieleniem takiej postawy jest ewangeliczna Marta, która pomimo obecności Jezusa w jej domu bardziej była zajęta uwijaniem się około rozmaitych posług, trosk doczesnych, aniżeli słuchaniem Jezusa. Czego jej brakowało? Wsłuchania się w Jezusa.
Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. Trudno w tym momencie nie zobaczyć osoby, w której słowo to spełniło się w całej pełni i przyniosło owoc stokrotny - Maryi matki Jezusa. Św. Łukasz w scenie zwiastowania ukazał ją, jako człowieka zasłuchanego w słowo Boże - i rozważała je w swoim sercu.
Dlatego kończąc moi drodzy to krótkie rozważanie odpowiedzmy sobie: Czy czytając tę przypowieść utożsamiasz Jezusa z Królestwem Bożym. Tzn. na ile słuchasz słowa Bożego i pozwalasz na to, by ono królowało w tobie?
1.04.2014
Temat: Królestwo Boże na ziemi - przenikanie się dobra ze złem
Teksty: Ez 18, 23. 27-32; Ps 73; Mt 13, 24-30
Homilia: ks. Piotr
Dlaczego Jezus opowiada taką przypowieść? Prawdopodobnie wielu ludzi myślało, że królestwo mesjańskie, zostanie dopiero wtedy ustanowione, kiedy wszyscy grzesznicy znikną, zostaną zniszczeni.
Czy to jest właściwe myślenie? Nie, bo nie jest to myślenie Jezusowe.
Jeśli chcemy rozwiązać ten problem i spojrzeć oczami Jezusa. Królestwo Jezusa, to nie jest tylko to, które powstało ze słowa wrzuconego na żyzną ziemię, wychowane w krystalicznie czystej atmosferze. Jest wprost przeciwnie. Królestwo Boże jest wymieszane ze światem ludzi złośliwych i przewrotnych. Tak było i tak jest. Posłuchajmy tego przykładu: „Zasiewanie kąkolu lub innych chwastów na cudzym polu w celu dokonania zemsty, jest zjawiskiem na Wschodzie nierzadkim i po dzień dzisiejszy należy do grzechów, których odpuszczenie na spowiedzi jest zarezerwowane ordynariuszowi na terenie obecnego Patriarchatu Jerozolimskiego” (Fr. M. William). To również świat oszustów, którzy wyglądają przynajmniej na początku (kąkol w początkowym okresie wzrostu jest bardzo podobny do pszenicy) uczciwie, a potem stają się agresywnym chwastem.
W obliczu tych faktów ludzie wierzący wszystkich czasów stają w obliczu takich pokus. Po pierwsze: Pokusa - gorliwców. To tacy, którzy proponują w swej zapalczywości natychmiastowe powyrywanie chwastu nie patrząc na straty własne. Po drugie: To pokusa zazdrości z powodu sukcesu grzeszników. „Zazdrościłem bowiem niegodziwym widząc pomyślność grzeszników. Bo dla nich nie ma żadnych cierpień, ich ciało jest zdrowe, tłuste” (Ps 73).
Jak mamy postępować, aby naśladować Jezusowy sposób myślenia?
- Trzeba pamiętać, że owo wymieszanie owych dwóch światów jest z dopustu Pana Boga, że obok ludzi świętych i wiernych, znajdują się także grzesznicy.
- Po drugie. Bóg grzeszników, chociaż zasługują na zatracenie, nie pozbawia doczesnego bytu. Znosi ich cierpliwie, czeka na ich nawrócenie, na zrozumienie przez nich swojego dramatycznego położenia. A co najważniejsze, to On sam dokona kiedyś oddzielenia sprawiedliwych od grzeszników.
- Jeszcze trzecie podobne jest do poprzedniego, tylko dokładniej sprecyzuję. Boże postępowanie z grzesznikami podyktowane jest zasadą: „Nie chcę śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył” (por. Ez 18,23.32).
Czy w podobny sposób myślisz i działasz jak Bóg?
6.05.2014
Temat: Królestwo Boże to kontrast
Teksty: 1Kor 15, 1- 8; Ps 19, 2 – 5; Mt 13, 31 – 35
Homilia: ks. Piotr
Święto apostołów Filipa i Jakuba bardzo dobrze harmonizuje z tematyką Królestwa Bożego omawianą przeze mnie po ostatnim zesłaniu Ducha Świętego. Jezus zakłada Królestwo Boże i wyjaśnia apostołom ich możliwości: „Kto wierzy we mnie będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca” (J 14,12).
Skoro Apostołowie i my mamy taką władzę od Boga, że możemy czynić nawet większe rzeczy od Jezusa, to czemu w naszej ojczyźnie coraz mniej ludzi wierzy w Boga, a zwłaszcza ludzi młodzi. Dlaczego to królestwo się kurczy?
Na to pytanie poszukam odpowiedzi w przypowieści Jezusa o ziarnku gorczycy i o zaczynie, czyli kwasie. Pierwsza mówi o ziarnku gorczycy, czyli bardzo małym nasionku, które zostało posiane na roli, ale wyrasta z niego duże drzewo tak, że mogą się w nim ptaki gnieździć. Treść jest jednoznaczna - z czegoś co jest małe, wyrasta coś ogromnego coś pożytecznego. Drugi obraz to obraz pieczenia chleba. Wystarczy mała ilość zaczynu a nawet trzy miary, to jest około 40 litrów maki, zostanie spulchnione. Z takiej ilości mąki można przygotować ciasto dla nakarmienia mniej więcej 100 osób.
Jakie z tego możemy wyciągnąć wnioski?
Królestwo Boże rozpoczyna się niepozornie, bo naucza jeden Jezus i w dodatku zostaje zabity na krzyżu. Przedtem powołuje niewielką grupę 12 apostołów, załamanych śmiercią Jezusa. Ale oni otrzymują „zaczyn”, czyli Ducha Świętego, który ich wewnętrznie przenika, on ich uzdalnia do głoszenia Ewangelii i pobudza ludzi do jej przyjęcia.
Jezus wypowiadając tę przypowieść pragnie przygotować apostołów i ich następców, by nie zniechęcali się trudnościami. Zachęca nas byśmy zaufali mocy Bożej, która przenika cało dzieło budowania Królestwa Bożego w historii ludzkości.
Owszem Apostołowie a teraz biskupi nadzorują Kościół, ale tak naprawdę Bóg kontroluje wzrost swojego królestwa i On doprowadzi ostatecznie do jego pełni.
Królestwo Boże jest realizowane w niedostrzegalny sposób. Uczniowie mogą dostrzec działanie Boga w sprawach codziennych, jeśli będą przyglądać się im uważnie z wiarą i w mocy Ducha Świętego.
Główną myślą przewodnią tych przypowieści jest nagłe, zdumiewające przejście królestwa ze stanu niewidzialnego do pełnego rozkwitu i uniwersalnego zasięgu, obejmującego wszystkich swym zaproszeniem.
Wielki teolog kardynał Ratzinger, papież Benedykt XVI - dla mnie jest naprawdę wzorem ogromnej wiedzy, a zarazem ogromnej pokory - napisał kiedyś prawa ewangelizacyjne. Drugie prawo wynika z przypowieści o ziarnku gorczycy. Cytuję jego wypowiedź: „Wielkie rzeczy zaczynają się w pokorze. Prawo wielkich liczb nie jest prawem Kościoła (czyli gdzieś miliard wierzy w Jezusa, to nie jest prawo Kościoła) gdyż to Bóg jest Panem żniwa i od Niego zależy rytm, czas i sposoby wzrostu ziarna. Prawo to pozwala nie zniechęcać się w podejmowaniu wysiłku misyjnego”. Ta myśl była dla mnie odkrywcza. Warto do niej wrócić. Zacytuje jeszcze raz: „Wielkie rzeczy zaczynają się w pokorze”. Królestwo Boże zaczyna się od pokory nie od wielkich ewangelizacji.
I jeszcze jeden przykład ksiądz biskup Ryś, to jest sufragan diecezji krakowskiej, który powiedział: „Kiedy rozmawialiśmy w gronie ludzi odpowiedzialnych za ewangelizację Krakowa, to nieraz wracało pytanie - czy już, czy już jesteśmy dość mocni, czy już jesteśmy dość przygotowani, czy jesteśmy gotowi, żeby to dzieło podjąć. I dzisiaj rozumiemy, że to nie jest dobre pytanie. Pytanie ważne to nie jest to, czy jesteśmy dość mocni. Najważniejsze (i właściwe) pytanie brzmi: czy my jesteśmy dość słabi? Czy my jesteśmy w wystarczającym stopniu mali? Dlatego, że Bóg posługuje się tym, co najmniejsze. I o tym mówi ta przepiękna przypowieść o ziarnku gorczycy, które jest najmniejsze, kiedy się je wsiewa w ziemię, ale potem się rozrasta w wielkie drzewo”.
Moi drodzy. Chciałbym, żebyśmy po powrocie do domu tę przypowieść przeczytali jeszcze raz i przemyśleli sobie w kontekście naszych poczynań ewangelizacyjnych, który mają służyć budowaniu Królestwa Bożego. Jakie błędy popełniamy albo co robimy dobrze.
1.07.2014
Temat: Królestwo Boże najwyższą wartością
Teksty: Prz 8, 1-12; Ps 111; Mt 13, 44-46
Homilia: ks. Piotr
- „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Z radości poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę” (13, 44).
O jaki skarb chodzi. Był taki zwyczaj za czasów Jezusa, że jak ktoś był bogaty to chował te pieniądze do naczynia glinianego, zakopywał gdzieś na roli i tam one leżały. Jeśli zdarzało się, że ktoś umarł, zapomniał to wg. prawa rzymskiego, że kto zakupił pole dziedziczy także i skarb. W prawie żydowskim znalazca postąpiłby niemoralnie, gdyby w czasie pracy skarb zabrał dla siebie, bo praca i jego owoc należą do tego, który go zatrudnił. Ale jeżeli skończył pracę, tym bardziej nabył to pole to był 100% -wym właścicielem tego skarbu.
Jaki jest sens tej przypowieści? Podobnie jak jakaś niezmiernie cenna rzecz może być niedostrzegana przez wielu ludzi. Istnieje faktycznie, chociaż zakopana i niedostrzegalna dla ludzi. Podobnie jest z Królestwem Bożym, choć jest obecne, ale przez wielu jest niedostrzegane i lekceważone. I to jest prawda o tej rzeczywistości, że jest coś, czego nie widać, a naprawdę jest ważne i może być niezauważone do końca.
- „Królestwo Boże jest podobne do kupca poszukującego pięknych pereł”.
Perła w tamtych czasach była czymś absolutnie najcenniejszym. Byli ludzie, którzy się zajmowali szukaniem ich i handlem perłami. Dla Żydów perła była porównywana do samego Izraela, którego wybrał Bóg, jako perłę pośród narodów i dał im najdoskonalsze prawo. W księgach mądrości jest mowa o tym, że kto znalazł mądrość, co czytaliśmy dzisiaj, ten znalazł perłę, coś najdoskonalszego.
Drugi wymiar tej przypowieści jest ukazany w kupcu, który ma jasne plany. Znalazł perłę i wie doskonale, co z tym bezcennym skarbem zrobić. Poszedł, potem sprzedał wszystko co miał i kupił ją. Ów kolekcjoner był profesjonalistą. Wiedział co robi. Ryzykuje całym majątkiem, ale ostatecznie nabywa najcenniejszą perłę.
- Jaki z tego wniosek?
Pierwsza sprawa dotyczy tego, że człowiek, żeby odkryć jakąś wartość, w tym wypadku chodzi o Królestwo Boże to musi się na nim znać. Wiedzieć, czego szuka i gdzie ma szukać, znać jego wartość. Jezus nie bez przyczyny mówi, że to jest skarb zakopany w ziemi. Nie jest ono dostępne w taki prosty sposób (zakopane w ziemi). Jeśli chcesz, żeby Królestwo Boże było w tobie, żebyś go odkrył to musisz być czujny i uważny, czyli inteligentny człowiek. Trzeba by się uczyć rozeznawania, gdzie ono jest. Dlatego przypomnę tutaj przykład spotkania Jezusa z bogatym młodzieńcem: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne? (czyli Królestwo Boże) Odpowiedział mu: Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania. Zapytał Go: Które? Jezus odpowiedział: Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego! Odrzekł Mu młodzieniec: Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje? Jezus mu odpowiedział: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!”(Mt 19,16 - 21) Na czym polegał problem tego młodego człowieka w analogii do tej przypowieści Jezusowej. On chciał zdobyć Królestwo Boże po prostej wydawałoby się linii przestrzegania prawa. Był przekonany, że idzie dobrą drogą. Znał dobrą drogę, ale nie umiał dostrzec tego najcenniejszego momentu, perły Królestwa, którą jest ubóstwo.
Przykład: Może ktoś być głęboko przekonany, że mam rację i nawet tą rację manifestować na ulicach wyciągając krzyż, różaniec, manifestując swoją jedyną słuszną rację czy też ewangelizując na ulicach. Problem może być jednak gdzie indziej, skarb Królestwa nie jest w tobie, jak u tego młodzieńca, bo go jeszcze nie odkryłeś. Dlatego dzisiaj Jezus mówiąc tą przypowieść o Królestwie mówi nam coś takiego - zacznij szukać istoty, gdzie to Królestwo naprawdę jest? gdzie ten skarb się znajduje?
Drugi wymiar. Nie mów, że cię nie stać na „zakupienie” roli czy perły Królestwa. Człowiek z Jezusowego przykładu miał dokładnie taką sumę, jaka była mu potrzebna do nabycia roli. Mamy dość łaski Bożej, dość skarbca mądrości Bożej, żeby nam wystarczyło na zdobycie Królestwa Bożego.
Trzeci wymiar. Bohaterowie tych przypowieści uczą nas jak wykorzystać niespodziewaną szansę. Pokazują na wskroś praktyczne zachowanie na dar Królestwa. Jest nim pełne radości, wolne, a całkowite zaangażowanie się w nie za cenę wszystkich innych posiadanych wartości.
2.09.2014
Temat: Z królestwem Bożym ma się tak, jak z siecią
Teksty: Rz 12, 17 – 21; Ps 54; Mt 13, 47 - 50
Homilia: ks. Piotr
Po tej jednomiesięcznej przerwie wracam do tematu królestwa Bożego. Dzisiaj ostatnia z tego cyklu przypowieść, ale nie ostatnia o królestwie Bożym.
Przypowieść zaczyna się „Królestwo Boże ma się tak, jak z siecią”. Ja przeczytałem inaczej niż ksiądz Zbyszek przeczytał z Biblii Tysiąclecia, ale egzegeci mówią, że takie tłumaczenie, jak ja teraz przeczytałem jest lepsze. Królestwo Boże nie jest podobne do sieci, tylko ma się tak, jak z siecią. Co to znaczy, ta przypowieść wcale nie ma na celu, aby mówić o sieci. W tekście, który przeczytaliśmy dzisiaj, jest mowa o rybach. W oryginale tego słowa w ogóle nie ma, a tłumaczenie oryginalne należałoby rozumieć mniej więcej tak: zarzuconej w morze, zagarniającej wszystko z morza, nie ryby, ale wszystko. Mówię o takich szczegółach po to, żebyśmy mogli wejść w mentalność tamtych czasów i zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Obraz, który mówi o owej sieci pokazuje taką rzeczywistość, którą my nie do końca jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, bo nie jesteśmy rybakami i nie żyjemy nad morzem, ani nad jeziorem, ale wyglądało to mniej więcej w ten sposób: Była bardzo długa sieć ok. 500 m, i ok. dwóch do trzech metrów wysokości. Na górze były pływaki, na dole obciążniki, najczęściej ołowiane. Rybacy zaczepiali tą sieć nad brzegiem z jednej strony, łódź wypływała gdzieś daleko, na 500 m, to było sporo i wracała do drugiego kawałka lądu, a tam znowu ją przyczepiano. Inni ściągali tą sieć do brzegu, aż wszystkie istoty, które się w jeziorze, lub morzu znajdowały, zostały zagarnięte. Nieważne, czy dobre, czy złe, jadalne, czy niejadalne, wszystkie. Dalej jest powiedziane, że wydobywali później z owej sieci to, co jest dobre i co złe. Nic nie mówi się o rybach. Prawdopodobnie autor Ewangelii, czyli Mateusz nawiązuje do żydowskiej tradycji tego, co jest czyste i tego, co jest nieczyste. My tego też nie rozumiemy, ale w księdze kapłańskiej 11,10 jest napisane: „każda istota wodna, która nie ma płetw, albo łusek będzie dla was obrzydliwością”, czyli nie wolno wam jej jeść. Np. węgorz, wszelkie płazy, gady, które złapały się do sieci to była obrzydliwość.
Dlatego w tej przypowieści nie chodzi o ryby, ale o coś więcej. Termin „sieć napełniała się”, czy „napełnia się” świadczy o tym, że to nie jest moment końca, bo ona się napełnia, czyli coś, co się dokonuje i kiedyś się dokona, napełni się. Podobnie, jak kiedyś tutaj tłumaczyłem przypowieść o chwaście. Najpierw było zasiane zboże, potem wróg Boga rzucił między zboże nasiona chwastu, a Jezus powiedział - pozwólcie, żeby i chwast i dobre nasienie rosło – tzn. coś się dokonuje aż się dokona, czyli urośnie. To się stanie za chwileczkę jasne, kiedy będę wyciągał wnioski z tej przypowieści.
Myślę, że ten fragment Ewangelii o sieci zarzuconej w morze należy rozumieć w kontekście Ewangelii św. Jana (J3,17): „Albowiem Bóg nie posłał swojego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”. Czyli ta owa przypowieść o sieci nie mówi o potępieniu, ale o czasie, który Bóg daje człowiekowi ku nawróceniu i jest ona bardzo ważna dla nas teraz, ale także była ważna dla Kościoła pierwotnego, ponieważ ludzie spotykali się z milczeniem Boga względem zła. Mimo radosnej świadomości, że Jezus Chrystus zainaugurował erę Mesjańską, czyli królestwo Boże, Duch Święty napełnia Kościół współczesny i potwierdzały to namacalne znaki i cuda, które Duch święty czynił przez apostołów, to jednak pierwsi chrześcijanie doświadczają potwornego grzechu.
Św. Paweł w wielu listach mówi o tym. W 1Kor 5 mówi o rozpuście w Kościele, mówi nawet, że takie grzechy nie dzieją się u pogan. Podobnie w liście do Galacjan i Filipian. Również cała Apokalipsa jest nacechowana takim dualizmem zło, dobro, a opisuje się nie tylko przyszłość Kościoła, ale i aktualność, choćby 7 listów do współcześnie istniejącego Kościoła.
To jak to, królestwo Boże, a tu tak potworny grzech? Właśnie dlatego w Ewangelii św. Mateusza spotykamy się z tą przypowieścią, żeby można było zrozumieć, dlaczego w obliczu takiego dobra, jakim jest zbawienie w Jezusie, równocześnie jest tak potworne zło.
Zatem ta przypowieść o sieci, mówi przede wszystkim o cierpliwości Boga. Chciałbym z tego tekstu wyciągnąć wnioski dla mnie i dla was. Bóg wyraźnie daje znak, pokazuje, że nie jest mściwy, nie spieszy się, aby każdego grzesznika natychmiast ukarać, ale czeka na nasze nawrócenie. Pan Bóg jest istotą, która będzie czekać, czekać i jeszcze raz czekać. Jest takie przysłowie, Pan Bóg jest nierychliwy, ale sprawiedliwy, czyli nie działa zaraz, ale jednak będzie działał sprawiedliwie. I ta przypowieść mówi właśnie na ten temat. Widzimy w niej, że sieć jest zarzucona, zbiera wszystko dobre i złe i Bóg wcale w tym momencie nikogo nie potępia tylko zbiera.
Co mówi ta przypowieść o Kościele? Kościół Chrystusowy to forma działania królestwa Bożego i nie jest wspólnotą ludzi świętych, ale ludzi dążących do świętości. Nieprzyjaźń szatana w łonie Kościoła widzialnego szerzy się i widać ją wyraźnie. Również i dzisiaj w Kościele. Przecież ile mamy zgorszeń z powodu grzechów kapłanów, biskupów, ludzi świeckich, w świętym Kościele, a jest tego mnóstwo. To pomieszanie dobra i zła, jest takie jak w owej sieci, tam były stworzenia dobre i te, które Żydzi uważają za nie dobre. One są razem ze sobą zmieszane. Podobnie jest w Kościele, mimo że jest jeden, święty, apostolski to jest również i grzeszny. Podobnie może być w twoim domu. Ty możesz być człowiekiem sprawiedliwym, ale możesz mieć męża, żonę grzesznika i to potwornego, albo odwrotnie ty jesteś przewrotny, a twoja żona, mąż jest poprawny. Też tak może być, chociaż jesteś tu na tej mszy świętej.
Mówiłem na poprzednim kazaniu dwa miesiące temu, że nie możemy się tym gorszyć. Wprost przeciwnie, co mamy zrobić? I tu dochodzę do trzeciego punktu zaangażować się w drogę ku Bogu, bo szatan jest świadom (Ap 12,12), że ma mało czasu i dlatego zrobi absolutnie wszystko, żeby jakiegokolwiek człowieka ochrzczonego, szczególnie ochrzczonego, jak najszybciej ściągnąć z drogi dobra. On gorączkowo działa, żeby człowieka zmieść z tego poziomu dobrej relacji do Boga. To jest jego cel. Dlatego dzisiaj na tej Eucharystii absolutnie jedno jest pewne, trzeba się przebudzić. Bo skoro szatan ma mało czasu i jest bardzo aktywny, to my, jako chrześcijanie nie możemy być nieaktywni. Nikt z nas tu siedzących w Kościele, ani ja, ani ty, nie możemy sobie powiedzieć, że jesteśmy na tyle święci, że to wystarczy, nie możemy. Ta przypowieść mówi wyraźnie, że przyjdzie taki moment, że Bóg pośle aniołów i zaczną oddzielać dobro od zła, ten jest dobry, a ten zły, ale to już będzie moment nieodwracalny. Dzisiaj jeszcze możesz się nawrócić i to konkretnie. Nie mów, że zrobisz to jutro, tylko zrób to dzisiaj na tej mszy świętej. Dzisiaj możesz się nawrócić.
Św. Augustyn powiedział bardzo piękne zdanie komentując psalm 54, którym się dzisiaj modliliśmy: „zły istnieje, albo po to, żeby się potem poprawić, albo po to, żeby przez niego dobry się wyćwiczył”. Powiem to bardziej zrozumiale, zły przez Boga jest akceptowany w tej chwili po to, żebyśmy zrozumieli jego przewrotność i nawrócili się po tym, jak nas kusił, albo po to, żeby cię wyćwiczyć np. w cierpliwości, w miłości, w jakimkolwiek dobru.
Dlatego kończąc to rozważanie moi drodzy, jedno jest pewne – nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (list do Rzymian). Nie daj się zwyciężyć, to zło będzie koło ciebie, a ty nie będziesz ulegać pokusie, która mówi, że warto ulec złu i naśladować złe czyny ludzi, ale ty bądź tak święty i tak dobry, żeby inni widząc ciebie, jako autentycznego, prawowiernego człowieka umieli swoje zło zwyciężyć. Dlatego ten ostatni wniosek jest chyba najważniejszy z tej przypowieści o sieci, która jest rzucana w morze.
Jest dzisiaj czas, na co? Na nawrócenie, bo może jutro być koniec świata i czasu już nie będzie. Dlatego teraz powstańmy, by modlić się o potrzebne łaski.
7.10.2014
Temat: Radość w wypełnianiu woli Bożej, w zaufaniu i pracy w winnicy Pańskiej
Teksty: Flp 2, 1-5; Mt 21,28-32
Homilia: ks. Zbyszek
Na początku rozważania przypomnij sobie, jakie w ostatnim czasie było twoje najbardziej radosne wypełnienie czyjegoś polecenia… Łatwiej pewnie podać nam przykłady wspomnień negatywnych, wspomnienia ze swego dzieciństwa, ze szkoły, pracy (gdy nakazy typu: idź tam, zrobisz to teraz - tworzyły dystans wobec tych osób);
Dziś Chrystus mówi nam o Królestwie Bożym w obrazie rodziny, relacji rodzicielsko, ojcowsko-synowskich; ten króciutki opis wiele nam o relacjach w tej rodzinie. Ojciec w przypowieści wydaje polecenie, a forma samego polecenia wiele mówi o tym, kim jest ten ojciec i jak traktuje swoje dzieci. Łagodzi on ton nakazu słowem pełnym czułości i delikatności: „dziecko, idź i pracuj w mojej winnicy”. Tak mówi ten, kto zna nie tylko potrzeby swojego domu, ale rozeznaje, kto i do jakiej posługi się nadaje, i w czym ta praca nie tylko jemu i ale i tym dzieciom się przyda; (jak na tym tle wyglądają zadania nasze jako rodziców, jak sam wydaję polecenia, czy znam dobrze osoby, którym polecenia wydaję?)
Ojciec z przypowieści zrobił wszystko, by synowie zrozumieli, że tu chodzi o ich dobro, by nie odrzucali tego rodzaju miłości.
Teraz widzimy postawę synów, oni reagują odwrotnie i tak naprawdę łączy ich jedno - brak entuzjazmu. Ani jeden ani drugi nie miał chęci do tej pracy, mimo że ten pierwszy na początku mówił „tak, pójdę”, ale to była wola udawana, nieszczera. Obaj mieli może inne, w ich mniemaniu dużo ważniejsze sprawy, jakieś prace, pomysły, zajęcia, ale nie mieli chęci do tego, by spełnić to co dla nich wymyślił ich ojciec. Jaka stąd dla nas prawda? Dopóki będziemy mieli tylko swoje własne pomysły, dopóki nie zrozumiemy, że tym, co dla nas jest najlepsze, to jest to, co robi dla nas Ojciec Niebieski, Ten, który kieruje naszym życiem i pragnie naszego szczęścia, dopóty te wszystkie pomysły nie będą nam przynosiły radości. Radości doświadczamy bowiem w tym, co mówi do nas Ten, który jest źródłem Miłości.
Drugi syn „opamiętał się” – to kluczowy moment tej przypowieści. Opamiętał się i poszedł do pracy w winnicy. Nawet w tym niewygodnym dla siebie momencie on w końcu zrozumiał, że wykonanie woli swego ojca, ojca, który kocha go miłością absolutnie doskonałą, nieodwołalną, tyle razy już sprawdzoną i pamiętaną – musi przynieść mu szczęście i radość.
Dwa lata temu na kursie „Jan” na nowo zawierzyłem do końca Jezusowi całe moje życie, moje kapłaństwo wiedząc też, że pewnie będą nieraz jeszcze trudne chwile w życiu i mojej posłudze. Po jakimś czasie zauważyłem, że towarzyszy mojej dalszej posłudze coraz większa radość, radość z tych samych czynności, posług, które przedtem wykonywałem, a teraz widzę, że przynoszą mi one coraz większa radość, przyjemność z tego, że jestem posłany, żeby sprawować sakramenty, głosić Słowo, że mam coraz większą wieź z tymi, do których głoszę, do których idę. To był stopniowy proces i teraz na nowo doświadczam, jak bardzo ważne jest zawierzenie Temu, który mnie posyła i który tak bardzo kocha. W ostatnich miesiącach uczyłem się modlitwy o to, co jest dla mnie najtrudniejsze. Ks. Twardowski w jednym ze swoich utworów pisze, że zapierać się siebie potrafi dopiero ten, kto umie modlić się o to, co jest dla niego najtrudniejsze. Nie minęło wiele czasu, a stanąłem przed najtrudniejszym wezwaniem w ostatnim czasie mojego kapłaństwa, nagła zmiana i przeprowadzka, czego jesteście świadkami. I oto namacalne doświadczenie, że takie zawierzenie Panu Bogu jest mocne i piękne, bo mimo, że ta decyzja o moim przeniesieniu była bardzo bolesna i trudna, to już po kilku dniach towarzyszyła mi coraz większa radość, i na ostatniej Mszy w poprzedniej parafii, przy pożegnaniu i przy powitaniu tutaj, radość z bliskości z tymi, którzy towarzyszyli mi w tych trudnych dniach. Wiem, że jest to wynikiem głębokiego zawierzenia. Ten, który mną kieruje, wie najlepiej, co jest potrzebne nie tylko Jemu, nie tylko Jego winnicy, ale co jest potrzebne mnie samemu, i przez to pewnego rodzaju oczyszczenie prowadzi mnie do głębszej relacji z Sobą, z Tym, który jest źródłem mojego kapłaństwa, mojej posługi.
Myślę, że każdy z nas mógłby podać podobny przykład z własnego życia. To co wydawało się na początku bardzo trudne, co wydawało się wręcz bolesnym doświadczeniem, po jakimś czasie okazuje się radością, błogosławieństwem i potrafię dziękować za to, co w danym czasie wydawało mi się wielkim ciężarem. Bo widzimy, że dopiero wtedy jestem tak naprawdę bardzo blisko tego, który kocha mnie najbardziej, kiedy potrafię Mu zaufać, potrafię Mu zawierzyć.
Św. Paweł w dzisiejszym czytaniu potwierdza tę prawdę mówiąc „wy dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieć te same dążenia” (Flp 2,2) – to jest właśnie piękny udział w radości samego Boga, który pragnie szczęścia dla całej swojej winnicy, całej swojej owczarni, całego swego Kościoła - gdy mam te same dążenia, tę samą miłość, wspólnego ducha – w mojej rodzinie, w szkole, pracy, we wspólnocie… Każde dobro, które przychodzi mi z trudem, każde wyciągniecie ręki do pojednania, przełamywanie się do większej gorliwości, do przyjmowania czyjegoś napomnienia będzie owocowało dobrem dla osób obok mnie, będzie pomagać w moim rozwoju i pomnoży radość i chwałę Ojca w niebie.
Wracam do pytania z początku rozważania: kiedy była we mnie radość z wykonania jakiegoś polecenia? Czy nie wtedy, kiedy wiem, że ten, który wydaje mi polecenie jest godny szacunku, godny mojej miłości, mojej odpowiedzi na to, co do mnie mówi, bo wiem, że On pragnie mojego szczęścia, On pragnie mojego zbawienia.
Jak słuchasz, drogi bracie, siostro wezwań, które do ciebie przychodzą poprzez różne wydarzenia, różne osoby? Ile serca, entuzjazmu i radości wkładasz w to, co robisz, budując przez to i rozwijając winnicę Bożą w twoim otoczeniu? Jak naśladujesz ojca z przypowieści – ile masz delikatności, roztropności w kierowaniu, wychowywaniu twoich podopiecznych?
Panie Jezu, który wyznaczasz nam nowe, nieraz trudne zadania w Twoim Królestwie, obdarzaj nas dziecięcą prostotą, pokojem, radością, całkowitym zaufaniem Twojemu kierownictwu, abyśmy stali się skutecznymi narzędziami Twojej łaski w tej części Twojej winnicy, którą nam wyznaczasz do pracy.