5.11.2013
Temat: „Świętych obcowanie" - współodpowiedzialność wierzących w Jezusa.
Budowanie królestwa Bożego nie jest skierowane tylko do żyjących na ziemi.
Teksty: Rz 14, 7-9; Ps 148; Mt 25, 31-46
Homilia: ks Piotr
Kontynuuje temat Królestwa Bożego pośród nas. Inspiracji do tej refleksji dodał mi miesiąc listopad oraz wywiad z Robertem Wyszyńskim doktorem socjologii kultury na Uniwersytecie Warszawskim. Cytuje jego wypowiedź: „Myślenie, że cmentarz to powinny być aleje, po których chodzimy z zadumą, a ludzie powinni wchodzić w obieg natury, jest bardzo oświeceniowe i nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Dziś, kiedy palimy zmarłych, wysypujemy prochy, jest to rozważanie w kategoriach utylizacji. Panuje przekonanie, że umarli nie powinni zajmować miejsca w naszym życiu”. Dwiema rękami mogę się podpisać pod wypowiedzią tego pana doktora. Świecki człowiek, ale myśli całkowicie w kategoriach chrześcijańskich. Przez wiele lat kazano nam chodzić z zadumą po cmentarzach. To nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, to był trend oświeceniowy, prąd w kulturze. Teraz zachęca się nas do palenia zmarłych, bo po co zmarli mają zajmować kolejne cmentarze, przecież dla żyjących potrzeba miejsca. Nie daje się w centrum miast nowych cmentarzy, bo zatruwają środowisko i mogą zaszkodzić żyjącym.
Ta świecka mentalność wchodzi w naszą świadomość i zaczyna deformować chrześcijański sposób życia. Na przykład dotyczy to prawdy o „świętych obcowaniu”. Krótko tę prawdę wam przedstawię.
Jezus jest głową Kościoła, zarówno tych, jak my, modlących się tutaj, jak i tych, którzy cierpią w czyśćcu, jak i tych, którzy są w niebie. Jeden Jezus Chrystus jest głową wszystkich. On początkiem a równocześnie ukoronowaniem wspólnoty Kościoła. Dlatego na początku zapraszałem do wspólnej modlitwy naszych bliskich zmarłych, by się razem z nami modlili. Chrześcijaństwo, to nie jest tylko przypominanie sobie, jaki był mój tata, moja mama, moje rodzeństwo. Wiara nasza, to wspólnota życia tych, którzy umarli w ciele z nami, którzy jeszcze żyjemy w ludzkim ciele.
Budowanie Królestwa polega m. in. na tym, że jesteśmy świadomi tego i to „obcowanie świętych” pogłębiamy. W jaki sposób?
W 1 Kor 12, 26 mamy: „Gdy cierpi jeden członek (Kościoła) współcierpią wszystkie inne członki”. Czyli mówiąc inaczej, jeśli ja nie myślę o zmarłych, są dla mnie abstrakcją to cierpię ja. Jeżeli święty jest kimś dla mnie abstrakcyjnym, niepotrzebnym, to jestem uboższy, czegoś mi brakuje. My, jako Kościół pielgrzymujący tu na ziemi jesteśmy wspólnotą wiary tych dóbr duchowych, które nas np. jednoczą. Jesteśmy wspólnotą sakramentów, bo uczestniczymy w Eucharystii, jesteśmy wspólnotą łaski - wszyscy wierzymy, że Bóg nas zbawia, jesteśmy również wspólnotą charyzmatów, którymi tu się posługujemy, żeby ta liturgia była bogatsza. Ale jeśli ich zapraszamy na nasze zgromadzenia, by razem z nami chwalili Boga, stajemy się bogatsi. Jeżeli nie zapraszamy zapominamy o nich, to tracimy mówiąc dosadnie stajemy się inwalidami.
Kościół zadośćcierpiący, czyli Kościół w czyśćcu też cierpi, bo przebywający w nim z powodu z byt wielu grzechów popełnionych na ziemi, nie potrafią kochać Boga w pełni. Oni dzięki miłości Bożej oczyszczają swoją miłość, by byli godni stanąć przed Bogiem w pełni radości. My możemy im pomóc - Druga Księga Machabejska w 12 rozdziale nam to wyjaśnia. Dlatego jeśli my im nie pomagamy (przez modlitwę, odpusty, itd.) czyli zapominamy o nich, to oni cierpią dłużej.
Jest jeszcze Kościół w niebie, tzw. Kościół chwalebny. Tam jest pełna komunia Boga z ludźmi doświadczającymi pełni zbawienia Jest tam pełnia życia i miłości, tam wszyscy ze wszystkimi współpracują, tam „kipi” miłością. Nie ma tam nudy. Niewierzący lub słabo wierzący nam wmawiają, że w niebie nie ma co robić, sama nuda, natomiast w piekle to jest ciekawiej. Prawda jest taka, że dzięki zbawieniu w Jezusie Chrystusie, w którym jest pełnia miłości, zbawieni żyją również pełnią życia i mogą doświadczać pełni miłości w Bogu i względem siebie. Dlatego oni nie zamykają się w miłości wzajemnej, ale rozlewają ją również na tych, którzy pozostali w wędrówce do nieba. Miłość małżeńska, rodzinna, przyjaźń nie kończą się, gdy człowiek umiera. Ona w miłości Bożej się uszlachetnia i okazywana jest w formie doskonalszej na nas pielgrzymujących. Tak na marginesie - jak najczęściej Bogu dziękujmy, że mieliśmy świętych rodziców, rodzeństwo, przyjaciół. Dzięki nim, ich doskonałej miłości Bożej nie idziemy sami tu na ziemi, ale mamy wspaniałych pomocników, którym zależy, byśmy się spotkali wszyscy przed Bogiem w niebie.
Jeżeli natomiast umiera twój bliski w grzechu to niestety jesteś osamotniony, upośledzony, co nie znaczy, że przegrany. Gdy jednak masz świadomość tego, co przed chwilą powiedziałem, to zintensyfikuj relacje do nich, wykorzystaj „świętych obcowanie”, aby im pomóc.
Budowanie Królestwa tu na ziemi dokonuje się przy współudziale Kościoła cierpiącego w czyśćcu i tryumfującego w niebie.